Armenia: Rosnący strach przed nową wojną
28 marca 2023Gohar specjalnie założyła na trening kurtkę w ochronnych barwach. Jest piątkowy wieczór, krótko przed godziną 20:00, w podstarzałej hali na obrzeżach stolicy Armenii, Erewania. Ta 27-latka zrobiła już kilka rund pompek i przysiadów, a teraz czeka ją lekcja obchodzenia się z bronią.
„Wszyscy muszą być przygotowani”
– Sytuacja w naszym kraju jest tak niestabilna, że każdy Ormianin powinien umieć strzelać – wyjaśnia i dodaje: „Na wypadek, gdyby coś poszło nie tak”. Gohar nawiązuje w ten sposób do kruchego zawieszenia broni między Armenią a sąsiednim Azerbejdżanem. Ostatnia wojna między nimi jesienią 2020 roku trwała 44 dni, zginęło w niej wtedy 6500 osób.
Gohar przychodzi tu sześć razy w tygodniu, na paramilitarne szkolenie organizacji „Voma”, za każdym razem na trzy godziny, choć ma pracę jako dentystka i jest matką rocznego syna. – To ważne, żebyśmy wszyscy, także cywile, byli przygotowani – zaznacza.
Inni też tak to widzą: na szkolenie tego wieczoru przyszło 25 uczestników, ponad połowa z nich to kobiety. W jednym kącie sali ćwiczą wspinaczkę górską, w innym – pierwszą pomoc dla rannych żołnierzy. Obok apteczki leżą atrapy kałasznikowów. Według własnych informacji organizacja „Voma” przeszkoliła już od 5 do 6 tys. ochotników, finansując to głównie z datków Ormian z zagranicy. Zapotrzebowanie na takie szkolenia wzrosło ogromnie od czasu ostatniej wojny.
Dwie wojny, dziesiątki tysięcy istnień
Konflikt między tymi dwiema byłymi republikami radzieckimi – Armenią i Azerbejdżanem – trwa już od dziesięcioleci. W centrum sporu znajduje się region Górskiego Karabachu, zamieszkany głównie przez Ormian. Po upadku Związku Radzieckiego proklamowano tam niepodległą Republikę Górskiego Karabachu, ale społeczność międzynarodowa nigdy jej nie uznała.
Niedługo potem, w 1992 roku, wybuchła wojna między Armenią, która miała wówczas przewagę militarną, a Azerbejdżanem. Trwała do 1994 roku, pochłonęła dziesiątki tysięcy ofiar po obu stronach i doprowadziła do masowych ucieczek i wypędzeń. Armenia następnie zajęła terytorium, które według prawa międzynarodowego należy do Azerbejdżanu. Później, w drugiej wojnie w 2020 roku, Azerbejdżan uzyskał kontrolę nad dużą częścią tego regionu. Organizacja praw człowieka Amnesty International oskarża obie strony konfliktu o popełnienie zbrodni wojennych.
Wojna ta oficjalnie zakończyła się 10 listopada 2020 roku porozumieniem o zawieszeniu broni, w którym pośredniczyła Rosja. Wizyta w ormiańskiej wiosce Sotk, odległej o zaledwie pięć kilometrów od granicy z Azerbejdżanem, pokazuje, jak kruche jest to porozumienie. We wrześniu 2022 roku wieś została ostrzelana przez Azerbejdżan.
Sołtys wioski Sevak Chaczatarjan pokazuje dom, w który uderzył pocisk artyleryjski. – Mieszkała tu siedmioosobowa rodzina – opowiada i dodaje, że atak nastąpił w nocy. Teraz stoją tylko resztki ścian, okna są rozbite, na podłodze leżą potłuczone naczynia, jedna łyżka i stara patelnia.
– To prawdziwy cud, że nikt wtedy nie został ranny. Wszyscy mieszkańcy tuż przed atakiem schronili się w bezpiecznym miejscu.
W sąsiednim domu została jednak ranna młoda kobieta, która przyjechała z zagranicy, by odwiedzić matkę. W całkowicie zniszczonym salonie wciąż stoi telewizor, przypominający o lepszych czasach.
Opuszczeni przez Rosję
We wrześniu 2020 roku zaatakowano inne miejscowości położone wzdłuż granicy, przy czym obie strony obwiniały się wzajemnie o ten atak. Rosyjskie siły pokojowe, które mają monitorować przestrzeganie porozumienia o zawieszeniu broni z 2020 roku, nie były w stanie lub nie chciały zapobiec eskalacji konfliktu. W każdym razie wielu Ormian czuje się opuszczonych przez Rosję, ich dawne mocarstwo ochronne.
– Wojna na Ukrainie dotyczy również nas, Ormian, ponieważ stworzyła próżnię władzy na Kaukazie Południowym – mówi Tigran Grigorjan, szef think tanku Regionalne Centrum Demokracji i Bezpieczeństwa w Erewaniu. Jeśli Azerbejdżan złamałby teraz porozumienia, Moskwa – inaczej niż wcześniej – już by nie interweniowała.
Ku irytacji Rosji, Armenia i Azerbejdżan zgodziły się na unijną misję obserwacyjną. Około 100 policjantów z różnych krajów UE ma patrolować przygraniczne miejscowości w Armenii i dokumentować ewentualne incydenty. – Nie możemy interweniować, mamy tylko lornetki i kamery – mówi Markus Ritter, szef unijnej misji.
Według niego, wielu Ormian cieszy się z obecności UE, ale jednocześnie tłumi oczekiwania związane z tą misją. Unijni obserwatorzy nie są wpuszczani na terytorium Azerbejdżanu, więc Markus Ritter i jego koledzy nie mogą ocenić, czy dochodzi tam do jakichś ruchów oddziałów przygotowujących się np. do nowych ataków.
– Wielu Ormian spodziewa się ofensywy Azerbejdżanu na wiosnę. Jeśli do niej nie dojdzie, nasza misja będzie sukcesem – podkreśla.
W ostatnich dniach znów doszło do incydentów: Armenia oskarżyła wojska azerbejdżańskie o zabicie żołnierza. Tydzień wcześniej, według doniesień z Baku, Armenia rzekomo ostrzelała pozycje azerbejdżańskie.
Takie wiadomości sprawiają, że Gohar nadal chodzi na treningi paramilitarne w Erewaniu. Ukończyła już połowę trzymiesięcznego szkolenia. Co ją czeka w przyszłości? – Są dwa scenariusze. Optymistyczny jest taki, że uda nam się usiąść przy stole rokowań i uporządkować dzielące nas różnice. A pesymistyczny jest taki, że będziemy ze sobą walczyć aż do śmierci.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>