"Gazociąg Południowy jest obiektem przetargów politycznych" [WYWIAD]
14 czerwca 2014Deutsche Welle: Kiedy KE zażądała od Bułgarii wstrzymania prac budowlanych przy magistrali gazowej South Stream, doszło do zaostrzenia konfliktu. Jak ocenia Pan takie działanie?
Gerhard Mangott: Komisja Europejska, jak można sądzić na podstawie wypowiedzi niektórych jej przedstawicieli, uzależniła postępy w przyznaniu zezwolenia na budowę Gazociągu Południowego od rozwoju sytuacji na Ukrainie. Co jest czymś nowym, ponieważ do tej pory przypominano tylko rosyjskiemu koncernowi Gazprom o tym, że określone zobowiązania muszą być realizowane wg reguł obowiązujących w UE. Obecnie mamy do czynienia z wyraźnym upolitycznieniem projektu z gazociągiem. Powstaje pytanie, czy KE nie uprawia polityki energetycznej, postrzeganej jako element ogólnej polityki zagranicznej? Taki rozwój sytuacji niepokoi, bowiem KE powinna pracować nad bezpieczeństwem energetycznym Unii, a nie zajmować się polityką zagraniczną.
Jak ocenia Pan opinie niektórych obserwatorów, którzy twierdzą, że Bruksela wykorzystuje projekt budowy Gazociągu Południowego do wywarcia presji na Moskwę?
KE nie chce nawet w tej chwili prowadzić poważnych rozmów z Gazpromem na temat spełnienia przezeń warunków trzeciego pakietu energetycznego (dotyczy on liberalizacji rynku gazu w UE, przyp. red.), szczególnie w przypadku dostępu do infrastruktury gazowej konkurencji oraz ustalenia cen za transport gazu. Komisja Europejska podejmie te rozmowy wtedy, kiedy Rosja zachowa się dobrze, z europejskiego punktu widzenia, w stosunku do Ukrainy. Porusza się przy tym tematy, które nie mają nic wspólnego z europejską polityką energetyczną, lecz pozwalają wywrzeć presję na Rosję. To rodzaj sankcji przeciwko Gazpromowi prowadzonych nieoficjalnie.
Sześć krajów UE (Bułgaria,Chorwacja, Grecja,Węgry, Słowenia i Austria), a także kandydująca do Unii Serbia, są zainteresowane uruchomieniem gazociągu. Czy z powodu chwilowego wstrzymania jego budowy dochodzi w Brukseli do sporów?
Kraje te podpisały z Rosją dwustronne umowy, które z punktu widzenia prawa obowiązują. Moskwa mogłaby zatem wystąpić przeciwko nim na drodze prawnej. Jednak trudno sobie wyobrazić, by Rosja zechciała wprowadzić sankcje wobec Bułgarii czy innych krajów, które zaangażowane są w budowę gazociągu. Bo w ten sposób sama zalokowałaby swój własny projekt. Te państwa unijne, które wywierają naciski w sprawie South Stream nie współpracują z Rosją. Są to: Wielka Brytania Szwecja i kilka krajów wschodnioeuropejskich. Do tej sprawy mieszają się także niestety Stany Zjednoczone, chociaż chodzi w niej o europejską politykę energetyczną, która nie jest przedmiotem negocjacji transatlantyckich.
Prezydent Władimir Putin podpisał ostatnio umowę z Chinami, w której chodzi o dostawy gazu o wartości 400 mld dolarów. Jednocześnie Europa pozostaje nadal najważniejszym klientem dla Rosji. Czy Kreml znalazł się teraz pod presją?
Rosja znajduje się już pod presją. Ukraina domaga się od niej niższych cen gazu i od tego uzależnia podjęcie rozmów w sprawie jej zadłużenia. Moskwa mogłaby powiedzieć: w takim razie przestaniemy dostarczać gaz Ukrainie. Ale wtedy ucierpiałby także tranzyt gazu do Europy. A Gazprom nie może sobie obecnie pozwolić na to, by uchodzić w Europie za niesolidnego dostawcę.
Czy cena gazu 500 dolarów za tysiąc metrów sześciennych, której domaga się Rosja od Kijowa, nie jest wygórowana?
Bez wątpienia jest. Jednak Rosja nie może powrócić do cen z 2010 roku. Z drugiej strony żądanie Ukrainy, by płaciła tylko 265 dolarów za m3 jest nie do zaakceptowania, ponieważ to znacznie mniej, niż Gazprom żąda od europejskich odbiorców. Ale Ukraina najwyraźniej uważa, że ma silną żpozycję przetargową, bo w przeciwnym wypadku nie domagałaby się tak uparcie niskiej ceny od Gazpromu.
Jest mało prawdopodobne, że Gazociąg Południowy, jak pierwotnie planowano, zacznie funkcjonować pod koniec 2015 roku. Jak, Pana zdaniem, mógłby wyglądać kompromis w sporze o ten projekt?
Przypuszczam, że długofalowym celem Komisji Europejskiej jest doprowadzenie do tego, by Rosja zagwarantowała dostawę minimalnej ilości gazu przez Ukrainę, zanim UE rzeczywiście okaże gotowość do zawarcia z nią kompromisu w sprawie Gazociągu Południowego. Z punktu widzenia KE gazociąg ten szkodzi bezpośrednio Ukrainie, ponieważ gaz, który jest transferowany dotąd przez jej terytorium dzięki nowemu gazociągowi będzie transportowany z jej pominięciem. Oznacza to, że Ukraina straci dochody z tytułu tranzytu. Tymczasem EU nie chce dopuścić do tego, by Ukraina straciła je całkowicie, lecz tylko ich pewną część.
Gerhard Mangott jest profesorem politologii na Uniwersytecie w Innsbrucku. Jest ekspertem ds. Rosji i Ukrainy oraz bezpieczeństwa energetycznego UE w sektorze ropy naftowej oraz gazu.
Nemanja Rujevic / Alexandra Jarecka
red. odp.: Andrzej Pawlak