Berlin przyciąga europejskich artystów
5 października 2010Pernille Koldbech Fich z Danii, Guillaume Airiaud z Francji i Christopher Sage z Wielkiej Brytanii czują się w Berlinie jak ryby w wodzie. To miasto kryje w sobie tysiące nowych możliwości artystycznego wyżycia się, których nie sposób znaleźć gdzie indziej - mówią - i trudno nie przyznać im racji.
Berlińskie portrety z wschodnim rodowodem
Pernille Koldbech Fich nie ma czasu na udzielanie wywiadów. Ma na karku przeprowadzkę. Właśnie dobiegł końca jej pobyt w "Künstlerhaus Bethanien" - domu pracy twórczej dla stypendystów z zagranicy - i w ciągu paru dni musi przenieść się do wynajętego już, własnego atelier. Pernille chce zostać w Berlinie.
"To miasto mnie uskrzydliło" - twierdzi młoda, duńska fotograficzka, specjalizująca się w portretowaniu przechodniów. "W Kopenhadze wszyscy ludzie są do siebie podobni, ale tu spotykam taką mnogość typów, że czasem trudno mi się jest zdecydować, komu powinnam najpierw zrobić zdjęcie. Myślę, że ma to związek z historią Berlina, w którym krzyżują się losy ludzi z obu części Niemiec i z zachodu i wschodu Europy. Ci ostatni są dla mnie najciekawszym obiektem artystycznych fascynacji" - mówi.
Artystyczna stolica Danii i nie tylko
Pernille należy do zaskakująco licznej grupy duńskich artystów, zwłaszcza młodego pokolenia, którzy związali swe losy ze stolicą Niemiec. Duńska prasa od pewnego czasu pisze z przekąsem, że Berlin stał się po cichu drugą stolicą Danii, odbierając Kopenhadze miano centrum życia kulturalnego kraju.
Coś w tym jest, bo dziś w Berlinie mieszka i tworzy aż jedna trzecia duńskich artystów, głównie tych, specjalizujących się w sztukach plastycznych z Olafurem Aliassonem na czele. Ten trend zaczął się kształtować tuż po upadku Muru Berlińskiego i nic nie stracił na sile do chwili obecnej.
Duńczycy opanowali śródmieście, w którym założyli kilka, cenionych w świecie, galerii sztuki i nadają ton życiu artystycznego w jednej z najbardziej wielokulturowych dzielnic miasta - Kreuzbergu. W pewnym stopniu to ich zasługą jest zdetronizowanie przez Berlin dawnej, kulturalnej stolicy Niemiec - Kolonii. Na ostatniej wystawie sztuki współczesnej Documenta, niemal połowa pokazanych prac była dziełem artystów z Berlina, a to o czymś świadczy!
Neuköln zmienia oblicze
Młodzi, zagraniczni artyści upodobali sobie dwie berlińskie dzielnice: Kreuzberg i Neukölln. Różne krążą o nich opinie. Jedni omijają je dużym łukiem, bo widzą w nich dowód na fiasko teorii multikulturowego tygla i wskazują na nieprzezwyciężalne bariery integracji, innych zaś najbardziej fascynuje właśnie ta kulturowa i językowa "wieża Babel".
Ci ostatni też dostrzegają utrzymujące się tu problemy: masowe bezrobocie, wyjątkowo duży odsetek imigrantów i walczące między sobą gangi uliczne, ale to się zmienia. Skinheadzi i dresiarze są mniej widoczni niż parę lat temu. Dziś, coraz częściej, można ich spotkać zgodnie popijających piwo w knajpkach, urządzonych przy powstających jak grzyby po deszczu galeriach sztuki, lub oglądających razem transmisję z meczów niemieckiej jedenastki narodowej.
Berlin jest "cool!"
Tak twierdzi młody rzeźbiarz z Francji, Guillaume Airiaud. "Najbardziej uderza mnie tu niespotykana gdzie indziej wolność i luz. W Berlinie na każdym kroku można spotkać ludzi z całego świata. To miasto pulsuje życiem i jest otwarte na nowe pomysły".
Guiliaume przybył do Berlina przed trzema laty w ramach europejskiego programu edukacyjnego Erasmus. Po zakończeniu stypendium wynajął z paroma kolegami atelier w dzielnicy Neukölln i założył galerię "Studio 54". On sam wystawia w niej abstrakcyjne rzeźby drewniane. Jego koledzy, pochodzący z Niemiec, Włoch, Iraku i Wielkiej Brytanii, prezentują w niej obrazy, grafikę, fotogramy i projekty architektoniczne.
Te ostatnie są dziełem Londyńczyka, Christophera Sage. Do Berlina trafił siedem lat temu, szukając miejsca na Ziemi, które mógłby uznać za fascynujące pod względem różnorodności sposobów na codzienne życie i inspirujące go jako artystę. Dzielnica Neukölln spełniała, w jego oczach, oba te kryteria. Został tu i - jak mówi - nie żałuje.
"Najbardziej podoba mi się temperatura dyskusji o architektonicznym obliczu zjednoczonego Berlina. Co w nim należałoby wyburzyć, a co zostawić i odrestaurować, albo zmodernizować, i dlaczego. Tego nie ma nigdzie indziej, przynajmniej w takim natężeniu, dlatego fantastycznie mi się tu pracuje!".
Tego samego zdania jest Pernille Koldbech Fich z Danii. "Z Berlinem może konkurować tylko Nowy Jork. Obie metropolie są w ciągłym ruchu. Bez przerwy coś się w nich dzieje, ale Berlin jest dużo bardziej przytulny i wyciszony. To mi w nim odpowiada najbardziej" - mówi i rusza na ulicę z aparatem w nadziei "upolowania" kolejnego przechodnia, którego mogłaby sportretować.
Aya Bach / Andrzej Pawlak
red. odp. Bartosz Dudek