Brunatna policja
3 kwietnia 2011Wywodzili się najczęściej z klasy średniej. Byli rzemieślnikami, urzędnikami, sprzedawcami. Mieli rodziny, dzieci, przyjaciół, jeździli na wakacje. Byli całkiem zwykłymi ludźmi, a jednak służyli wrogiej ludzkości ideologii - narodowemu socjalizmowi.
Jeden z wielu
Jednym z nich był Juliusz Wohlauf urodzony w 1913 roku w Dreźnie. Po maturze piął się po szczeblach kariery w policji, awansując do pozycji dowódcy batalionu rezerwowego. Uczestniczył w deportacjach i masowych egzekucjach Żydów w Polsce. Po wojnie pracował w firmie elektrycznej. Potem w policji, w Hamburgu, gdzie awansował nawet na stanowisko kierownika wydziału. Karierę zakończył w 1963 roku, kiedy wszczęto przeciwko niemu dochodzenie w sprawie uczestnictwa w zamordowaniu 9200 osób. Juliusza Wohlaufa skazano na 9 lat więzienia.
Niewygodna prawda
Przypadek Wohlaufa jest jednym z wielu, o których można dowiedzieć się z wystawy „Porządek i zagłada - policja w Narodowym Socjaliźmie” ("Ordnung und Vernichtung - Polizei in NS-Staat") w Niemieckim Muzeum Historycznym w Berlinie. Po raz pierwszy niemieckie muzeum zajęło się tym mrocznym rozdziałem historii. Partnerami w organizacji wystawy są Wyższa Szkoła Policyjna oraz federalne i landowe ministerstwa spraw wewnętrznych, które sfinansowały ją sumą 1,3 miliona euro.
Policja w czasach terroru
Wystawa udostępniła zwiedzającym nie tylko policyjne sprawozdania, zdjęcia, listy, wycinki z gazet, ulotki, legitymacje służbowe, lecz przede wszystkim unaoczniła, że policja wspierała dyktaturę narodowego socjalizmu, aż do jej końca. Służyła w obronie przeciwlotniczej, pilnowała obozów robotników przymusowych. Była instytucją, która zajmowała się kontrolą, prześladowaniami i zbrodniami na setkach tysięcy ludzi.
Od chwili napadu Hitlera na sowiecką Rosję w 1941 roku brunatna policja dopuszczała się morderstw na Żydach w Europie Wschodniej, prześladowała partyzantów, zajmowała się likwidacją żydowskich gett, kontrolą transportów, mordowaniem ludności cywilnej. Na wielu fotografiach można zobaczyć uśmiechnięte i zadowolone twarze policjantów, którzy mordując i niszcząc mogli zawsze powołać się na rozkaz, który otrzymali.
Niezrozumiałe motywy
Co skłoniło przeciętnych ojców rodzin do mordowania? Kurator wystawy Martin Hölzel wymienia całą masę motywów. Policjanci mieli stałe dochody, uznanie społeczne i respekt. Nie wysyłano ich front, przez co ich szanse na przeżycie wojny były większe niż żołnierzy Wehrmachtu. Do zbrodni pchało ich posłuszeństwo, presja grupy, ale również ideologia i rutyna. Wielu z nich zagarniało mienie ofiar.
Przy tym, jak zapewnia pomysłodawca wystawy Detlef Graf, odmowa udziału w masowych egzekucjach nie wiązała się wcale z konsekwencjami. Pomimo to, tylko nieliczni odważyli się sprzeciwić rozkazom. Zresztą dowództwo dbało o stan ducha swoich podopiecznych zaopatrujących ich po egzekucji w dużą ilość alkoholu.
Po wojnie
A po zakończeniu wojny brunatne mundury przefarbowano, odpięto z piersi żelazne krzyże i zaczęto tworzyć legendy oraz zadbano o siatkę kontaktów wśród swoich. Wielu policjantów mogło dalej pracować w zawodzie lub zająć się czymś innym. Dopiero pod koniec lat 50. zaczął się powolny proces rozliczania przeszłości. Jednak liczba wyroków, które zapadły, była niewielka. Zbyt mało było dowodów i sprawdzonych informacji. Zabrakło jednocześnie dobrej woli, by wszystko zacząć od nowa. Dopiero po dziesiątkach lat zajęto się wreszcie niewygodnym tematem, jednak zdaniem wielu, zbyt późno.
Kornelia Rabitz/ Alexandra Jarecka
Red.odp.: Małgorzata Matzke