Była sekretarka obozu zagłady w Stutthofie przed sądem
7 września 2022Chaim Golani z Izraela przez godzinę wspomina za pomocą łącza wideo swój pobyt w niemieckim obozie koncentracyjnym Stutthof w pobliżu Gdańska. Trwające całymi godzinami apele na grudniowym mrozie, strach przed pobiciem przez esesmanów i chłostą. Wspomina miskę cienkiej breji i kawałek chleba, jako dzienną rację żywnościową. Golani miał wtedy 13 lat, a Stutthof był trzecim obozem, w którym przebywał. Z rodziny ocalał tylko jego ojciec. Reszta została zamordowana przez Niemców na Litwie.
Niewolnicza praca w krematorium
Dla słuchaczy w Sądzie Krajowym w Itzehoe szczególnie przytłaczające były zeznania Golaniego dotyczące „serca owej maszyny zagłady”, jaką był obóz Stutthof. Już po kilku tygodniach od przybycia do obozu w grudniu 1943 roku został przydzielony do pracy w krematorium. Musiał tam przeszukiwać zabitych więźniów w poszukiwaniu przedmiotów wartościowych, zdejmować im buty i sortować je.
– Tego strasznego zapachu nie sposób sobie wyobrazić – mówi i wyciąga chusteczkę. Na pytanie prokurator, czy ma jeszcze jakieś rany z tamtego czasu Golani odpowiada: „Fizycznych nie, na szczęście. Ale moja dusza jest jedną wielką raną”.
Pomocnictwo w systematycznym mordowaniu
W tym czasie osiemnastoletnia Irmgard F. pełniła służbę w Stutthofie. Była sekretarką komendanta obozu Paula-Wernera Hoppe i z tego powodu od października 2021 roku stoi przed sądem. Według aktu oskarżenia „pełniąc funkcję stenotypistki i sekretarki [...] pomagała władzom obozu w systematycznym zabijaniu przebywających w obozie więźniów”. Przez jej biurko przechodziły rozkazy egzekucji i dalekopisy dotyczące deportacji z Warszawy do Stutthofu, względnie ze Stutthofu do obozu zagłady Auschwitz-Birkenau.
Jednak Irmgard F. twierdzi, że nic nie wiedziała o tej maszynerii zabijania w bezpośrednim sąsiedztwie swojego miejsca pracy, maszynerii, której ofiarą padły dziesiątki tysięcy więźniów. Nie zaprzecza zagładzie Żydów, ale nie czuje się tutaj absolutnie winna, jak na początku procesu stwierdził jej adwokat. Poza tym oskarżona milczy. Także i w ten wtorek 7 września. Ta dziewięćdziesięciosześciolatka w masce FFP2 spogląda tylko od czasu do czasu na ekran lub na swoje buty. Jej twarz przybiera wyraz irytacji, kiedy Golani twierdzi, że ją sobie przypomina.
„Baliśmy się tej kobiety”
Golani mówi, że przypomina sobie kobietę w esesmańskim mundurze i butach, która zawsze towarzyszyła wysokiemu rangą oficerowi SS - „komendantowi”. To ona wskazywała mu więźniów do ukarania. – Baliśmy się tej kobiety. Nikt nie odważył się spojrzeć jej w oczy – wspomina świadek.
Jednak wielu uczestników procesu powątpiewa, czy kobieta, o której mówi Golani, to rzeczywiście Irmgard F. Według dotychczasowych ustaleń wydaje się mało prawdopodobne, aby komendant wyszedł do więźniów w towarzystwie cywilnej urzędniczki. Adwokat Golaniego, Hans-Jürgen Förster, wyjaśnia, że zeznania jego klienta odzwierciedlają jedynie „ogrom władzy”, jaki więźniowie odbierali w kontakcie do esesmanów. Nie zawsze chodziło tu o samego komendanta obozu. To może być „pomyłka we wspomnieniach”.
Wyścig z czasem
Także dziewięćdziesięciodwuletni Golani przyznał później, że nie jest już w stanie dokładnie opisać komendanta czy też osób mu towarzyszących. Wiedział bowiem z własnego doświadczenia, „że spoglądanie w twarz esesmanom i osobom w ich towarzystwie groziło śmiercią”. Także inne fragmenty jego zeznania budzą wątpliwości. Na przykład data przybycia Golaniego i jego ojca do obozu. Golani twierdzi, że było to w zimie, jednak z akt obozowych wynika, że mógł tam przyjechać między sierpniem i wrześniem.
Po 80 latach od tamtych wydarzeń nie da się jednak dokładnie zweryfikowań słów Golaniego. Wie o tym każdy sąd w tego typu późnych procesach nazistów. – Istotne jest przede wszystkim to, aby ofiary miały możliwość opowiedzenia swojej historii – jak mówi adwokat Onur Özata reprezentujący przed sądem trzech innych byłych więźniów obozu. Czas bowiem biegnie nieubłaganie: z 31 pierwotnych oskarżycieli posiłkowych, ofiar i członków rodzin, przy życiu pozostało 29. Jednak termin wydania wyroku jest nieznany.
Chaim Golani poczuł w każdym razie ulgę, jak mówi w wywiadzie dla DW. Wcale nie chodzi mu o Irmgard F. – Zrobiłem to dla mojej matki, siostry i innych ofiar shoah. Teraz jest już dobrze.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>