„Chcę wiedzieć, kto kryje się za tą chustą”. Reportaż z Bonn
19 sierpnia 2016Sabine Galuschka zna tu wszystkich. Ma 57 lat i prowadzi w Bad Godesberg, dzielnicy Bonn, małą kwiaciarnię. Często rozmawia z klientami. Nie tylko o kwiatach. Jednym z gorących tematów jest dyskusja wokół zakazu noszenia burki w Niemczech. „Nie podoba mi się to, że każdy tu chodzi zakryty. My przecież też nie wychodzimy zasłonięci na ulicę”, wzdycha Galuschka i dodaje z troską w głosie: „Chciałabym po prostu wiedzieć, kto kryje się za tą chustą”.
Nie wszystkie kobiety w Bad Godesberg noszą chusty. Na ulicach jest dużo kontrastów. Z jednej strony młode kobiety w topach, z drugiej kobiety w chustach. Niektóre nawet w burkach czyli mają zakryte całe ciało. Widać tylko oczy.
Nieśmiałe spojrzenia
„Nie mogę powiedzieć złego słowa o Arabkach. Większość jest bardzo miła, niektóre mówią mi nawet dzień dobry. Szkoda, że nie widać ich twarzy”, mówi kobieta z zakupami w rękach. Pilnuje się, by nie powiedzieć złego słowa. „Na pewno nie mają złych intencji. Zakrywanie się jest częścią ich kultury”. Po chwili dodaje jednak:, „Ale jeśli już ktoś decyduje się na życie w innym kraju, powinien respektować panujące tam zasady. Może powinien wybrać inny kraj...”. Nie chce podać swojego nazwiska, nie chce być fotografowana.
Wiele osób nie chce tu rozmawiać o zakazie noszenia burki, o uchodźcach. Niektórzy obawiają się, że zostaną wepchnięci w prawicowy szablon. W tej części Bonn plotki rozmnażają się szybko. Mówi się np. o figurantach, którzy dla arabskich biznesmenów kupują mieszkania. Inni z kolei opowiadają, że Arabowie płacą 20 euro za metr kwadratowy wynajmowanego mieszkania; normalne są ceny ok 10-15 euro. Mężczyzna w średnim wieku dodaje: „Tu panuje podwójna moralność. Wszyscy chcą arabskie pieniądze, ale nikogo nie interesują Arabowie”. Nasz rozmówca chce pozostać anonimowy.
Próbujemy rozmawiać z arabskimi biznesmenami. Bezskutecznie. Najczęściej słyszymy: „Nie potrzebujemy kłopotów”. Nie udaje nam się też namówić na rozmowę kobiety z zasłoniętą twarzą, ani jej partnera. Najczęściej zakrywają twarz rękami, odchodzą, kiedy wyciągamy mikrofon.
Wszędzie bary shisha
Wracamy do kwiaciarni pani Galuschki. Mamy szczęście. Jedna z klientek chce z nami rozmawiać. Simone Lavan ma 50 lat. Wyszła z psem. Nie zgadza się na zdjęcie. Twierdzi, że zakaz noszenia burki jest zbędny, bo niczego nie wnosi. "To tylko powierzchowne", dodaje. Prawdziwym problemem, według niej, jest zupełnie co innego. „Każdego dnia doświadczam uprzedzeń wobec kobiet ze strony mężczyzn arabskiego pochodzenia. Wystarczy pójść do pierwszej lepszej arabskiej kawiarni. Nawet nie trzeba wchodzić. Wystarczy przejść obok i już się krzywo patrzą”. Dodaje, że wprawdzie się nie boi, ale „to smutne, że człowiek jest tak traktowany we własnym kraju”. Zresztą, jak mówi, o wiele bardziej martwi ją to, jak zmieniają się tu ulice. Całkiem niedawno zamknięto jeden z ostatnich, typowych dla Bad Godesberg lokali. „Wszędzie otwierają bary shisha, w powietrzu wisi ten słodkawy zapach. Nie ma tu już prawie lokali niemieckich czy włoskich. Wszędzie tylko napisy po arabsku”.
„Wszędzie”, „wszystko”. Uogólnienia, podobnie jak w przypadku zakrywania twarzy i ciała, są trudne.
W drodze powrotnej jeszcze krótko rzucamy okiem do jednej z filii dużego niemieckiego supermarketu. Długo nie trzeba było szukać. Rzeczywiście: oprócz niemieckich i angielskich, przy produktach widnieją arabskie napisy.
Daniel Heinrich / Magdalena Gwóźdź