Chorwacka piłka nożna w cieniu faszystowskiej symboliki
18 czerwca 2015UEFA wszczęła postępowanie dyscyplinarne przeciwko Chorwackiej Federacji Piłkarskiej (HNS) z tytułu „rasistowskiego zachowania”. Swastyka na boisku w Splicie to kolejny skandal po rasistowskich przyśpiewkach zaintonowanych podczas meczu z Norwegią w marcu. Chorwaci mogą się liczyć z ostrą karą, a nawet z wykluczeniem z Euro 2016 we Francji. - To zajście stanowi punkt kulminacyjny procesu rozwijającego się latami. W tym przypadku nie chodzi wyłącznie o obrzydliwą prowokację przy pomocy symbolu, który odrzuca cały cywilizowany świat - tłumaczy chorwacki socjolog Mirko Petrić z uniwersytetu w Zadarze, dodając, że: „Swastyka w Splicie jest czubkiem góry lodowej. To przypadek bez precedensu, którego nie da się w żaden sposób usprawiedliwić”.
Mafijne struktury
Zdaniem eksperta, incydentu w Splicie nie powinno się postrzegać wyłącznie w kontekście faszystowskiej ideologii. Od lat Chorwacka Federacja Piłkarska toczy wojnę z kibicami klubu Hajduk Split. Jego miłośnicy czują się poszkodowani z powodu, prawdopodobnie zamierzonej, hegemonii wielokrotnego mistrza kraju Dinamo Zagrzeb. Zdaniem dziennikarza Dario Dunatova, kiedy reprezentacja Chorwacji robi furorę, na piłce nożnej w chorwackich klubach ciążą dziwne transfery zawodników oraz ustawianie meczów. - Swastyki użyto celowo, by zwrócić uwagę na problemy w chorwackiej federacji. Bez względu na to, kto za tym stoi, ten ktoś wiedział dokładnie, jak szybko i ostro zareaguje UEFA na przejawy rasizmu czy faszyzmu - tłumaczy chorwacki dziennikarz. Według niego była to „wyreżyserowana prowokacja, za którą kryła się nadzieja, że wreszcie ktoś z zewnątrz przyjrzy się dokładniej sytuacji w chorwackiej piłce”.
Przejąć odpowiedzialność
Prezes HNS Davor Suker uważany jest za marionetkę w rękach Zdravko Mamica, najbardziej wpływowej osoby w chorwackim futbolu. Jest on szefem klubu Dinamo Zagrzeb. Dziennikarz sportowy Edo Pezzi zarzuca zarządowi HNS, że zbyt mało robi, by zapobiec takim skandalom. Jego zdaniem, przejawy nacjonalizmu stały się w chorwackiej piłce wątpliwą tradycją. Podczas meczu towarzyskiego z Włochami w Livorno w 2006 r. 200 kibiców chorwackich ustawiło się na trybunie tak, że utworzyli swastykę. W 2013 r. podczas spotkania kwalifikacyjnego z Serbią do mundialu w Brazylii tysiące kiboli w Zagrzebiu skandowało: „Zabić Serbów”.
Po udanym meczu kwalifikacyjnym z Islandią w 2014 r. piłkarz Josip Simunić zaintonował do mikrofonu na stadionie w Zagrzebie „Gotowy dla ojczyzny”(Za dom spremni). Był to okrzyk bojowy Ustaszów –chorwackiego ruchu faszystowskiego, który podczas II wojny światowej pod skrzydłami Wehrmachtu wymordował tysiące Żydów, Serbów i inaczej myślących Chorwatów. Okrzyk ten jest w Chorwacji zabroniony. A Simunić został przez FIFA zawieszony i nie wystąpił na mistrzostwach świata w Brazylii.
Czy można wierzyć prezesowi?
Jak zapewnia Davor Suker, szef Chorwackiej Federacji Piłkarskiej, „pracuje ona nad rozwiązaniem problemu”. Czy można mu jednak wierzyć? W 1996 r. odwiedził w Madrycie grób Ante Pawelića przywódcy Ustaszów i dał się tam sfotografować. – Latami ignorowano te ekscesy, a odpowiedzialne osoby nie zdystansowały się do nich - krytykuje Dario Dunatov. W ten sposób wysyłano w świat wiadomość, że „w Chorwacji toleruje się takie sytuacje, i że jest to kraj faszystowski”.
Ale dzienikarz nie zgadza się z tą opinią. Jednocześnie wskazuje na brak uwrażliwienia chorwackiego społeczeństwa na faszystowską spuściznę. Najwyraźniej zbyt skromna jest jego wiedza na temat tej niebezpiecznej ideologii. Szczególnie mało wie na ten temat młodzież. Z powodu utrzymującej się od lat recesji w kraju, zawodzi też niewydolny system kształcenia.
Socjolog Mirko Petrić jest zdania, że trzeba wreszcie zacząć działać. - Potrzebujemy zmian. Chorwacja jest formalnie członkiem UE, jeśli jednak nic się nie zmieni, może zabraknąć dla niej miejsca w Europie - ostrzega ekspert.
Srecko Matić / tłum. Alexandra Jarecka