Czesi zaskoczyli: „Zadziwiająco konsekwentna prezydencja UE”
30 grudnia 2022Tak wielu pochwał, jakie popłynęły pod adresem gabinetu premiera Petra Fiali na zakończenie półrocznego przywództwa Czech w Unii nie słyszał już dawno żaden rząd. Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel podkreślał aktywność i zaangażowanie Czechów, szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen mówiła o długu, jaki Europa ma wobec nich za tę półroczną pracę, a jej zastępca Frans Timmermans nazwał czeską prezydencję jedną z najbardziej skutecznych w ciągu kilku ostatnich dekad.
A to wszystko – jak podkreślają czeskie media – za rekordowo małe pieniądze i z rekordowo szczupłą ekipą. Poprzednik Fiali, były premier Andrej Babisz, którego rząd zaczął przygotowywać tę prezydencję, uważał ją bowiem za nic nie wartą i stosownie do tego okroił jej budżet do poziomu niższego, niż miała Malta. Potem wprawdzie do kasy prezydencji wpłynęło więcej pieniędzy, ale i tak była jedną z najtańszych w dziejach Unii. Czesi wydali tylko 2,3 miliarda koron (około 90 milionów euro), czyli nawet nie dwie trzecie tego, co 13 lat wcześniej, gdy po raz pierwszy przewodzili Unii.
Wojna zmieniła wszystko
24 lutego stało się jasne, że wypracowane dotąd plany biorą w łeb i trzeba zająć się przede wszystkim wojną Rosji przeciw Ukrainie. Przed Fialą, jego ministrami i dyplomatami stanęło zadanie nieporównanie trudniejsze niż w 2009 roku przed premierem Mirkiem Topolankiem, który od pierwszych dni pierwszej czeskiej prezydencji miał na głowie kryzys gazowy wywołany przez Rosję, która zakręciła kurki na gazociągach prowadzących przez Ukrainę do Europy.
„Jestem dumny ze sposobu, w jaki Republika Czeska jako całość poradziła sobie z kończącą się właśnie prezydencją”, powiedział w ankiecie czeskiej gazety „Deník N” premier Fiala. „Ważne jest, że Unia Europejska pod naszą prezydencją zdecydowanie i jednomyślnie stanęła za Ukrainą i przeciwko rosyjskiemu agresorowi”.
Prawa ręka premiera w czasie przewodzenia Radzie Unii Europejskiej, jego doradca Tomász Pojar, wymienił pięć największych jego zdaniem osiągnięć tego półrocza. Na pierwszym miejscu wskazał, że „Unia utrzymała jedność w sprawie rosyjskich sankcji i finansowania Ukrainy”. A na drugim to, że „udało się nie dopuścić do całkowitego załamania europejskiego rynku energetycznego.”
Znakomicie przygotowani
W rozmowach z DW politolodzy z różnych państw zajmujący się Europą Środkową i Wschodnią zgodnie chwalą Czechów.
– Republika Czeska miała prezydencję zadziwiająco konsekwentną i spójną, z jasnym stanowiskiem w sprawie napastniczej wojny Rosji przeciwko Ukrainie – potwierdza słowa Fiali ekspert Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (DGAP) Stefan Meister.
– W instytucjach unijnych podkreśla się znakomite przygotowanie Czech oraz przeprowadzenie Unii przez burzliwe czasy wojny w Ukrainie, kryzysu energetycznego i finansowo-gospodarczego – wskazuje Eugeniusz Smolar, analityk i były prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych, który w latach 1988-97 był dyrektorem polskiej sekcji BBC.
– Szczególnie wyróżnić należy wysiłki na rzecz poprawy bezpieczeństwa energetycznego w świetle odcinania się państw Unii od rosyjskich węglowodorów i łagodzenia podwyżek cen energii – dodaje Krzysztof Dębiec, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW).
– Dla mnie osobiście największymi sukcesami czeskiej prezydencji są jej dokonania związane z energetyką oraz z relacjami z Ukrainą i odpowiedzią na rosyjską agresję wobec niej – mówi Pavel Havlíczek, specjalista do spraw Wschodu czeskiego Stowarzyszenia Spraw Międzynarodowych (AMO).
Urabianie Węgrów i hamulcowych z Zachodu
Za szczególny majstersztyk rozmówcy DW uważają to, jak Czechom udawało się w ciągu pół roku forsować kroki przeciw Rosji i Białorusi. – Uwagę zwraca dyskretna, ale zdecydowana presja na niechętne Węgry, by zgodziły się na kolejny pakiet sankcji – podkreśla Smolar. – Czechy dobrze negocjowały w sprawie sankcji, a także umiejętnie postępowały wobec Węgier – potwierdza Meister. Dzięki temu w ostatniej chwili udało się także zatwierdzić wsparcie dla Ukrainy na przyszły rok w wysokości 18 miliardów euro, które przez długi czas blokował Budapeszt.
Ale choć wojna zmieniła niemal wszystko, Czesi nie zapomnieli, czym planowali się zajmować. Jedną ze spraw, na których im najbardziej zależało, była kwestia dalszego poszerzania Unii. A tu trzeba było z kolei urabiać Zachód. – Praga forsowała agendę rozszerzenia na tyle, na ile była w stanie, ale od lat hamulcowymi tego procesu są takie państwa, jak Francja, Austria czy Holandia – mówi Krzysztof Dębiec. Dotyczy to zresztą nie tylko państw ubiegających się o członkostwo, ale i już należących do Unii, co udowodniła Austria blokując rozszerzenie strefy Schengen na Rumunię i Bułgarię.
Nowa szansa dla Bałkanów Zachodnich?
Na „klasyczny podział na hamulcowych i państwa, które chcą szybszej akcesji”, wskazuje także Stefan Meister. – W czasie prezydencji czeskiej Ukraina i Mołdawia przynajmniej otrzymały status kandydatów, a Gruzja status potencjalny – przyznaje analityk DGAP i dodaje, że chwilami uwagą cieszyły się również negocjacje z państwami na rzecz Bałkanów Zachodnich. Ale akurat tu „prawdziwej dynamiki” nie dostrzega.
Inaczej widzi to Havlíczek, według którego „najlepszym dowodem na znaczne ożywienie polityki rozszerzenia“ jest właśnie otwarcie w tym półroczu rozmów akcesyjnych z Albanią i Macedonią Północną. Zdaniem eksperta AMO nowe szanse na zbliżenie do Europy, „ożywione przez rosyjską agresję na Ukrainę”, dostrzegły Bośnia i Hercegowina oraz Kosowo. Dlatego złożyły wnioski o przyznanie statusu kandydata. Ich przyjęcie w czasie czeskiej prezydencji to zdaniem Krzysztofa Dębca krok w dużej mierze symboliczny, ale który rzeczywiście „może być postrzegany jako progres”.
– Republika Czeska od dawna prezentuje się jako kraj wspierający przyszłe rozszerzenie. Stojąc na czele Rady Europejskiej stworzyła warunki do dialogu na ten temat i doprowadziła do pierwszego w historii unijnego szczytu z krajami Bałkanów Zachodnich w Albanii – przypomina Havlíczek.
Nawet Macrona przekonali
Jedną z trudnych prób, przed którą stanęli Czesi, była inicjatywa Europejskiej Wspólnoty Politycznej (EWP) prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Pojawiły się bowiem obawy, że jest to próba rozmycia przyszłego rozszerzenia Unii Europejskiej. Organizując w październiku pierwszy szczyt EWP Czesi stanęli na głowie, by zapewnić, że tak nie jest. Z dobrym skutkiem.
– Profesjonalizm dyplomacji czeskiej pomógł również nie tylko w doprowadzeniu do konferencji na szczycie EWP, ale i uracjonalnienie oczekiwań jej inicjatora, co doprowadziło do kompromisu i uspokojenia wątpliwości licznych rządów, od Wielkiej Brytanii po Ukrainę – podkreśla Eugeniusz Smolar.
Do gospodarza szczytu, premiera Fiali, i inicjatora, prezydenta Macrona, którzy wielokrotnie mówili, że nie ma to być nic innego niż forum spotkań i rozmów, jakiego dotąd nie było, dołączył kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który zapewnił, że celem EWP są jedynie rozmowy szefów państw i rządów ze sobą, na które podczas innych szczytów nie ma takich sposobności. Praski zamek, gdzie się spotkali przywódcy 44 krajów Europy, z jego niezliczonymi salami i pokojami okazał się idealnym miejscem do ich prowadzenia.
Energetyczna mission impossible
Komentatorzy zgodnie podkreślają, że Czesi poradzili sobie niemal z wszystkimi problemami, które przed nimi stanęły. Poza przeforsowaniem kolejnych pakietów sankcji wobec Rosji i Białorusi i wielomiliardowego wsparcia dla Ukrainy, udało im się doprowadzić do kolejnych kompromisów w kwestiach związanych z kryzysem energetycznym. To wielka zasługa czeskiego ministra przemysłu i handlu Jozefa Síkeli, który stał na czele unijnej rady ministrów zajmujących się energetyką. Obiecał, że zwoła ją tyle razy, ile będzie trzeba, by osiągnąć cel.
Zrobił to osiem razy i dopiął swego. Od zobowiązania ograniczenia zużycia gazu od 15 procent, poprzez zgodę na podatek od nieoczekiwanych korzyści, wprowadzenie pułapu na zyski z elektrowni (poza tymi na gaz i węgiel kamienny), porozumienie w sprawie oszczędzania energii w godzinach szczytu, aż po zgodę na pułap dla cen gazu. To ostatnie przez długi czas wydawało się najbardziej nierealną z tych wszystkich missions impossible, które stanęły przed Czechami, gdyż każdy kraj miał inną wizję, jak to zrobić, a Niemcy po prostu odrzucały ten pomysł. A jednak się udało.
Apetyt na więcej
Po tylu sukcesach Czechom najwyraźniej zrobiło się żal, że tak udane przedsięwzięcie dobiega końca. Najpierw główny analityk czeskiego dziennika ekonomicznego „Hospodárzské noviny” Martin Ehl zauważył, że „wschodnia flanka NATO potrzebuje w tych dniach lidera” i wyjaśnił, „dlaczego mogą to być Czechy, a nie Polska”. A potem cytowany już tu Pavel Havlíczek i Pavlina Janebová, także z AMO, zasugerowali na tych samych łamach, że po zakończeniu prezydencji Czechy powinny aspirować do roli przywódcy w regionie w kwestiach wsparcia dla Ukrainy i izolacji Rosji.
W rozmowie z DW Havlíczek odrzuca, że mogłoby to być motywowane brakiem zaufania do Polski. – Stosunki czesko-polskie są dziś najlepsze od wielu lat. Ale w Czechach rośnie świadomość, że Polska przez najbliższy rok będzie zajmować się własnymi problemami w związku z czekającymi ją wyborami parlamentarnymi i samorządowymi – tłumaczy. Poza tym „stanowisko czeskie jest znacznie bardziej konstruktywne i pragmatyczne", ponieważ Czesi nie mogą i nie chcą sobie pozwolić na taki poziom konfliktu z Unią i jej instytucjami, a także z Niemcami, jak Polska.
Zdaniem Krzysztofa Dębca z OSW w czeskich kręgach rządowych istnieje jednak świadomość, że Praga nie jest w stanie takiej agendy wyznaczać samodzielnie, ale w uzgodnieniu z sojusznikami dzielącymi podobną optykę, jak choćby Polska.
Stefan Meister z DGAP patrzy zaś przychylnie na te pomysły i znajduje argumenty na ich poparcie. – Niemcy nie przewodzą w tej chwili Unii w kwestiach wschodnich, kraje bałtyckie są zbyt radykalne dla wielu innych członków, Polska zaś zrobiła wielkie rzeczy dla ukraińskich uchodźców i wsparcia Ukrainy w wojnie, ale nadal blokuje wiele spraw w Unii i ma raczej antyeuropejski rząd. Czechy mogłyby więc odegrać tu ważniejszą rolę. Są zaangażowane w Europie Wschodniej i mogą osiągać kompromisy w Unii Europejskiej – twierdzi.
Eugeniusz Smolar z CSM zgadza się, że Czechy mogą odegrać ważną rolę w Europie Środkowo-Wschodniej. – Może nie tyle przywódczą, co inspiracyjną i organizacyjną, co sprowadza się do tego samego. Określenie publicznie swojej roli przywódczej niechybnie wywoła zastrzeżenie w Warszawie czy w Budapeszcie, niemniej można się spodziewać, że inicjatywy Pragi nie będą wywoływać napięć w regionie, co miałoby miejsce w wypadku Polski, która utraciła polityczne i moralne podstawy do roli przywódczej, z retoryką antyeuropejską i antyniemiecką obecnie rządzących.
W każdym razie Czesi są dziś dobrze przygotowani do tego, by w końcu stać się liderem w regionie: „Zdobyliśmy wiele numerów telefonów komórkowych do kluczowych osób, zwłaszcza w Europie i Ameryce Północnej”, powiedział Tomász Pojar w ankiecie „Denníka N”.