Długi tor przeszkód przed Funduszem Odbudowy
10 czerwca 2020Unijni ministrowie finansów dyskutowali we wtorek (09.06.2020) o zrewidowanym projekcie budżetu na lata 2021-27, którego częścią jest koronakryzysowy Fundusz Odbudowy składający się z 500 mld euro dotacji i 250 mld tanich pożyczek. Komisja Europejska ma na to pożyczyć pieniądze na rynkach finansowych pod gwarancje ze strony wszystkich krajów Unii. Polsce wedle wstępnych wyliczeń w tym projekcie przypada – oprócz ponad 26 mld euro pożyczek – łącznie 37,7 mld euro dotacji, w tym 26,8 mld na „programy odbudowy i odporności” oraz sześć miliardów dorzucone do dotychczasowych dwóch miliardów w ramach Funduszu Sprawiedliwej Transformacji związanego z celem neutralności klimatycznej.
– Potrzebujemy jak najszybszej zgody na nowy budżet łącznie z Funduszem Odbudowy, bo tu chodzi przecież o odpowiedź na trwający kryzys. Liczy się czas – przekonywał wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Valdis Dombrovskis. Jednak uzgodnienie całego pakietu budżetowego przed końcem lipca uchodzi teraz w Brukseli za wariant optymistyczny, bo na razie poszczególne kraje Unii – a będzie potrzebna ich jednomyślność – tkwią na okopanych stanowiskach, czego dowodem były wtorkowe obrady ministrów (za pomocą telekonferencji).
Klub oszczędnych nie ustępuje
– Zdecydowana większość krajów uznaje naszą propozycję za dobrą podstawę do rozmów. Poparcie było naprawdę duże – powiedział Dombrovskis, ale oprócz tej „zdecydowanej większości” były ostre, a zarazem bardzo liczące się głosy kontestacji. – Nadal chcielibyśmy wiedzieć, kto i w jakim tempie będzie spłacać unijny dług zaciągnięty na Fundusz Odbudowy. Błędna jest ocena Komisji, że należy się skupić na dotacjach, a nie na pożyczkach – powiedział po obradach austriacki minister Gernot Blümel.
Austria wraz z Holandią, Szwecją i Danią tworzą teraz „klub oszczędnych”, który najchętniej chciałby Funduszu Odbudowy opartego tylko na pożyczkach i w rozmiarze, który będzie oszacowany w późniejszym terminie, gdy skutki koronakryzysu da się lepiej obliczyć. Ponadto „klub oszczędnych” trwa przy postulacie unijnego budżetu (zwykłej części bez Funduszu Odbudowy) na poziomie 1 proc. unijnego DNB (dochodu narodowego brutto), choć proponowane przez Komisję 1100 mld euro „urosło” do około 1,12 proc. DNB wskutek koronarecesyjnego skurczenia się podstawy procentowania.
Pół biliona dotacji w Funduszu Odbudowy to pomysł wspólnie wysunięty w maju przez kanclerz Angelę Merkel i prezydenta Emmanuela Macrona, więc niemiecki minister finansów Olaf Scholz przekonywał we wtorek, że to „dobrze przemyślana propozycja”. Chodzi w niej o to, by nie dodawać dodatkowych długów (choćby i wskutek tanich pożyczek z Funduszu Odbudowy) m.in. Włochom czy Hiszpanom, co utrudniłoby im wychodzenie na prostą. Jednak przeciw projektowi buntują się też Węgrzy, którym z Funduszu Odbudowy przypadłoby 8,1 mld dotacji i 6,9 mld pożyczek, czyli mniej niż Polsce w przeliczeniu na procenty PKB. – Fundusz w obecnej formie jest niesprawiedliwy dla Węgier, bo skrojono go pod potrzeby krajów Południa. A to może spowodować dodatkowe obciążenia dla gospodarek mniejszych i słabiej rozwiniętych – ogłosił węgierski minister Mihaly Varga.
Ciężkie spory co do Funduszu Odbudowy to nie tylko kwestia proporcji między dotacjami i pożyczkami albo ogólnej wielkości, lecz także wymogów powiązanych z wypłatą funduszów na zwalczanie gospodarczych skutków koronakryzysu. Komisja Europejska proponuje, by zwroty wydatków na „programy odbudowy i odporności” (to główna część Funduszu Odbudowy) były powiązane z wykonywaniem corocznych zaleceń Brukseli w ramach „semestru europejskiego” skupiającego się na kwestiach gospodarczo-społecznych. „Programy odbudowy i odporności” byłby negocjowane z danym krajem, a potem zatwierdzane przez Komisję Europejską za zgodą przedstawicieli większości krajów Unii. Kraje unijnej Północy nalegają na mocne egzekwowanie rekomendacji z „semestru”, co na Południu wywołuje złe skojarzenia z twardym nadzorem nad Grecją czy Portugalią, gdy korzystały z kredytów pomocowych w kryzysie zadłużeniowym.
Polska burzy się na praworządność
Tegoroczny projekt zaleceń z „semestru europejskiego” dla Polski, który Komisja Europejska przedstawiła w maju (musi być zatwierdzony przez Radę UE), obejmuje m.in. „poprawę klimatu inwestycyjnego w szczególności przez ochronę niezależności sądów”. W poprzedzającej tę rekomendację analizie KE wytyka Polsce problemy z praworządnością i podkreśla, że w „związku z ostatnimi wydarzeniami w Polsce pojawiły się dalsze obawy, co stanowi zagrożenie dla funkcjonowania polskiego i unijnego porządku prawnego”.
Podczas wtorkowych obrad o „semestrze” przedstawiciele Polski – według naszych informacji – szczególnie ostro zwalczali wiązanie gospodarki z praworządnością, co w pesymistycznym dla obecnych władz scenariuszu może w przyszłości rzutować na los unijnych funduszy dla Polski. Także we wtorek rząd Marka Rutte w swej informacji o budżecie UE (i Funduszu Odbudowy) przekazanej holenderskiemu parlamentowi znów podkreślał, że wypłaty unijnych pieniędzy muszą być uzależnione od praworządności.
Komisja Europejska chce, by – rozłożoną od 2059 r. – spłatę unijnego długu zaciągniętego na rzecz Funduszu Odbudowy sfinansowano nie z dodatkowych składek, lecz nowych źródeł budżetowych – podatku węglowego od towarów importowanych spoza Unii (i produkowanych poza UE przy niższych standardach ekologicznych), podatku cyfrowego, opłaty od wielkich firm (ponad 750 mln euro rocznych obrotów) za ich dostęp do wspólnego rynku, a także z poszerzenia systemu ETS, czyli płatnych zezwoleń na emisje CO2 o sektor lotniczy i morski. Choć Polska, która jest zadowolona ze wstępnych wyliczeń swej „działki” w Funduszu Odbudowy, jest zwykle niechętna zwiększaniu obciążeń w ETS, to obecnie nie odrzuca z góry tego pomysłu Komisji.