Ekspert ostrzega przed „drenażem mózgów” ze strony Niemiec
20 grudnia 2019Niemiecka gospodarka coraz dotkliwiej odczuwa brak wykwalifikowanych pracowników, a władze chcą ułatwiać werbowanie fachowców za granicą. Problem jest tak pilny, że w zeszły poniedziałek w Urzędzie Kanclerskim zorganizowano spotkanie na szczycie w tej sprawie z udziałem całego rządu, przedstawicieli krajów związkowych, pracodawców i związków zawodowych. Podejście Niemiec krytykuje jednak dyrektor Federalnego Instytutu Badań nad Ludnością (BiB) Norbert Schneider. W opublikowanej w piątek (20.12.2019) rozmowie z dziennikiem „Sueddeutsche Zeitung” ostrzega przed skutkami „drenażu mózgów” i proponuje m.in. refundowanie krajom pochodzenia części kosztów kształcenia fachowców.
„Werbowanie lekarzy np. z Bośni niekorzystnie wpłynie na tamtejszą opiekę medyczną. My Niemcy sami skarżymy się na naszych lekarzy, gdy wyjeżdżają do Norwegii albo Szwajcarii, aby tam zarabiać więcej pieniędzy. Zarzucamy im, że tutaj wykształcili się za darmo, a potem nie dają nic w zamian społeczeństwu i spijają śmietankę gdzie indziej. Jednocześnie robimy to samo z innymi krajami” – powiedział Schneider.
Rosną różnice w poziomie dobrobytu
Jak zauważył, w centrum zainteresowania szczytu w sprawie rekrutacji zagranicznych fachowców były takie kraje jak Indie, Brazylia, Meksyk czy Wietnam, ale z powodu „drenażu mózgów” na rzecz Niemiec szczególnie cierpią dziś Bośnia i Hercegowina, Serbia oraz Kosowo.
„Postrzeganie imigracji fachowców przede wszystkim lub wyłącznie z perspektywy korzyści kraju przyjmującego, jak ma to miejsce w Niemczech, ale także od dziesięcioleci w USA, Kanadzie czy Australii, prowadzi w długiej i globalnej perspektywie do pogłębiania się różnic w poziomie dobrobytu” – ocenił Schneider. „W naszym własnym interesie jest to, byśmy nie patrzyli tylko na siebie. Musimy to wszystko skonstruować tak, by korzyści odnosiły również kraje pochodzenia (fachowców). W politycznej dyskusji ten aspekt nie jest widoczny” – uważa naukowiec.
Zdaniem Schneidera nie można tego ciągle lekceważyć, bo kiedyś różnice w poziomie dobrobytu „osiągną taką skalę, że przysporzą jeszcze większych problemów, jak na przykład większa presja migracyjna”.
Proponuje, by „brain drain” („drenaż mózgów”) zastąpić „brain circulation” („obiegiem mózgów”). „Ci którzy do nas przyjeżdżają powinni transportować też coś z powrotem, na przykład poprzez finansowe wspieranie swoich rodzin w kraju ojczystym albo wykorzystanie zdobytych doświadczeń po powrocie do ojczyzny. Naszym zadaniem jest zapewnienie, by negatywne konsekwencje migracji zarobkowej dla krajów pochodzenia były jak najmniejsze” – powiedział Schneider.
Fachowcy jak piłkarze
Powołał się na przykład transferów zawodników między klubami piłkarskimi. „W piłce nożnej kluby, które wyszkoliły zawodnika, mają udział w późniejszych kosztach transferu. To, co obecnie dzieje się na naszym ryku pracy, to szeroko zakrojony outsourcing kosztów szkolenia. A moglibyśmy jakąś ich część zrefundować, tak jak w piłce nożnej” – dodał.
Zdaniem eksperta pomocne byłoby również szkolenie zagranicznych fachowców, którzy zamierzają pewnego dnia wrócić do ojczystych krajów, aby mogli się usamodzielnić i prowadzić działalność na własny rachunek.
„Nie możemy też mówić o pojedynczych osobach, ale o rodzinach. Gdy przed laty szukaliśmy w Indiach informatyków, to byli oni mile widziani, ale ich rodziny musiały w miarę możliwości zostać w Indiach. To katastrofalny sygnał: nie interesujesz nas jako osoba, a jedynie jako siła robocza” – ocenił ekspert, dodając, że należy również myśleć o możliwościach kształcenia członków rodzin pozyskanych fachowców.