Francja, Niemcy i Polska w UE: Rozmowa z Alfredem Grosserem
16 maja 2008Rozmowa z ekspertem ds. stosunków francusko-niemieckich prof. Alfredem Grosserem
DW: Prezydent Sarkozy planował pod koniec kwietnia wizytę w Polsce, ale jak sugerował Le Figaro, nie doszło do niej z powodu nieporozumień między polskim prezydentem i premierem. Potem donoszono, że przyjedzie 9 maja, teraz, że pod koniec maja. Czy są powody, żeby dopatrywać się w tym sensacji?
AG: Nie, nie ma w tym sensacji. Nasz prezydent po prostu nie rozumie, że 1 maja 2004 roku Unia Europejska wzbogaciła się o nowe kraje, nie rozumie też, jak należy pogłębiać kontakty z nowymi członkami Wspólnoty.
DW: Kiedy Francuzi odrzucili w referendum projekt unijnej konstytucji zagroziło to paraliżem Unii Europejskiej. Dlatego Niemcy z ulgą przyjęli przejęcie władzy w Pałacu Elizejskim przez Nikolasa Sarkozy'ego. Już bowiem w toku wyborów prezydenckich zaproponował partnerom unijnym uproszczony traktat instytucjonalny i od tego czasu prześciga się w inicjatywach europejskich. Czego w polityce europejskiej można się spodziewać po francuskim prezydencie?
AG: W laudacji na cześć Angeli Merkel, która w Akwizgranie odebrała Nagrodę Karola Wielkiego, Nikolas Sarkozy powiedział w związku przejęciem w drugim półroczu przez Francję przewodnictwa w Unii Europejskiej, że nie będzie w tym czasie prezydentem Francji, lecz przywódcą Europy. To znaczy, że podobnie jak Angela Merkel będzie neutralny realizując swoje zadania, przysłuchując się innym państwom i koordynując prace w Unii. Sprzyjać mu będzie na pewno ratyfikacja Traktatu Lizbońskiego we Francji i w Polsce. I miejmy nadzieję, że również w Niemczech, jeśli nie wpłyną skargi do Trybunału Konstytucyjnego, co może wstrzymać pełną ratyfikację.
DW: Po zwycięstwie Nikolasa Sarkozy'ego zaczął na nowo pracować także przysłowiowy francusko-niemiecki motor integracji europejskiej. Ale nie działa on bez zgrzytów, tak jak kiedyś...
AG: Co ma pani na myśli mówiąc, kiedyś? Przecież w erze Chiraca i Schroedera zupełnie zamilkł. A wielkie inicjatywy o takim ciężarze gatunkowym jak wprowadzenie jednolitej waluty europejskiej w okresie rządów Jacqua Delora, Helmuta Kohla i Mitteranda niestety w chwili obecnej nie ma. Ale relacje francusko-niemieckie mają się lepiej niż jeszcze kilka miesięcy temu. Brakuje natomiast w tym francusko-niemieckim tandemie siły stymulującej integrację europejską. Pchnąć do przodu mogłaby ją wspólna polityka gospodarcza i finansowa, co jest na razie niemożliwe, bo Sarkozy musiałby zmienić swoją politykę gospodarczą, a tego nie chce.
DW: Francusko-niemieckie relacje polityczne oscylują między ekstremami: mocną solidarnością we wspólnych europejskich i międzynarodowych inicjatywach, wielkimi irytacjami albo, jak ostatnio w Aachen, płomiennymi miłosnymi wyznaniami. Co z tego jest prawdziwe?
AG: Wszystko i nic. Prawdziwe na pewno jest to, co dzieje się w stosunkach między społeczeństwami Niemiec i Francji. Nie znam dwóch państw na świecie, które mają tak silne powiązania jak Niemcy i Francja w wielu dziedzinach w sferze społecznej, w wymianie naukowej, kulturalnej, komunalnej, współpracy młodzieży czy prawników itd. A w sferze politycznej trudno jest ocenić, co jest prawdziwe, a co jest polityczną hipokryzją.
DW: Francja i Niemcy zapowiedziały, że chcą reaktywować Trójkąt Weimarski, platformę współdziałania z Polską. Czy uważa Pan to za dobry pomysł?
AG: Mam nadzieję, że Trójkąt Weimarski będzie w przyszłości odgrywał ważną rolę. Na szczęście wymyślona przez Chiraca i Schroedera oś Paryż-Berlin-Moskwa ponad Warszawą nie istnieje. Ale mam nadzieję, że Niemcy i Francja będą pamiętać, że nie tylko Polska ale i kraje bałtyckie mają prawo bronić własnych interesów, i to trzeba to respektować.
DW: Wschodnioeuropejskie sympatie francuskiego prezydenta dziennik Le Monde skomentował ostatnio pisząc, że „Nicolas Sarkozy nie chce zostawić całego potencjału tych państw Niemcom i krajom skandynawskim”. Co Pan myślał czytając to?
AG: Plan utworzenia Unii Śródziemnomorskiej był pomysłem dość antyniemieckim. Sarkozy wyszedł z błędnego założenia, że Niemcy są jedyną potęgą w Europie środkowej i wschodniej. Pomylił się, bo w Budapeszcie i Tallinnie ludzie uczą się głównie angielskiego, a nie niemieckiego. Ale Angela Merkel zmusiła francuskiego prezydenta do zmiany myślenia. Pozwolono mu zachować twarz. Pierwotny projekt Unii Śródziemnomorskiej upadł. Wschodnioeuropejskie inicjatywy Sarkozy´ego, które pochwalam, oznaczają nic innego, że francuski prezydent planuje bardziej interesować się tym, co dzieje się w krajach nadbałtyckich, na Węgrzech czy w Polsce.
DW: Czy ważne jest, aby interesowali się tym wspólnie Francuzi i Niemcy?
AG: Bardzo bym sobie tego życzył. Kiedyś o mały włos nie powstał w Warszawie wspólny francusko-niemiecki instytut kultury. Byłoby wspaniale, gdyby się udało teraz zrealizować ten pomysł.