Historyczny wyrok ws. byłej sekretarki KL Stutthof OPINIA
20 grudnia 2022To nie jest całkiem normalny dzień w skądinąd przeciętnym miasteczku Itzehoe. Krótko po godzinie 10-tej zapadł tam wyrok w ostatnim procesie nazistowskim. 97-letnia Irmgard F. została skazana na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Uznano ją za winną pomocnictwa w zabójstwie w tysiącach przypadków.
Irmgard F. w młodości była maszynistką w obozie koncentracyjnym Stutthof. Jako sekretarka komendanta obozu pomagała w utrzymaniu sprawnego działania machiny zabijania. Teraz musiała za to odpowiedzieć. Ten werdykt jest dla mnie historyczny.
Jedno z ostatnich postępowań tego typu
Po pierwsze, ma to związek z tym, że wraz z panią F. przed sądem znalazło się ostatnie z ogniw długiego łańcucha sprawców i współsprawców masowego mordu na europejskich Żydach. Irmgard F. jest też pierwszym pracownikiem cywilnym (pierwszym nienależącym do SS), który został w ten sposób osądzony. Tym samym niemiecki wymiar sprawiedliwości wreszcie pokazuje jasno, że każdy, kto uczestniczył w działaniu systemu obozowego w czasach narodowego socjalizmu, musi kiedyś za to odpowiedzieć.
Po drugie, dzięki wyrokowi będzie wiadomo więcej o Stutthofie. Takie postępowania sądowe zawsze wiążą się z szeroko zakrojonym dochodzeniem. W ciągu 14 miesięcy od rozpoczęcia procesu akta sprawy znacznie się rozrosły. W międzyczasie zeznawało 14 świadków, z których ośmiu przeżyło pobyt w obozie koncentracyjnym Stutthof. Niektórzy z nich po raz pierwszy podzielili się publicznie swoimi historiami. I nie chodzi tu o prawnicze dokumenty, ale o ważne świadectwa historyczne i ustalenia.
Znaczenie dla tych, którzy przeżyli
Po trzecie, proces ten może mieć działanie uzdrawiające, przede wszystkim dla tych, którzy przeżyli. Tutaj, przed niemieckim sądem zostały uznane ich cierpienia i potworne przeżycia w obozie. Niektórzy musieli na to czekać całe życie. Osobiście opowiadali o cierpieniu i zwątpieniu w siebie, które dręczyły ich przez lata, aż nie byli już pewni czy koszmar obozu nie był złym snem. Ale to się wreszcie skończyło. Na szczęście.
Na koniec być może pozostaje nadzieja, że ten sygnał doprowadzi do ogólnoświatowego przebudzenia i stanie się ostrzeżeniem. Że sprawcy z Buczy na Ukrainie, Mai Kadry w Etiopii czy Aleppo w Syrii nie mogą już tak bezkarnie poruszać się po świecie.
Wiele pytań bez odpowiedzi
Wielokrotnie w rozmowach dostrzegałam wątpliwości, które też do pewnego stopnia podzielam. Pojawiają się pytania: dlaczego dopiero teraz, po 78 latach? Dlaczego nawet spóźnione dochodzenie wobec Irmgard F. trwało kolejne cztery lata? Co sprawia, że ta stara kobieta staje się symbolem morderczego systemu?
Dlaczego sprawa tej starej kobiety zyskuje światowy rozgłos, podczas gdy prawdziwy sprawca, jej szef, komendant obozu Paul Werner Hoppe został zwolniony po trzech latach więzienia? Od tamtej pory, podobnie jak wielu innych zbrodniarzy nazistowskich, prowadził niczym niezakłóconą egzystencję w nowej Republice Federalnej.
Te pytania można i trzeba sobie zadać. W sumie odnoszę wrażenie, że mimo dość łagodnego wymiaru kary jednak sprawiedliwości stało się zadość. I pomimo wszystkich wątpliwości jest to promyk nadziei w tych ciemnych dniach.