Irina Szczerbakowa: rosyjski patriotyzm hamuje modernizację
27 października 2017Germanistka, historyczka i dziennikarka Irina Szczerbakowa mieszka w Moskwie. Od 1988 r. należy do grona założycieli Stowarzyszenia Memoriał, zajmującego się prawami człowieka, ale także rozprawą ze stalinowską przeszłością i terrorem. Pod koniec sierpnia br. działaczka praw człowieka została odznaczona za swoje odważne zaangażowanie Medalem Goethego. Argumentowano, że „mówi o tym, co do tej pory przemilczano”.
Rosyjski rząd w ubiegłych czterech latach wydał ustawy poważnie ograniczające wolność wyrażania poglądów. Pod koniec września międzynarodowy PEN Club zwrócił uwagę na to, jak bardzo pogorszyła się sytuacja wszystkich krytycznych dziennikarzy w Rosji. Wywiera się na nich presję lub zmusza do emigracji. Życiem przypłacili swoją pracę dziennikarze Nikołaj Andruszenko i Dimitri Popkow, których zabito w 2017 r. W okresie 20 lat zamordowano sześciu dziennikarzy niezależnej „Nowej Gazety”. Deutsche Welle rozmawiała z Iriną Szczerbakową.
Deutsche Welle: W przyszłym roku odbędą się w Rosji wybory i wszystko wskazuje na to, że znów wygra je Władimir Putin. Dlaczego do tej pory nie ogłosił on swojej kandydatury?
Irina Szczerbakowa: Sądzę że wkrótce to nastąpi. Ale to nie będą wybory z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście każdy może iść do urny wyborczej, ale obecnie prawdziwi kontrkandydaci nie mają możliwości zaprezentowania się publicznie w głównych mediach, jak w radiu czy telewizji. Nie dopuszcza się ich do najpoważniejszych państwowych kanałów, a jedyny rzeczywiście poważny kandydat Aleksiej Nawalny nie będzie w ogóle mógł startować w wyborach.
DW: Jedna ze znanych dziennikarek telewizyjnych i celebrytka Ksenia Sobczak ogłosiła 18 października swoją kandydaturę na prezydenta Rosji w wyborach w 2018 r. Czy jest to tylko miła Putinowi partnerka sparingowa w przyszłej kampanii wyborczej – jak podejrzewają niektórzy obserwatorzy? Mówi się, że jej kandydatura mogła być nawet z nim uzgodniona Czy pani zdaniem należy ona do politycznej opozycji i należałoby brać to poważnie?
IS: Oczywiście że nie. Jest ona zdolną dziennikarką, znaną twarzą z mediów, ale nie ma ona żadnego programu i nie stoją za nią żadne instytucje, partie czy ruchy społeczne. Sama o sobie mówi, że jest kandydatką przeciwko wszystkim. Ale moim zdaniem, stanowi to dla niej duże ryzyko moralne.
DW: Czy jest to Putinowi na rękę?
IS: Tak, jest ona po myśli Putina, inaczej by tego nie robiła. W ogóle by jej nie dopuszczono. W ten sposób chce się upiec dwie pieczenie - to dość powszechna opinia. Doda ona smaczku kampanii wyborczej, jest celebrytką, która przez lata była obecna w telewizji i można się nią posłużyć jako etykietką: Patrzcie, mamy nawet takich kandydatów! W rzeczywistości jednak Nawalny byłby jedynym niezależnym kandydatem. Stoją za nim pewne struktury, ale dopiero co wyszedł z więzienia po 20 dniach aresztu.
DW: Telewizja ma ogromne znaczenie dla kontroli władzy Kremla. Jak dalece kontrolowany jest internet?
IS: Internet jest jeszcze wolny w niektórych obszarach, ale są już ustawy ograniczające tę swobodę. Blogerzy są prześladowani, podobnie jak ludzie, którzy lajkowali coś, co władze uważają za politycznie groźne. Przypadki tego rodzaju mnożą się w ostatnim czasie. Kontrola internetu powoli zaczyna przypominać Chiny. Coraz bardziej kurczy się krąg niezależnych mediów drukowanych, radia i telewizji. Jest już tylko jedna rosyjskojęzyczna stacja „Deszcz”, którą można uważać za niezależny kanał telewizyjny w internecie. Cała reszta jest w państwowych rękach.
DW: Czy możliwa jest jeszcze w ogóle otwarta, publiczna wymiana poglądów?
IS: Zależy od tego, gdzie i kiedy. Bardzo trudno jest dostać zezwolenia na demonstrację i ustawodawstwo w tym zakresie jest coraz bardziej agresywne. Wciąż zakazuje się demonstracji, np. Nawalnego, albo przenosi je na obrzeża miasta. Swobodnie poglądy wyrażać można jeszcze tylko w internecie. Teraz toczy się walka na YouTubie, gdzie Nawalny ma miliony użytkowników, dowiadujących się o jego demaskacjach.
DW: Populizm, nacjonalizm, militaryzacja: to wszystko atrybuty putinowskich snów o potędze. Znów odżyło marzenie o rosyjskim imperium. Czy po upadku Związku Radzieckiego jest to forma odbudowy narodu?
IS: Ani to, ani to. Obecnie próbuje się przekazać ludziom, że silne państwo musi być jak twierdza. Wmawia się im, że wszędzie czyha wróg, wszędzie są szpiedzy. Trzeba uszczelnić granice, bo wróg chce je przełamać. O tym władze chcą przekonać ludzi.
Nacjonalistyczne i patriotyczne programy jednak w Rosji nigdy nie doprowadziły do czegoś pozytywnego. Może jestem w błędzie, ale mam uczucie, że taki powrót do tradycjonalizmu jest namiastką nieistniejącej modernizacji kraju. Rosja nie produkuje właściwie niczego oprócz broni. Nie rozwija się żadnych technologii. Nie uda się tego zrobić patriotycznymi hasłami ani budowaniem tożsamości narodowej. Do tego potrzebni są naukowcy, swobody, wolny rynek – wtedy to się uda.
DW: Czy jest jakaś nadzieja?
IS: Nadzieja jest, ponieważ można działać z ludźmi podobnie myślącymi, którzy dążą do demokratycznej i wolnej Rosji. Dlatego nie sądzę, że cokolwiek da powtarzanie, że wszystko jest beznadziejne. Ale trzeba poważnie podchodzić do sytuacji. Jeżeli dalej Rosja będzie kroczyła drogą nacjonalizmu, fundamentalizmu, militaryzacji, izolacjonizmu i zimnej wojny, wtedy to się bardzo źle skończy - i dla Rosji i dla całej Europy.
Rozmawiała Sabine Peschel / tł.: Małgorzata Matzke