Od 1990 roku Niemcy świetują swoje zjednoczenie 3 października, który nazwano Dniem Jedności Niemiec. Pomimo wszystkich nierozwiązanych problemów, zawiedzionych nadziei i nieskończonych projektów, jest to dzień radosny. Dzień, w którym świat wciąż z podziwem i niedowierzaniem spogląda na kraj, który mając na sumieniu niewyobrażalne zbrodnie, był w stanie obalić dzielący go mur, by potem, po zjednoczeniu, ze swoją stabilną demokracją i potęgą gospodarczą, stać się jednym z filarów zachodniego świata.
Świat chwieje się w posadach
Właśnie odbyły się wybory do Bundestagu, w których prawicowa, populistyczna partia AfD, zdobywając 13 proc. głosów, stała się trzecią siłą w parlamencie RFN. Od tego czasu zupełnie inaczej brzmi hasło skandowane niegdyś przez obywateli NRD, walczących o swoją wolność. „Naród to my” – wołali w Dreźnie i innych miastach w roku 1989, a ich demonstracje obaliły niesprawiedliwy system NRD. „Naród to my” oznaczało: chcemy demokratycznie decydować, w jakim kraju chcemy żyć. Nie pozwolimy, aby ktoś inny decydował za nas i nas gnębił. Dziś, po tym jak po raz pierwszy do Bundestagu wybrana została prawicowa, populistyczna partia, zdanie to brzmi zupełnie inaczej. W haśle „Naród to my” nie dominuje już żądanie demokratycznej partycypacji. Dla wielu główne przesłanie hasła „Naród to my” polega przede wszystkim na rozróżnieniu, kto się do tego narodu zalicza, a kto nie i dla kogo nie ma w nim miejsca.
Odnosi się to do uchodźców, którzy w ubiegłych dwóch latach tak licznie przybyli do Niemiec, szukając tu schronienia i lepszej przyszłości. Ale jest to także konserwatywna reakcja na świat, który zatrząsł się w posadach, gdzie wszystko się bezpowrotnie zmieniło i już nie wróci.
Miliony ludzi na uchodźstwie
Miliony ludzi postanowiły szukać swojego szczęścia gdzie indziej na ziemi. Ze względu na to, że nie mogą albo nie chcą żyć w swojej ojczyźnie przez wojny, epidemie, klęski suszy czy powodzie. Ich śladem pójdą dalsze miliony. Nie będzie można ich powstrzymać, bo oni po prostu będą walczyć o swoje prawo do lepszego życia. Nie wszyscy ci ludzie będą chcieli przyjechać do Europy. Ruchy migracyjne i ich następstwa będą wyraźnie odczuwalne na całym świecie. Z tego względu hasło „Naród to my”. o tak wykluczającym wydźwięku, jest hasłem ludzi, którzy w swojej bezradności nie tylko rzucają je w twarz politykom, ale kierują je także do 87 proc. niemieckiego elektoratu, który nie poparł AfD. Inaczej niż w roku 1989 takiego pojęcia narodu nie poparła większość. Pomimo tego lapidarne stwierdzenie „tak trzymamy dalej” i skupienie się na własnej karierze, szczęściu i dobrobycie, nie wystarczą jako odpowiedź na ten wynik wyborów. Także skomplikowane negocjacje koalicyjne są dowodem na to, że chodzi o poważniejszą kwestię: w jakim kraju chcemy żyć.
Jedność nie jest oczywista
Niemiecki geniusz Johann Wolfgang von Goethe włożył w usta Fausta te słowa: „To, coś po ojcach odziedziczył w spadku, jeśli chcesz posiąść, zdobądź jeszcze raz”. Jest to zdanie jakby specjalnie napisane na dzisiejszy Dzień Jedności Niemiec. Ta jedność bowiem nie jest czymś oczywistym. Nie jest żadnym faktem, o który bili się inni, a teraz jest dana na zawsze.
Sukces AfD w zachodnich krajach związkowych, Bawarii i Badenii-Wirtembergii, definitywnie udowadnia, że schematyczny podział na wschodnią i zachodnią strefę problemów w RFN jest zbyt prosty w obecnym świecie. Teraz chodzi o to, by walczyć o Niemcy, które są członkiem Unii Europejskiej, dla których świętością jest konstytucja i które czerpiąc ze swojego dobrobytu i swoich wpływów poczuwają się do odpowiedzialności, by pomagać tam, gdzie ludziom dzieje się gorzej. Niemcy obchodzą swój Dzień Jedności, który w roku 2017 jest bardziej zadaniem niż wspominkowym świętem
Ines Pohl / tł. Małgorzata Matzke