Leopardy dla emiratu Kataru
29 lipca 2012Po Arabii Saudyjskiej i Indonezji przyszła pora na Katar. Jak donosi tygodnik Der Spiegel, władze tego szejkanatu są zainteresowane nabyciem ok. dwustu czołgów "Leopard 2" produkowanych w zakładach Krauss-Maffei Wegmann (KMW). Kilka tygodni temu delegacja firmy udała się do Ad-Dauhy na rozmowy z władzami Kataru, to jest szejkiem Hamadem bin Khalifem Al Thanim i jego rodziną.
Potęga wyobraźni
W Federalnej Radzie Bezpieczeństwa, na czele której stoi kanclerz Angela Merkel, i od której zależy zgoda na eksport czołgów, nie dyskutowano jeszcze oficjalnie na temat chęci nabycia "Leopardów" przez Katar. Der Spiegel podaje jednak, że zarówno Urząd Kanclerski, jak i Federalne Ministerstwo Gospodarki i Technologii "mogą sobie wyobrazić" ten interes.
Dobrze to świadczy o potędze wyobraźni pani kancerz i ministra gospodarki Philippa Rösslera, bo trzy tygodnie temu równie łatwo potrafili wyobrazić sobie sprzedaż 100 używanych, ale łatwo podddających się modernizacji, "Leopardów 2" dla Indonezji, a w czerwcu nie mieli problemu z wyobrażeniem sobie rozszerzenia kontraktu z Arabią Saudyjską, która zamiast 200-300 czołgów, może kupić od 600 do 800 sztuk.
Wyobraźnia nie dopisała natomiast opozycji, która ostro domagała się od Angeli Merkel wyjaśnień w sprawie obu "dealów". Angela Merkel nie chciała wypowiadać się na temat sprzedaży czołgów dla Indonezji. Jej rzecznik ograniczył się do złożenia oświadczenia, że podczas wyizyty pani kanclerz w Dżakarcie "nie dyskutowano o szczegółach".
Można mu śmiało wierzyć, bo na szczeblu szefów rządów bardzo rzadko dyskutuje się o szczegółach zawartego porozumienia. Od tego są specjaliści.
Rozluźnią przepisy?
Od miesięcy trwa w Niemczech burzliwa dyskusja na temat dostaw "Leopardów" dla Arabii Saudyjskiej. W czerwcu ubiegłego roku tygodnik Der Spiegel ujawnił, że Federalna Rada Bezpieczeństwa odniosła się pozytywnie do wstępnego zapytania Saudyjczyków na temat możliwości sprzedaży im 270 czołgów typu "Leopard 2" w wersji A7+.
Niemiecka opozycja stanowczo się temu sprzeciwia. Rząd uparcie milczy na ten temat, zasłaniając się tajemnicą decyzji podejmowanych przez Federalną Radę Bezpieczeństwa. Wiosną tego roku jeden z przedstawicieli koalicji rządowej zawile i mgliście argumentował, że taka transakcja służy niemieckim interesom, a ponadto została ona już omówiona z władzami Izraela.
Wzmianka o Izraelu zasługuje na szczególną uwagę. Troska o bezpieczeństwo tego kraju stanowi jeden z kanonów niemieckiej polityki zagranicznej i jakiekolwiek dostawy uzbrojenia do jego potencjalnych przeciwników oznaczałyby odejście od tej linii.
Czym to się wszystko skończy - trudno przewidzieć. Tu nie wystarczy wyobraźnia, ani nawet główne narzędzie pracy każdej szanującej się wróżki w postaci szklanej kuli. Faktem jest jednak, że Niemcy muszą poszukiwać nowych możliwości w eksporcie uzbrojenia z trzech, przynajmniej, powodów.
Po pierwsze dlatego, że kurczy się ich wewnętrzny rynek zbytu z uwagi na redukcję Bundeswehry. Po drugie - to samo da się powiedzieć o partnerach RFN z NATO i UE, którzy też ograniczają wydatki na zbrojenia. Po trzecie zaś, ze względu na ich wzrost w krajach wschodzących, zainteresowanych nabyciem wojskowego sprzętu "Made in Germany", zasłużenie cieszącego się doskonałą opinią na całym świecie.
Dlatego Niemcy starają się w ramach NATO wprowadzić nową listę państw trzecich, do których eksport broni byłby możliwy ze względów strategicznych. Na majowym szczycie NATO w Chicago to się jeszcze nie udało, ale ambasador RFN przy NATO, Martin Erdmann, ma wkrótce podjąć nową próbę. Tym razem w Brukseli. Dodajmy, że Niemcy są trzecim eksporterem broni na świecie, a ich przemysł zbrojeniowy zatrudnia ok. 80.000 osób.
Andrzej Pawlak (dpa, rtr)
red.odp.: Alexandra Jarecka