Lotnisko Berlin-Brandenburg: wielki pech, czy wielki skandal?
26 grudnia 2012W wywiadzie dla dziennika Die Welt minister komunikacji Peter Ramsauer powiedział, że "federacja, jako współwłaściciel lotniska, dostrzega oznaki świadczące o tym, że przewidywany termin otwarcia Portu Lotniczego Berlin-Brandenburg im. Willy'ego Brandta 27 października 2013 roku być może nie zostanie dotrzymany".
Na świętego nigdy?
Nowy, stołeczny port lotniczy Berlin-Brandenburg powinien przyjmować pasażerów już od 3 czerwca tego roku i zastąpić trzy berlińskie lotniska: Tempelhof, Tegel i Schönefeld. To ostatnie tylko częściowo, ponieważ będące wciąż w budowie lotnisko powstaje na południe od portu Schönefeld i wykorzystuje jego południowy pas startowy. Ale to akurat najmniejszy problem.
Główną przyczyną opóźnień w oddaniu portu do użytku są problemy z systemem zabezpieczeń przeciwpożarowych, których, jak wynika z wypowiedzi ministra Ramsauera, nie udało się nadal opanować. W tej sytuacji, kolejny termin otwarcia znowu stanął pod znakiem zapytania. "Musimy przeprowadzić jeszcze wiele testów, żeby mieć pewność, że system przeciwpożarowy będzie należycie funkcjonował" - powiedział minister.
Dziennikarze, śledzący historię kolejnych wpadek i problemów na tej prestiżowej budowie, pogubili się już w liczbie dat, od których port miał zacząć działać. Za każdym razem, na krótko przed kolejnym terminem otwarcia, wyskakiwało coś nowego.
Ostatnio pojawiły się doniesienia o rysach w konstrukcji budynków terminali, jako że lotnisko powstaje na wyjątkowo sypkich, piaszczystych glebach Brandenburgii, oraz pogłoski o zapadaniu się całego terenu, już zalanego betonem. Konsorcjum, realizujące ten wielki projekt komunikacyjny, jest wyjątkowo wstrzemięźliwe w dostarczaniu mediom informacji dotyczących zaistniałych problemów.
Na dobrą sprawę wiadomo jedynie, że są błędy w planach budowlanych i błędy dotyczące przyjętych rozwiązań technicznych wyjątkowo skomplikowanej infrastruktury tego portu, obliczonego na 27 mln pasażerów rocznie. A właśnie! Okazało się, że ta liczba jest za mała w stosunku do potrzeb i nawet gdyby w październiku przyszłego roku port otwarto, to i tak od razu trzeba będzie go rozbudowywać.
Beczka bez dna
Pierwotnie lotnisko miało kosztować "nie więcej niż 2,8 mld euro", co i tak jest sumą ogromną. Ale ta budowa okazała się przysłowiową beczką bez dna i w tej chwili mówi się już o przynajmniej 4,2 mld euro. Prawdopodobnie ostateczny koszt tej inwestycji będzie jeszcze wyższy, bo linie lotnicze, które miały z niego korzystać od czerwca, domagają się odszkodowania za straty, a zmiany budowlane, które jeszcze trzeba będzie wprowadzić, też przecież będą kosztować.
Minister komunikacji wspomniał oględnie o "ryzyku związanym z kosztami" i dodał, że "będzie musiał się z nim zmierzyć zarząd spółki, do której należy lotnisko. Federacja ma 26 procent udziałów w tej spółce, a kraje związkowe Berlina i Brandenburgii po 37 procent każdy.
Obawy ministra komunikacji potwierdzają wcześniejsze doniesienia, że ta pechowa budowa urasta do rangi jednego z największych skandali budowlanych w historii Republiki Federalnej. Walczą w nim o lepsze błędy w planowaniu, nieumiejętne zarządzanie, wady techniczne i kilka innych czynników, o których, być może, dowiemy się kiedy będą znane wyniki toczącego się już dochodzenia w tej sprawie.
Andrzej Pawlak (dapd, afp, reuters)