Maczków. Polskie miasto w okupowanych Niemczech
6 sierpnia 2015Dzisiaj jedyną pamiątką po „polskich czasach” w 20-tysięcznym miasteczku Haren w północno-zachodnich Niemczech jest tablica informacyjna umieszczona w hallu ratusza: „II wojna światowa miała dla Haren szczególne następstwa. 19 maja 1945 roku wszystkie niemieckie rodziny musiały tę miejscowość opuścić. Schronienie znalazły w sąsiednich miasteczkach, wsiach oraz na swoich łodziach. W ich domach zakwaterowano Polaków. Haren nazywało się wtedy Maczków. Dopiero 6 września 1947 Haren zwrócono jego rodowitym mieszkańcom”- czytamy na tablicy.
Polska okupacja
W maju 1945 roku, po zakończeniu działań wojennych, polska 1. Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka i 1.Samodzielna Brygada Spadochronowa generała Stanisława Sosabowskiego objęły kontrolę nad północno-zachodnią częścią Dolnej Saksonii, w ramach brytyjskiej strefy okupacyjnej w powiatach Aschendorf, Meppen i Lingen. Na przełomie lat 1944-1945 w regionie Emslandu przebywało około 60 tys. Polaków. Byli nimi robotnicy przymusowi, jeńcy wojenni i więźniowie obozów koncentracyjnych.
Zapadła decyzja utworzenia polskiej strefy okupacyjnej, którą zaakceptował brytyjski zarząd wojenny z marszałkiem Montgomerym. Dla polskich dipisów [displaced persons] w szybkim tempie zorganizowano 15 obozów i 5 innych dla byłych jeńców wojennych. Zdecydowano się też wysiedlić mieszkańców miasteczka Haren. 1000 niemieckich rodzin musiało opuścić z dnia na dzień swoje domy, pozostawiając cały dobytek 5 tysiącom Polaków. Wśród nowych mieszkańców znalazło się 1,7 tys. żołnierek Armii Krajowej, które po Powstaniu Warszawskim trafiły do obozu jenieckiego w Oberlangen.
Mały krótkoterminowy raj
Przez 3 lata Haren było siedzibą polskiej administracji w ramach nieformalnej polskiej strefy okupacyjnej. Otwarto w nim kilka szkół podstawowych, gimnazjum, liceum i szkołę zawodową. Uruchomiono też Uniwersytet Ludowy, powstała polska parafia, ukazywała się polska prasa. Działały kluby sportowe, kino, dwa teatry i straż pożarna. Ulice otrzymały polskie nazwy: Armii Krajowej, Legionów, Jagiellońska, Lwowska, Wileńska.
Historyk dr Jacek Barski z Centrum Dokumentacji „Porta Polonica” w Bochum, zajmującego się dokumentowaniem polskiej obecności w Niemczech, kiedy po raz pierwszy zetknął się i historią Polaków w Maczkowie nie mógł w nią uwierzyć. - Byli między sobą, byli też bardzo młodzi i po 5 latach wojny i totalnej niepewności starali się powrócić do normalności, stworzyć mały, krótkoterminowy raj, swoją małą ojczyznę nazywając ją Maczkowem. Udało się to przez przypadek, bo przypadkiem przecież władze brytyjskie wybrały właśnie Haren, jako miejsce na osiedlenie się Polaków – tłumaczy historyk.
W Maczkowie udzielono 289 ślubów i zarejestrowano 101 pogrzebów. 497 Polaków otrzymało świadectwo urodzenia w miejscowości, której nie było oficjalnie na żadnej mapie. O ile w innych miejscach polskiej strefy okupacyjnej Niemcy posiadali zezwolenie na pobyt, w Maczkowie mieli całkowity zakaz wstępu.
Polenzeit (okres polski)
Mieszkańcy Maczkowa budzili u okolicznej ludności wrogość i nienawiść. Trzy lata nieformalnej polskiej okupacji określali mianem "Polenzeit" (okresu polskiego). - Z czysto ludzkiego punktu widzenia można to nastawienie zrozumieć. Spróbujmy wyobrazić sobie, że otrzymujemy nagle nakaz opuszczenia domu i możemy wziąć ze sobą tylko podstawowe rzeczy. Nie znamy ani nowego miejsca zamieszkania, ani nie wiemy jak długo przyjdzie nam w nim pozostać– tłumaczy burmistrz Haren Markus Honnigfort. Jako rodowity mieszkaniec Haren o polskim Maczkowie dowiedział się od matki, która w chwili wysiedlenia była jeszcze dzieckiem. – Niewiele pamiętała, a dziadkowie nie chcieli o tym mówić, bo wspomnienia były zbyt bolesne – mówi Markus Honnigfort.
Istnienie polskiej enklawy w Niemczech stało się polityczną zadrą. Od jesieni 1946 roku polskie wojsko zaczęło opuszczać Maczków, a nazwę Haren przywrócono 10 września 1948 roku, gdy wszyscy polscy żołnierze wrócili do Wlk. Brytanii, a polskich mieszkańców w ramach ”Operacji Carrot” przesiedlono do Polski, lub pozwolono im emigrować dalej na Zachód.
Niewygodna historia
Polską okupację zepchnięto na długo w historyczny niebyt i niepamięć. Wokół tego wydarzenia wyrósł, zdaniem historyka Jacka Barskiego, "mur milczenia". Dopiero stopniowo od lat 80. prace niemieckich i polskich naukowców oraz niemieckie media przypomniały temat Maczkowa. – Nie znaczy to jednak wcale, że jest on dzisiaj znany, mimo, że opisał go znany polski historyk prof. Jan Rydel w swoim opracowaniu „Polska okupacja” w północno-zachodnich Niemczech 1945-1948. Nieznany rozdział stosunków polsko-niemieckich”- wyjaśnia Jacek Barski. W Niemczech historii Maczkowa poświęcona jest książka Andreasa Lembecka "Befreit, aber nicht in Freiheit" z 1997 roku, która w 2006 roku wyszła po polsku w przekładzie Barbary Ostrowskiej pod tytułem "Wyzwoleni, ale nie wolni".
Nieśmiałe inicjatywy
Nie można jednak powiedzieć, że temat kompletnie przemilczano. Przypominano go regularnie od lat 80-tych w okrągłe rocznice wydarzeń. W bieżącym roku obchodzono 70-lecie wyzwolenia obozu jenieckiego w Oberlangen. – To też fragment naszej historii, a rozmowy ze świadkami wydarzeń pozwalają lepiej zrozumieć okoliczności dawnych wydarzeń i wyzbyć się wzajemnych pretensji i uraz - przekonuje burmistrz Haren Markus Honnigfort.
Ulli Schepers przewodniczący najstarszego w powiecie Emsland Stowarzyszenia „Heimatverein Haren” postanowił bliżej zająć się przeszłością miasteczka i okolicy. - Zmotywowała nas w 2009 roku niemiecko-polska wystawa w Berlinie dotycząca napaści Niemiec na Polskę. Odwiedziliśmy też Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie. Byliśmy tam pierwsi. Przed nami nie było żadnej niemieckiej ekipy. Przyjęto nas serdecznie, udostępniono wszystkie archiwalne dokumenty, zapisy z maczkowskiego ratusza - mówi Ulli Schepers.
Nakręcony niedawno film telewizji publicznej NDR zapoczątkował szereg różnych inicjatyw poświęconych temu okresowi.
Temat Haren i Maczkowa zadomowił się też na dobre na lekcjach historii w miejscowym gimnazjum.
- To naprawdę niezwykły splot wydarzeń, że uczestniczki Powstania Warszawskiego trafiły do obozu jenieckiego w Oberlangen, i że wyzwoliła je polska armia. I o ile podręczniki szkolne tak w Polsce jak i w Niemczech rozpisują się obszernie na temat Powstania Warszawskiego, mało kto wiedział, że Churchill zachęcił armię generała Maczka do pomocy w uwolnieniu Europy od reżimu nazistowskiego, i że działania skoncentrowały się przez krótki czas właśnie w Emsland, w miejscowości Haren-Maczków – mówi burmistrz Markus Honnigfort.
Pielęgnować przeszłość
Uroczystości 70-lecia wyzwolenia obozu jenieckiego w Oberlangen z udziałem byłych więźniarek – uczestniczek Powstania Warszawskiego w kwietniu b.r. odbiły się szerokim echem wśród lokalnej społeczności. - Przez kilka dni po uroczystości odpowiadałem wyłącznie na maile i zapytania telefoniczne. Dowiedziałem się wtedy o licznych, nowych eksponatach z tego okresu, m. in. o egzemplarzu gazety dla polskich żołnierzy wydrukowanym w Maczkowie. Przyniesiono mi album ze zdjęciami rodzinnymi z tego okresu - cieszy się Ulli Schepers, który już od jakiegoś czasu planuje w Haren wystawę o „maczkowskim epizodzie”. Na opracowanie czekają archiwalne źródła informacji w Londynie, w Bredzie w Holandii oraz w Waszyngtonie, być może też w Polsce w Warszawie.
Historia na miarę hollywoodzkiego kina
W przygotowaniu wystawy, a później być może w powstaniu muzeum, pomocą służyć będzie dr Jacek Barski. Utrzymuje on stały kontakt z byłymi więźniarkami obozu w Oberlangen i późniejszymi mieszkankami Maczkowa. – To dzisiaj już starsze panie, ale wtedy miały po 13-14 lat. Ich historia to świetny materiał na scenariusz filmowy. Np. pani Wanda Broszkowska-Piklikiewicz po wyzwoleniu obozu dostała, jako żołnierka, od Brytyjczyków kilka funtów żołdu. I co z nimi zrobiła? Wynajęła za nie furmankę od chłopa i pojechała do Maczkowa do fryzjera oraz kupiła sobie piękne buty - Jacek Barski przytacza jedną z wielu opowieści z tego okresu.
W jego oczach żołnierki Armii Krajowej były patriotkami, które gotowe były walczyć za Warszawę, ale z drugiej strony były przecież młodymi kobietami, które pragnęły cieszyć się życiem. – I to nadaje wydarzeniom z tego okresu wymiar uniwersalny - przekonuje historyk. Jednocześnie marzy, że ktoś wpadnie na pomysł, by sfilmować bez zbędnego patosu maczkowską opowieść. – Szczególnie marzy mi się, żeby był to ktoś taki, jak amerykański reżyser Oliver Stone, lub któryś ze znanych polskich filmowców - zaznacza historyk.
Alexandra Jarecka