Merkel: każde spotkanie z Trumpem to rywalizacja
22 listopada 2024Donald Trump jest „wyzwaniem dla świata, szczególnie dla multilateralizmu” – ocenia była kanclerz Angela Merkel w wywiadzie dla tygodnika „Der Spiegel”, który ukazał się na kilka dni przed światową premierą jej wspomnień. W książce, która była gotowa jeszcze przed wyborami prezydenckimi w USA, Merkel wyraża nadzieję na zwycięstwo kandydatki Demokratów Kamali Harris. W wywiadzie dla „Spiegla” nie kryje rozczarowania. Jak przyznaje, gdy rankiem 6 listopada spojrzała na telefon komórkowy poczuła „smutek”. „Dla mnie rozczarowaniem było już to, gdy w 2016 roku Hillary Clinton nie wygrała. Życzyłam sobie, aby było inaczej” – mówi.
Donalda Trumpa opisuje jako osobę, „która w polityce nie dopuszcza sytuacji „win-win, a jedynie uznaje zwycięzców i przegranych”, co – jej zdaniem – jest bardzo trudnym wyzwaniem dla multilateralizmu. „Trump był bardzo ciekawski i chciał dokładnie poznać szczegóły. Ale tylko po to, by wybadać je na swoją korzyść, by znaleźć argumenty, które wzmocniłyby go i osłabiły innych. Im więcej osób było w pokoju, tym większa była jego chęć bycia zwycięzcą. Nie można z nim pogawędzić, każde spotkanie to rywalizacja: ty albo ja” – ocenia Merkel.
W porównaniu do poprzedniej kadencji Trumpa teraz zmieniło się to, że „istnieje jego wyraźny sojusz z wielkimi firmami z Doliny Krzemowej, które dysponują ogromnym kapitałem”. Chodzi przede wszystkim o Elona Muska, który ma być doradcą Trumpa. „Jeśli osoba taka jak on jest właścicielem 60 procent wszystkich satelitów krążących w kosmosie, to oprócz kwestii politycznych musi to nas ogromnie zajmować” – przyznała Merkel.
„Putin zawsze miał skłonności dyktatorskie”
Pytana o krytykowaną dziś politykę wobec Rosji i uzależnienie od rosyjskiego gazu, była kanclerz przyznaje, że nigdy nie miała złudzeń co do Władimira Putina. „Zawsze miał skłonności dyktatorskie, a jego zadufanie w sobie często mnie irytowało. Ale nie wierzę, że już kiedy objął urząd w 2000 r., planował pewnego dnia zaatakować Ukrainę. Jest to raczej sytuacja, w której my na Zachodzie również musimy zadać sobie pytanie, czy zawsze robiliśmy wszystko dobrze” – powiedziała Merkel.
„Nie było i nie ma żadnego powodu, który usprawiedliwiałby inwazję Putina na Ukrainę. Ale większa jedność Zachodu z pewnością by się przydała. Nie byliśmy tak silni, jak mogliśmy być” – przyznała.
„Kozioł ofiarny”
Odpiera ona też zarzut, jakoby sprzeciwiając się przyjęciu przez NATO planu działań na rzecz członkostwa Ukrainy i Gruzji na szczycie w Bukareszcie w 2008 roku, podzieliła sojusz. „Dlaczego amerykańskie stanowisko jest sztywne, a każdy, kto zajmuje inne, jest uważany za dzielącego? Zgodziłam się wówczas na kompromis: Nie dla statusu kandydata, ale zapewnienie, że Ukraina i Gruzja pewnego dnia dołączą do NATO. Nawiasem mówiąc, nie byliśmy osamotnieni w tym stanowisku. Francja i wiele innych krajów podzielało naszą opinię” – mówi Merkel.
Jej zdaniem po rosyjskiej inwazji na Ukrainę zrobiono z niej „kozła ofiarnego”. „Na przykład Wołodymyr Zełenski wezwał mnie i byłego prezydenta Francji (Nicolasa) Sarkozy'ego, byśmy przyjechali do Buczy po straszliwej masakrze, co najwyraźniej miało znaczyć, że nasza postawa w Bukareszcie była odpowiedzialna za zabitych w Buczy” – mówi.
„Nord Stream 2 miał polityczny sens”
Broniąc swojej postawy w sprawie gazociągu Nord Stream 2, Merkel mówi m.in.: „Jednym z moich zadań było uzyskanie taniego gazu dla niemieckiej gospodarki. Teraz widzimy konsekwencje drogich cen energii dla naszego kraju. Nie miałabym większości politycznej dla zerwania handlu gazem z Rosją, a już na pewno nie poparcia ze strony biznesu. Uważałam też, że Nord Stream 2 ma polityczny sens. Jak w nowym postzimnowojennym porządku możliwe było utrzymywanie więzi z kimś takim jak Putin, którego niektórzy historycy nazywają rewizjonistą? Poprzez próbę dopuszczenia go do udziału w dobrobycie” – ocenia Merkel.
Wbija także szpilkę Polsce i Ukrainie. „Dziś zapomina się o wielu ważnych aspektach. Na przykład, że Ukraina i Polska nie były zasadniczo przeciwne naszemu importowi rosyjskiego gazu, dopóki przechodził on przez ich terytorium, a one otrzymywały za niego opłaty tranzytowe” – mówi.
Zawracanie uchodźców z granicy niczego nie rozwiąże
Po raz kolejny Merkel broni swoich decyzji z 2015 roku, gdy otworzyła granice Niemiec dla uchodźców i migrantów, którzy utknęli na Węgrzech w drodze na Zachód. „W tamtym czasie miałam poczucie, że w przeciwnym razie naraziłabym na szwank całą wiarygodność niedzielnych przemówień o naszych wielkich wartościach w Europie i godności ludzkiej. Na przykład pomysł ustawienia armatek wodnych na granicy z Niemcami był dla mnie okropny i i tak nie byłby rozwiązaniem” – powiedziała.
Krytykuje także postulaty m.in. CDU, by migrantów bez prawa do azylu zawracać z granicy. „Nadal uważam, że to nie w porządku. Wprowadziliśmy kontrole graniczne i wiele innych słusznych rozwiązań, które przynoszą efekty. Ale iluzją jest zakładanie, że wszystko będzie dobrze, jeśli zawrócimy uchodźców na granicy z Niemcami. UE musi wspólnie rozwiązać ten problem na granicach zewnętrznych, w przeciwnym razie swobodny przepływ osób i rynek wewnętrzny będą zagrożone. Byłoby to odwrócenie integracji europejskiej, z konsekwencjami niemożliwymi do przewidzenia.” – przestrzega była kanclerz.