Mołdawia w kleszczach Rosji. "Jawna prowokacja"
3 czerwca 20151 listopada 2015 mieszkańcy Balti, drugiego co do wielkości miasta w Mołdawii, mają wypowiedzieć się w referendum, czy chcą większej autonomii. Była to decyzja rady miasta, w trzech czwartych zdominowanej przez ludzi z prorosyjskiej Partii Komunistycznej. Mieszkańcy Balti są w większości rosyjskojęzyczni. Głównym językiem urzędowym liczącej trzy i pół miliona mieszkańców Mołdawii jest rumuński.
Z pozoru niewinna zapowiedź lokalnych władz o planowanym referendum zawiera jednak spory ładunek wybuchowy. Przewodniczący parlamentu Mołdawii Andrian Candu ocenia tę decyzję władz Balti w kategoriach „zagrożenia dla integralności państwa”. Wezwał prokuraturę generalną i służby bezpieczeństwa, by podjęły stosowne kroki, by zabezpieczyć „interesy kraju”.
– Jest to jawna prowokacja przeciwko integralności kraju – przekonany jest także politolog Dionis Cenusa oceniając inicjatywę w Balti. Jest przekonany, że takie separatystyczne tendencje świadczą o słabości mołdawskiego rządu.
Sympatia dla separatystów
Ten konflikt zadziwiająco przypomina wcześniejsze sytuacje w mołdawskiej polityce, jak na przykład w lutym 2014, kiedy to parlament autonomicznego regionu Gagauzji po parafowaniu przez Mołdawię w listopadzie 2013 roku umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską uchwalił przeprowadzenie referendum sprawdzającego, czy ludność chce integracji z Unią Europejską czy z tworzoną przez Rosję unią celną. 98,4 % mieszkańców tego regionu opowiedziało się za unią celną z Rosją.
Centralne władze Mołdawii uznały decyzję za wykraczającą poza kompetencje parlamentu Gagauzji i podjęły działania na rzecz zablokowania tej inicjatywy. Referenda mogą być bowiem inicjowane i rozpisywane tylko przez rząd w Kiszyniowie.
Ale rada miasta Balti ignoruje centralny rząd. Już w 2012 r. w mieście tym flagę państwową Mołdawii (niebiesko-żółto-czerwoną) zastąpiono tam własną flagą (czerwono-niebieską). Prokuratura wdrożyła śledztwo, ale nie zostało ono zamknięte po dziś dzień.
Obietnice z Brukseli
W pierwszej reakcji na zapowiedź referendum w Balti premier kiszyniowskiego rządu zareagował ze stoickim spokojem: „Ludzie mogą robić, co im się podoba”. Potem dodał jednak, że wymiar sprawiedliwości zbada zgodność tej lokalnej inicjatywy z prawem.
Równolegle z tymi wydarzeniami relacje Mołdawii z Rosją są także niepozbawione napięć- W maju 2015 Rosja odmówiła 20 obywatelom Mołdawii – w większości gastarbajterom – wjazdu na obszar Federacji Rosyjskiej; 11 innych Mołdawian deportowano z Rosji do ich ojczystego kraju, bez podawania powodów takiego postępowania.
Mołdawskie organizacje pozarządowe uważają, że Rosja szykanuje i „karze” w ten sposób Republikę Mołdawii za podpisanie przez nią układu stowarzyszeniowego z UE. Obok będących już w mocy restrykcji importowych, zakazu wjazdu dla Mołdawian do Rosji czy ich wydalanie to ciosy boleśnie trafiające mołdawską gospodarkę.
Według oficjalnych danych w Rosji pracuje ok. 400 tys. Mołdawian, w całej Europie jest to prawie milion. Same tylko przekazy do Mołdawii pieniędzy zarobionych przez nich w Rosji stanowiły w ubiegłym roku 60 proc. wszystkich przekazów z zagranicy – i wynosiły w przeliczeniu 1,5 mld euro.
Coraz głośniejsze zgrzyty
Bezpardonowa walka toczy się także na mołdawskim rynku mediów. Władze podjęły kroki przeciwko rosyjskim próbom narzucania właściwej im interpretacji wydarzeń. Ze względu na stronnicze przedstawianie faktów urząd kontroli mediów w Kiszyniowie odebrał rosyjskiej telewizji publicznej Rossija 24 licencję nadawcy. Na innych nadawców nałożono kary pieniężne.
Polityczne zgrzyty między obydwoma państwami stają się coraz głośniejsze. W ubiegłym tygodniu ambasador Republiki Mołdawskiej został zaproszony na rozmowę do moskiewskiego MSZ. Rosja jest poirytowana faktem, że Mołdawia odmówiła tranzytu kilku rosyjskim wojskowym udającym się do Naddniestrza, gdzie stacjonowanych jest ok. 2 tys. rosyjskich żołnierzy.
29 maja br. na lotnisku w Kiszyniowie zatrzymano oficera z Zagłębia Donieckiego, który – jak sam przyznał – miał rekrutować ochotników w separatystycznym regionie Mołdawii – Naddniestrzu. Zadaniem rekrutów miało być „podburzanie ludzi” w Odessie, jak napisano w oświadczeniu mołdawskich służb bezpieczeństwa.
Szef ukraińskiej służby ochrony granic Wiktor Nazarenko potwierdził, że na wschodniej granicy Mołdawii, na odcinku, gdzie styka się terytorium Ukrainy i Naddniestrza, trzeba się liczyć z podwyższonym zagrożeniem militarnym. Sytuacja pod względem bezpieczeństwa znacznie się tu pogorszyła – wyjaśniał.
Żadnych konkretów z Brukseli
W tak napiętej sytuacji wielu Mołdawian zastanawia się, czy w dalszym ciągu mogą polegać na bliżej nieokreślonych obietnicach ze strony Brukseli, która zachęca Kiszyniów do utrzymania proeuropejskiego kursu, nie czyniąc żadnych konkretnych obietnic odnośnie przyszłego członkostwa w UE.
Ostatnie spotkanie na szczycie w Rydze nie wyjaśniło tych wątpliwości. Coraz bardziej zaostrzająca się konfrontacja UE i Rosji zdaje się coraz bardziej spychać na margines wychwalane jak dotąd „Partnerstwo Wschodnie” – ku wielkiemu niezadowoleniu politycznych sił i społeczeństwa obywatelskiego w Mołdawii, które w dalszym ciągu obstają przy proeuropejskim kursie swojego kraju.
Vitalie Calugareanu / Małgorzata Matzke