Na Bałkanach zawiodły elity polityczne [KOMENTARZ]
W Kosowie, Albanii, Serbii, Macedonii oraz w Bośni i Hercegowinie nie ma dziś ani wojny, ani głodu, ani tortur. Od 15 lat państwa powstałe po rozpadzie b. Jugosławii żyją ze sobą w pokoju. Chorwacja i Słowenia stały się już nawet państwem członkowskim UE. Inne państwa bałkańskie od kilku lat mają przed sobą perspektywę przyjęcia do Unii.
Nie ma zatem żadnego porównania z Syrią, Irakiem czy Afganistanem gdzie codziennie giną ludzie wskutek terroru i wojny. A mimo to ludzie masowo opuszczają Bałkany, żeby ubiegać się o azyl w Niemczech. Chcą przede wszystkim uciec przed nędzą i brakiem perspektyw. Są rozczarowani i sfrustrowani politycznym i ekonomicznym zastojem w ich ojczyźnie, za co winę i odpowiedzialność ponoszą tamtejsze elity polityczne.
Zmarnowana pomoc UE
Unijne miliardy przeznaczone na odbudowę nie przyspieszyły w nich ani postępu gospodarczego, ani rozwoju demokracji. Bałkańskich polityków nie uskrzydla też wcale do wdrażania reform perspektywa przystąpienia do UE. Dopóki ich kraje nie są państwami członkimi, a unijne pieniądze mimo to płyną nieprzerwanym strumieniem, nie muszą scedować części swych uprawnień na rzecz Brukseli, nie mówiąc o apanażach.
W państwach Balkanów Zachodnich bezrobocie od dwudziestu lat utrzymuje się na poziomie od 20 do 50 procent. W Bośni i Hercegowinie ponad 60 procent młodych ludzi nie ma stałej pracy. Nawet dobrze wykształceni absolwenci wyższych uczelni nie mogą znaleźć dla siebie stosownego zajęcia. Tamtejszym rynkiem pracy rządzą korupcja, nepotyzm i kumoterstwo. O tym kto zostanie dyrektorem, a kto portierem, decyduje partia sprawująca aktualnie władzę. Rzeczywiste kwalifikacje zawodowe kandydatów nie mają w praktyce żadnego znaczenia.
W tej sytuacji coraz więcej ludzi popada w marazm lub decyduje się na kolaborację z władzą. Wstępują do partii po to, żeby zwiększyć szanse na znalezienie lepszej pracy. W Albanii, Kosowie i Macedonii ponad połowa młodych, wykształconych ludzi twierdzi, że najchętniej zdecydowaliby się na emigrację.
Brak infrastruktury socjalnej
Zaniedbań jest mnóstwo. Po załamaniu się komunizmu na Bałkanach nie zainwestowano w dostatecznym stopniu w rozbudowę infrastruktury socjalnej, na przykład w sprawnie działający system opieki lekarskiej. W największym stopniu dotyka to Romów, którzy w tym regionie są pariasami, stojącymi na najniższym stopniu drabiny społecznej. Dyskryminuje się ich nie tylko z racji ich pochodzenia, ale odmawia im się także przysługujących im teoretycznie świadeczeń. Dlatego Romowie przybywają do Niemiec, bo kieszonkowe dla azylantów wydaje im się czymś niezmiernie kuszącym, a do lekarza mogą pójść w Niemczech za darmo.
Mafijne struktury wladzy zadomowiły się na dobre w wielu państwach bałkańskich. Na przykład Czarnogóra od 20 lat jest w rękach rodzinnego klanu Dukanovićów, a w Macedonii tamtejszy rząd na wielką skalę inwigiluje obywateli i zastrasza wolną prasę grożąc niepokornym dziennikarzom śmiercią.
Na Bałkanach po bałkańsku
Podobne stosunki panują w Kosowie, które od uzyskania niezależności w 2008 roku jest de facto unijnym protektoratem. Cóż z tego, że w Kosowie działa unijna misja policyjna (EULEX), skoro nie zapobiegła ona ani wszechobecnej korupcji, ani ścisłym powiązaniom pomiędzy tamtejszą elitą polityczną i przestępczością zorganizowaną. Wielu posłów do parlamentu i członków rządu w Kosowie wywodzi się z szeregów UÇK, podziemnej organizacji partyzanckiej i terrorystycznej zarazem. Jak twierdzi specjalny wysłannik Rady Europy Dick Marty, Armia Wyzwolenia Kosowa ma na sumieniu liczne zbrodnie, takie jak rozstrzeliwanie i uprowadzanie niepopierającej jej ludności cywilnej.
W wielonarodowościowej Bośni i Hercegowinie tamtejsi politycy wciąż zajmują się głównie podgrzewaniem wzajemnych uprzedzeń i resentymentów zamiast wprowadzać w życie konieczne reformy gospodarcze. Ponad połowa młodych Bośniaków chce wyjechać z kraju. Coraz mniej decyduje się na założenie rodziny, co jest poważnym problemem dla państwa, które i tak ma spore kłopoty natury demograficznej.
UE musi wreszcie wywrzeć nacisk
Wyjątkowo opieszały marsz państw Bałkańskich w kierunku demokracji i praworządności budzi rosnące zniecierpliwienie i irytację w Brukseli. Właśnie dlatego UE zajęła się bliżej Grecją i Ukrainą, które też są państwami kryzysowymi. Ale exodus ludności z Bałkanów może to zmienić. Dobrze byłoby, gdyby Bruksela zajęła się wreszcie bliżej zastojem we wprowadzaniu reform w tym regionie i - jeśli inne środki zawiodą - odcięła dopływ pieniędzy.
W tej chwili bałkańskie elity polityczne marnują to, co najcenniejsze - kapitał społeczny. Im więcej młodych i dobrze wykształconych ludzi wyemigruje z tego regionu, tym bardziej osłabnie wewnętrzny nacisk na wprowadzanie zmian. Dla bałkańskich autokratów jest to wyjątkowo wygodna sytuacja, ale dla tamtejszych społeczeństw, w interesie których rzekomo oni działają, to prawdziwa katastrofa. To prawda, że na Bałkanach nie ma dziś wojny, głodu ani tortur, ale brak jakiejkolwiek nadziei na lepsze życie też może być formą dyktatury, kto wie czy nie bardziej nawet uciążliwą.