Niemcy: dożywocie dla „obywatela Rzeszy“
23 października 2017Sprawa Wolfganga P. wywołała poruszenie w całych Niemczech i wyciągnęła na światło dzienne skrajnie prawicowych ekstremistów, tak zwanych „Obywateli Rzeszy” („Reichsbürger”). Blisko rok temu, w Georgensgmünd pod Norymbergą, jednostka specjalna policji przeprowadzała rewizję w domu Wolfganga P., kiedy ten bez ostrzeżenia otworzył ogień. 32-letni funkcjonariusz zginął, dwóch zostało ciężko rannych.
Policja zamierzała zarekwirować blisko 30 sztuk broni znajdującej się w domu Wolfganga P., który nabył ją wprawdzie legalnie, ale ze względu na jego wrogie państwu poglądy pozwolenie na broń miało mu zostać cofnięte.
„Perfidne morderstwo”
„Obywatele Rzeszy" nie uznają RFN jako państwa, dezaprobują jego urzędy i organy i nie akceptują żadnych urzędowych dokumentów. Także Wolfgang P. na początku 2016 r. oddał w urzędzie swój dowód osobisty. Również w toku procesu nie chciał podać żadnych konkretnych informacji na swój temat. Do ostatniego dnia toczonej przeciwko niemu sprawy nie wypowiedział się.
Prokuratura zarzuciła oskarżonemu, że od dawna planował zamach na policjantów. W dniu rewizji oddał do funkcjonariuszy 11 strzałów – zamierzał zabić lub zranić możliwie wielu z nich. Zabicie 32-letniego policjanta było „perfidne i nastąpiło z niskich pobudek”. Świadek zeznał, że oskarżony powiedział, iż liczy się z pojawieniem się policji i jak miał oświadczyć dosłownie: „Wtedy zabiorę się za kilku z nich”. Według prokuratury wcześniej dowiadywał się u zaprzyjaźnionego policjanta, czy policja planuje podjęcie przeciwko niemu jakiś kroków.
Obrona mówiła o „dyletanckiej akcji"
Obrona tymczasem chciała, żeby oskarżony odpowiadał za nieumyślne spowodowanie śmierci, co oznaczałoby maksymalną karę pięciu lat pozbawienia wolności. Jak stwierdziła adwokatka oskarżonego, jej klient nie wiedział, kto tego ranka znajdował się przed jego drzwiami i myślał, że musi się bronić przed włamywaczem.
Obrona zarzuciła policji „dyletancką" i „zbędną" interwencję. Jednostka specjalna policji nie musiała „szturmować” o świcie domu Wolfganga P. Równie dobrze policja mogła wezwać go przez megafon do opuszczenia domu - argumentowała obrona. Sąd był jednak innego zdania.
dpa, afp / Elżbieta Stasik