Prasa: Armia w rozsypce, to wina wojny na trzech frontach
21 lutego 2018„Frankfurter Rundschau” pisze: ”Lista braków w wyposażeniu Bundeswehry jest nie tylko złym świadectwem dla minister obrony Ursuli von der Leyen. Także dowództwo wojsk lądowych, marynarki i sił powietrznych oraz politycy i tak zawsze wychwalane społeczeństwo obywatelskie zasługują na naganę w związku z niedoborami w armii. Wszyscy oni w minionych latach, o ile nie dziesięcioleciach, na swój sposób zaniedbywali politykę bezpieczeństwa i obrony. Minister von der Leyen zbyt dużo obiecywała przejmując ten resort w grudniu 2013 i zapowiadając wielkie zmiany. Chciała wszystko poprawić i być lepsza niż jej poprzednicy Thomas de Maiziere i Karl-Theodor zu Guttenberg. Na drodze stanął jej nie tylko ociężały aparat, lecz także wciąż zmieniające się i nie do końca przemyślane cele wyznaczane przez politykę”.
„Rhein-Zeitung” z Koblencji uważa, że „von der Leyen od samego początku sprawiała wrażenie, jakby wszystko chciała poprawić po swoich nieudolnych poprzednikach. Ale zapomniała nadmienić, że nie od razu może to się jej udać ze względu na ociężałość wielkiego koncernu o nazwie Bundeswehra. Dlatego właśnie topniała jej wiarygodność z każdym miesiącem, w którym wskazywała na zaniedbania z przeszłości. Pełnomocnik Bundestagu ds. obronności wytknął jej to na jednym prostym przykładzie. Braki w wyposażeniu w fazie gotowości niemieckich żołnierzy w roli szpicy NATO ujawniły się w roku 2015, kiedy ona kierowała tym resortem już od dłuższego czasu”.
„Landeszeitung” z Lüneburga uważa, że braki w Bundeswehrze są wynikiem długoletniej politycznej wojny na trzech frontach: „Od kiedy żelazną kurtynę zżarła rdza, na jednym froncie dowództwo przejął generał spod znaku cięć oszczędnościowych i wyciskał z armii zyski, jakimi zaowocował pokój. Na innym froncie, po 11 września przyszedł rozkaz zwrotu: Bundeswehra miała się stać armią interwencyjną, a nie odstraszającą. Zwrot ten spowodowały ekspansjonistyczne zakusy Putina. Poza tym armia walczy z obojętnością czy wręcz wrogim nastawieniem społeczeństwa”.
Także „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zaznacza, że „Bundeswehrze potrzebne jest przede wszystkim spokojne i niezawodne dowództwo, ponieważ już sam świat jest pełen niepokoju. Jednak wyzwaniem dla armii są nie tylko liczne ogniska konfliktów poza granicami Niemiec. Żołnierze padli także ofiarą ciągłych reform i chronicznego niedofinansowania. Przy czym ich gotowość bojowa jest nie tylko kwestią pieniędzy. Bundeswehra, która ściśle musi trzymać się prymatu polityki, ma prawo wymagać, żeby do wyznaczonych jej misji była tak wyposażona, by móc je wypełniać. Jeżeli bezpieczeństwa Niemiec trzeba bronić na Hindukuszu czy w Afryce, to armia, nad którą czuwa parlament, musi być do tego przygotowana pod względem materialnym i personalnym. Nakazuje tego i dobro kraju, i obowiązek troski o żołnierzy”.
„Stuttgarter Zeitung” podkreśla: „Partnerzy w NATO polegają na tym, że Niemcy ich nie zawiodą. Niemcom nie wolno wystawiać na szwank swojej reputacji. Odnosi się to także do wojskowych misji zagranicznych. Pełnomocnik Bundestagu ds. obronności ostrzega przed podejmowaniem się wciąż nowych misji. Ale minister von der Leyen już rozważa misję w Iraku. Przebąkuje także o udziale Niemców w misji Błękitnych Hełmów we Wschodniej Ukrainie. Słuszne jest, żeby wzmocnić zachodnie sojusze niemieckim udziałem, będącym kombinacją wojska, dyplomacji i pomocy rozwojowej. Nie można przyglądać się tylko, jak na świecie powstaje coraz więcej zarzewi konfliktów. Tyle że wymogi polityczne i twarda rzeczywistość Bundeswehry coraz bardziej się rozchodzą. Ignorowanie tej przepaści jest chyba najbardziej fatalnym błędem niemieckiej minister obrony”.
Opr.: Małgorzata Matzke