Niemiecka prasa o skrajnej prawicy: „UE musi umrzeć…”
5 sierpnia 2023„Zimny wiatr hula po Europie. W wielu krajach, nie tylko w Niemczech, niedawne sukcesy partii prawicowych i prawicowo-radykalnych wzbudziły strach w partiach z politycznego centrum. (…) Czy państwo prawa i liberalna demokracja są zagrożone? Czy prawica może zdominować całą europejską politykę i przemodelować ją na swoje kopyto?” – pyta Thomas Kirchner w weekendowym wydaniu „Sueddeutsche Zeitung”.
Autor zaznaczył, że wzrost znaczenia europejskiej prawicy nie jest zjawiskiem nowym i miał miejsce kilkakrotnie od lat 80., jednak za każdym razem wahadło wychylało się po pewnym czasie w przeciwną stronę. Obecnie Europa musi przygotować się na to, że autorytarne i nacjonalistyczne partie i ruchy będą się cieszyły poparciem od jednej czwartej do jednej trzeciej elektoratu, a okresowo nawet większym.
Prawica stałym elementem europejskiej polityki
„Ze zjawiska na marginesie życia politycznego (partie prawicowe), stały się stałym elementem politycznego krajobrazu, a w niektórych krajach od dawna współtworzą w znacznym stopniu politykę” – czytamy w „SZ”.
„W Polsce i na Węgrzech narodowi populiści już od dawna sprawują władzę” – stwierdził Kirchner. Jak zaznaczył, wzrost znaczenia prawicy można zaobserwować w Finlandii, Szwecji, Austrii, Grecji, a także we Włoszech. We Francji Marine Le Pen ma szanse na wygranie następnych wyborów prezydenckich, a w Niemczech rośnie poparcie dla AfD. „W wyborach do Parlamentu Europejskiego w przyszłym roku prawicowo-radykalne partie zdobędą prawdopodobnie znacznie więcej głosów” – przewiduje dziennikarz „SZ”.
Arogancja i samozadowolenie elit
Zdaniem Kirchnera trudno wskazać jedną konkretną przyczynę wzrostu poparcia dla prawicy. Faktem jest jego zdaniem wzrost niezadowolenia wyborców z powodu błędów popełnianych przez partie tradycyjne – z powodu skandali i zaniechań. Pewną rolę odgrywa także „samozadowolenie liberalnych elit”, które pod płaszczykiem obrony systemu, bronią przede wszystkim swoich przywilejów. Symbolem takiej arogancji jest prezydent Francji Emmanuel Macron.
Jak twierdzi autor, koła prawicowe świadomie rozbudzają w społeczeństwie lęki i uprzedzenia, a przykładem takich działań jest kwestia uchodźców. Mówi się o fiasku polityki migracyjnej UE, a przecież to właśnie takie kraje jak Polska czy Węgry niemożliwiają jakiekolwiek porozumienie na płaszczyźnie europejskiej.
Zdaniem Kirchnera narodowi populiści coraz sprawniej kierują publiczne debaty na tory tożsamościowe, przedstawiając je jako przejaw „wojny między cywilizacjami”. Wśród przykładów autor wymienił rasistowską teorię spiskową, której autorzy oskarżają elity – „żydowskie i inne” – o zamiar wymiany białej ludności krajów zachodnich na ludność kolorową i muzułmanów. Ta teza rozpowszechniana jest przez prawicowo-radykalnych polityków przede wszystkim we Włoszech i Francji.
Teorie spiskowe i wzniecanie lęków
Kirchner zaznacza, że z wyjątkiem niemieckiej AfD, partie prawicowo-radykalne nie chcą występować z UE, lecz chcą zmieniać ją od środka. Łatwo przewidzieć, co stanie się, jeśli zdobędą one większy wpływ na UE. W tym przypadku grozi „blokada ambitnej polityki ochrony klimatu, zaostrzenie prawa azylowego, brak reakcji na łamanie praworządności” – czytamy w „SZ”.
Projekt europejski – kontynuuje Kirchner – od początku pomyślany był jako reakcja na „rozbuchany nacjonalizm”, który dwukrotnie wpędził kontynent w katastrofę. Dobrowolne przekazywanie coraz większego zakresu suwerenności do instancji nadrzędnej miało zapobiec powrotowi mrocznych czasów. Nacjonaliści w rodzaju Orbana czy Le Pen nie chcą całkowicie rezygnować ze współpracy, lecz dążą do współpracy między ojczyznami – suwerennymi państwami. Ich najważniejszym celem jest obrona europejskiej „kultury” czy „cywilizacji” przeciwko rzekomym zagrożeniom.
Czy UE musi umrzeć?
Z antynacjonalistycznej, kosmopolitycznej, strukturalnie postępowej UE może powstać nacjonalistyczna, skierowana ku przeszłości, ograniczona do niewielu punktów współpraca między rządami – ostrzega Kirchner i cytuje słowa polityk AfD Bjoerna Hoecke – „UE musi umrzeć, aby prawdziwa Europa mogła żyć”.
Przed zagrożeniem ze strony prawicy ostrzega też na łamach „Tageszeitung” (TAZ) Claus Leggewie.
W wyborach do Parlamentu Europejskiego w maju 2024 roku chodzi o najwyższą stawkę. W całej Europie prawicowi radykałowie są na fali wznoszącej. Wykuwają na szczeblu krajowym koalicje z konserwatystami, a i w Brukseli ma powstać wielki obóz całej prawicy – ostrzega niemiecki politolog.
Odnosząc się do aktualnego układu sił w PE, autor wyjaśnia, że 70procentowa większość wspiera szefową KE Ursulę von der Leyen. Natomiast europejscy „patrioci”, do których należy kierowana przez PiS frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) oraz frakcja Tożsamość i Demokracja (ID), dążą do obalenia von der Leyen.
Czy powstanie wielki obóz prawicy?
Ważną rolę na prawym skrzydle odgrywa Fidesz Viktora Orbana, choć to ugrupowanie nie należy do żadnej frakcji w PE. Celem Orbana jest „homofobiczna i wroga wobec imigrantów” Europa ojczyzn, która odłączy się od Ameryki i zbliży do Rosji. Zdaniem Leggewie, chodzi o realizację planu Putina – osłabienia i podzielenia UE.
Politolog ostrzega przed powstaniem „wielkiego obozu” prawicy, w którym reprezentowane byłyby nie tylko obie prawicowe frakcje EKR i ID, ale także chadecka Europejska Partia Ludowa. Leggewie zastrzega, że powstanie „Międzynarodówki Nacjonalistów” nie będzie łatwe. Podczas gdy Le Pen i Georgia Meloni nie chcą wychodzić z UE i akceptują euro, faktyczny szef AfD Bjoern Hoecke uderza w dramatyczne tony – „UE musi umrzeć, aby Europa mogła żyć”.
Leggewie uważa, że wbrew opiniom dominującym w mediach społecznościowych, zwycięstwo europejskiej prawicy w wyborach do PE można powstrzymać. Jego zdaniem, o wyniku wyborów zdecydują młodzi wyborcy w wieku od 18 do 30 lat. „Jeżeli dadzą się zarazić ksenofobią, to zostaną w dniu wyborów w domu, ponieważ nie mają zasadniczo zaufania do zawodowych polityków. Ale mogą też zawalczyć o wolną i demokratyczną Europę” – pisze niemiecki politolog. „Jeszcze Bruksela nie zginęła” – podsumowuje Leggewie swój komentarz w „Tageszeitung”.