Niemiecka prasa: sprawa Maassena, czyli kopniak w górę
19 września 2018Jak zauważa dziennik "Rheinpfalz" z Ludwigshafen:
"Teraz sprawa została wyjaśniona, ale nieprzyjemny posmak pozostał i to nie tylko dlatego, że Maassen został awansowany na sekretarza stanu. Na koniec nie chodziło już o to, że Maassen w podstawowej dla demokracji kwestii mówił w mało przemyślany, bo spekulatywny sposób o spisku i fake newsach, tylko o zachowanie twarzy".
Nieco inaczej widzi to "Neue Osnabrücker Zeitung":
"Kto myśli, że z chwilą przeniesienia Maassena wszyscy uczestnicy tego konfliktu zachowali twarz, ten się myli. W istocie rzeczy wszyscy na nim stracili. Stracił Horst Seehofer, który musi pogodzić się z zarzutem, że miał na uwadze tylko wybory do parlamentu krajowego w Bawarii i wciąż ryzykował zakłócenie współpracy w łonie koalicji rządowej. Straciła Angela Merkel, której nie udało się okiełznać swego adwersarza Seehofera i która jest współwinna temu, że Maassena nie ukarano, tylko de facto awansowano. Także pozorne zwycięstwo szefowej SPD Andrei Nahles gorzko musi jej smakować, bo chyba nikt nie uwierzy w to, że jej upieranie się przy wyrzuceniu szefa kontrwywiadu ze stanowiska w jakikolwiek sposób pomogło SPD, która stale traci wyborców. Takie rozwiązanie sprzyja tylko zniechęceniu do polityki, co wykorzystuje dla siebie Alternatywa dla Niemiec".
Tego samego zdania jest "Saarbrücker Zeitung":
"Na tym żałosnym spektaklu skorzystał tylko jeden beneficjent - Alternatywa dla Niemiec. Ta partia zrobiła z Maassena męczennika, który zapłacił za swą wrogą postawę wobec uchodźców. Jego przeniesienie na inne stanowisko dobrze pasuje do takiego obrazu. A cóż dopiero mówić o słabym przedstawieniu w wykonaniu wielkiej koalicji. Naprawdę trudno sobie teraz wyobrazić, że w stosunkach między CDU/CSU i SPD dojdzie do nowego początku, ponieważ sprawa Maassena pozostawiła po sobie zbyt wiele niezabliźnionych ran".
Myśl tę rozwija gazeta "Westfälische Nachrichten" z Münster:
"Dla szefów partii CSU i SPD stawką w grze była ich osobista wiarygodność, a dla kanclerz Merkel jej autorytet. Aby zapobiec za wszelką cenę grożącemu rozpadowi koalicji rządowej Maassen został awansowany na wiceministra spraw wewnętrznych. Z punktu widzenia autorów takiego rozwiązania jest to iście salomonowa decyzja, ale z punktu widzenia wyborców to tylko nowa pożywka dla rosnącej frustracji pracą koalicji rządowej. Zażegnano ponowny kryzys koalicyjny, ale nowy na pewno się pojawi, to pewne jak amen w pacierzu".
Podobnie widzi to "Rhein-Zeitung" z Koblencji:
"Po rozwiązaniu konfliktu wokół Maassena w koalicji bynajmniej nie zapanuje spokój. Dopóki Merkel i Seehofer zasiadają razem w gabinecie rządowym, dopóty o spokojnym rządzeniu nie może być mowy. Niechęć Seehofera do Merkel jest tak duża, że skorzysta on z każdej okazji, żeby ponownie doprowadzić do konfrontacji".
"Hessische Niedersächsische Allgemeine" z Kassel pisze:
"Zamiast zebrać się w gronie koalicji rządowej i na spokojnie wyjaśnić sprawę Maassena, politycy ze wszystkich partii koalicyjnych pobiegli do mikrofonów i przed kamery, żeby przedstawić swoje stanowisko w tej kwestii. Najpierw partia, a dopiero potem koalicja. W ten sposób ponownie podgrzano nastroje, ponownie mówiono o możliwym końcu koalicji, a wszystko to okraszono dużą dawką samozadowolenia i różnych wyjaśnień. W tej wielkiej koalicji wzajemny szacunek dawno już ustąpił najrozmaitszym animozjom. Obecny kompromis nie powinien nas mylić. Po niekończącej się dyskusji w sprawie planu rozwiązania kryzysu migracyjnego i następującej po niej debacie o Maassenie, mamy prawo zadać pytanie o to, jaki kolejny kryzys nam się zaprezentuje? I czy ten cyrk kiedykolwiek się skończy? Może po wyborach do parlamentu krajowego w Bawarii? Oby. Tymczasem mamy niezałatwione sprawy emerytur, opieki pielęgnacyjnej i tanich mieszkań. Rząd naprawdę ma wiele do zrobienia".