Orban ma problem z antysemityzmem
17 grudnia 2020W ostatnich tygodniach mnożą się w Budapeszcie porównania, które budzą skojarzenia z czasami nazizmu. Jednak to, co Szilárd Demeter, dyrektor Muzeum Petőfiego w Budapeszcie i lojalny zwolennik Orbana, w końcu listopada napisał w komentarzu na prorządowym portalu Origo, to nowy wymiar. Nazwał George'a Sorosa, amerykańskiego miliardera o węgiersko-żydowskich korzeniach, „liberalnym Führerem”, a Europę „jego komorą gazową”. W tej komorze Polacy i Węgrzy są „nowymi Żydami”, a zabójczy gaz sączy się z „kapsuły otwartego, wielokulturowego społeczeństwa”. Krzyk, jaki rozległ się po tych słowach na Węgrzech i za granicą, był donośny. Demeter przeprosił i wycofał swój tekst. Jednak wolno mu było zachować swoje stanowisko.
Tego typu sytuacje sprawiają, że rządowi Orbana regularnie zarzuca się antysemityzm. Reakcje Budapesztu na te oskarżenia nie należą do najsubtelniejszych. Żydom żyje się na Węgrzech nieporównanie bezpieczniej niż w zachodniej Europie, mają tu też więcej wolności – argumentują zazwyczaj przedstawiciele rządu. Orban niedawno napisał, że „przypadki otwartych gróźb i napaści na osoby żydowskiego pochodzenia, do jakich dochodzi dziś w Niemczech, są na Węgrzech nie do pomyślenia”.
„Rząd nie jest antysemicki”
Rzeczywiście, na Węgrzech, inaczej niż w Niemczech czy we Francji, prawie nie dochodzi do aktów przemocy przeciwko Żydom i instytucjom żydowskim. Wedle raportu agencji UE ds. praw podstawowych (FRA) z 2018 roku, Żydzi mieszkający na Węgrzech czuli się bezpieczniej niż w jakimkolwiek innym kraju UE. Jedynie 13 procent przyznało, że boi się, iż w najbliższej przyszłości może stać się ofiarą fizycznej agresji. Dla porównania: we Francji taki lęk wyraziło 58 procent, a w Niemczech 47 procent pytanych.
„Ten rząd nie jest antysemicki”, mówi András Kovács, profesor z Central European University (CEU) w Budapeszcie, w rozmowie z DW. Od lat posługuje się jednak – co pokazuje wieloletnia kampania przeciw Sorosowi – antysemickimi stereotypami.
Orban wciąż umizguje się do osobistości, które wyrażają antysemickie oglądy. Na przykład prawicowo-nacjonalistyczny historyk Ernő Raffay wielokrotnie był odznaczany przez premiera, ostatnio w sierpniu 2020. W 2015 roku Raffay porównał migrantów pochodzących w większości z krajów muzułmańskich z żydowskimi przybyszami z XIX wieku, którzy wówczas się „mnożyli”, wypierając” Węgrów z wielu dziedzin życia społecznego. „To powinno być dla nas (Węgrów) nauczką”, uważa Raffay.
Zły wpływ na społeczeństwo
Publicysta Zsolt Bayer zasłynął z kolei wulgarnymi porównaniami. Przed laty powiedział, że węgierski pianista András Schiff i niemiecki polityk Zielonych Daniel Cohn-Bendit – jako reprezentanci społeczności żydowskiej – to „śmierdzące odchody”. Ubolewał też, że podczas tak zwanego „białego terroru” lat 1919/1920 prawicowe węgierskie oddziały zabiły za mało Żydów i ludzi o poglądach lewicowych.
Bayer bynajmniej nie jest osobą spoza głównego nurtu. Jest współzałożycielem Fideszu i bliskim przyjacielem Orbana. W 2013 roku został skazany na grzywnę z powodu antysemickiego artykułu. Trzy lata później „w uznaniu za pracę dziennikarską” dostał krzyż rycerski, jedno z najwyższych węgierskich odznaczeń. Ponad 30 osób, które w przeszłości również dostały krzyż rycerski, zwróciły go na znak protestu. Był wśród nich András Heisler, przewodniczący Związku Gmin Żydowskich na Węgrzech.
„Ci ludzie mają bardzo zły wpływ na nasze społeczeństwo”, powiedział Heisler w rozmowie z DW. „Życzylibyśmy sobie, by rząd w przyszłości się od nich zdystansował”.
Rzadka krytyka z Izraela
Jednak to raczej nieprawdopodobne. Tolerancja wobec antysemitów pasuje do opartej na historycznym rewizjonizmie polityki Orbana. Jej celem jest relatywizacja roli Węgier w zbrodniach Holokaustu, czy to za pomocą pomników czy muzeów. Już od dawna antysemiccy autorzy, jak skazany w Rumunii na karę śmierci zbrodniarz wojenny Albert Wass, czytani są przez uczniów w szkołach w ramach obowiązkowych lektur.
Z Izraela rzadko słychać głosy krytyki. Powód: Viktor Orban i premier Benjamin Netanjahu to bliscy przyjaciele. Mają wspólne polityczne interesy, są krytycznie nastawieni do UE i ogłosili George'a Sorosa swoim wrogiem.
Antysemityzm także w opozycji
Problem antysemityzmu występuje także w kręgach opozycji. W październiku partia Jobbik, dawniej skrajnie prawicowa, a teraz już bardziej wyważona, na wspólnej opozycyjnej liście w wyborach uzupełniających w północno-wschodnich Węgrzech umieściła László Bíró. Polityk ten kilka lat temu mówił na Facebooku o „żydowskim kapitale lichwiarskim”, a węgierską stolicę nazwał „Judapestem”. László Bíró wielokrotnie przepraszał za swoje wypowiedzi. Jednak jego kandydatura podważyła wiarygodność opozycyjnego sojuszu.
Prorządowym mediom ta historia spadła jak z nieba. Przywoływały przypadek Bíró za każdym razem, gdy Orbanowi czy jego partii Fidesz zarzucano antysemityzm. Także przewodniczący Związku Gmin Żydowskich András Heisler stał się celem ataków z tym związanych. Zarzucano mu, że krytykuje rząd, a milczy w sprawie antysemityzmu opozycji.
András Heisler oponuje. I zajmuje jednoznaczne stanowisko: „Problemem nie tylko na Węgrzech, ale w całej środkowej Europie jest to, że politycy wszystkich obozów grają ‘żydowską kartą', jeśli to dla nich politycznie korzystne”, mówi. Dlatego przed wyborami zaplanowanymi na wiosnę 2020 apeluje do wszystkich partii o to, by zaniechały używania antysemickich haseł.