Paweł Świeboda: przed UE jest pięć scenariuszy
2 lutego 2019DW: Kadencja Parlamentu Europejskiego dobiega końca. Niewątpliwie były to trudne lata. Jak Pan ocenia ten okres?
Paweł Świeboda*: Na starcie, w latach 2014-15 mieliśmy do czynienia z kumulacją kryzysów: finansowo-gospodarczego, migracyjnego, zamachów terrorystycznych, wreszcie z brexitem. Kryzys ekonomiczny i migracyjny został zażegnany, a jeśli chodzi o wzrost gospodarczy Unia wyszła obronną ręką. Niektóre projekty z wyjściowej agendy Komisji Junckera zostały mocno rozszerzone, na przykład układ handlowy z USA, który po wyborach prezydenckich przestał być aktualny. W związku z tym podjęto negocjacje z innymi krajami; z Japonią podpisano jedno z najbardziej znaczących w historii porozumień handlowych. Zaawansowane są rozmowy z Australią i Nową Zelandią, toczą się również z dużymi państwami Ameryki Południowej, acz nie bez trudności z uwagi na panującą tam sytuację polityczną. Unia jest zarazem głównym adwokatem multilateralizmu. Tak więc, niewątpliwie są powody do satysfakcji.
DW: To jest ocena polityczna. Co mówią badania opinii obywateli Unii?
– Mimo rozlicznych presji wewnętrznych, obserwujemy dziś więcej egzystencjalnego spokoju niż było to na początku kadencji. Wzrosło poparcie dla integracji. Dwie trzecie Europejczyków uważa, że ich kraj skorzystał na członkostwie w Unii – to jest najwyższy odsetek od 1983 roku. Rekordowo wielu respondentów jest zdania, że mają osobisty wpływ na agendę unijną – 48 proc. Przyjmuje się, że przetrwanie wielkich kryzysów stanowiło w przeszłości legitymizację państwa narodowego. Dziś stwierdzenie to można odnieść do Unii Europejskiej.
DW: Czy jednak nie zapowiada się korekta tego obrazu? W gruncie rzeczy, Unia Europejska była tworem chadeków i socjaldemokratów, którzy prowadzili go przez lata. Teraz z dużą energią dają o sobie znać ugrupowania narodowe, by nie powiedzieć nacjonalistyczne, populizm kwitnie. Jak dalece, Pana zdaniem, wpłynie to na układ sił, na politykę UE po wyborach?
– Fragmentacja sceny politycznej jest poniekąd odzwierciedleniem ewolucji, zmian kulturowych, jakim podlegają społeczeństwa. Ludzie częściej wolą identyfikować się z partiami, których agenda jest węższa, ale im bliższa. Nie są tak skłonni jak kiedyś do głosowania na duże partie. Z tym faktem należy nie tylko pogodzić się, ale – powiedziałbym – wycisnąć z tego stanu rzeczy możliwie najwięcej. Jest to po prostu nowa konstelacja. Do agendy europejskiej wnosi więcej złożoności, ale też nowe impulsy. Są sposoby, by poradzić sobie z fragmentacją sceny politycznej.
DW: Sądzi Pan zatem, że tendencje odśrodkowe nie popchną Unii w stronę klubu, którego część członków stara się jedynie wyszarpać coś dla siebie, i nie będą na tyle silne, by zagrozić integracji europejskiej?
– Czym innym jest fragmentacja polityczna, czyli obecność większej liczby aktorów na tej scenie, a czym innym są potencjalne tendencje odśrodkowe. Fragmentacja będzie wymagała żmudnego, czasochłonnego procesu uzgadniania stanowisk, trudnych koalicji, ale może być skuteczniejsza lub równie skuteczna jak wielka koalicja, z która mieliśmy do czynienia dotychczas. Nie sądzę natomiast, by w najbliższym czasie groziły nam ruchy odśrodkowe, bo przykład brexitu będzie studził emocje, dawał wielu ludziom do myślenia. Będą zdawać sobie pytanie, czy na pewno chcą podążyć taką samą ścieżką? Przynajmniej na pokolenie temat ten zostanie zamknięty. Wyraźnie widać, że brexit doprowadził do wewnętrznego niepokoju w tak wyrafinowanej i stabilnej demokracji, jaką była Wielka Brytania.
DW: Innymi słowy, w dającej się przewidzieć przyszłości wyklucza Pan podobne przypadki?
– Tak, ponieważ ewentualni naśladowcy zobaczyli, jak to może wyglądać; żywiołowe negocjacje bez wiarygodnego scenariusza kolejnych wydarzeń, finał nieznany. Mam wątpliwości, czy sami Brytyjczycy tego chcą. W następnym – tak to nazwijmy – pokoleniu politycznym ruchy odśrodkowe nam nie grożą. Nie oznacza to, że kiedyś nie powrócą podobne próby.
DW: Z drugiej strony, w kolejce do Unii ustawili się nowi kandydaci, toczą się negocjacje akcesyjne z państwami Bałkanów Zachodnich. Czy w tym kontekście hamulcem politycznym, psychologicznym nie jest to, co wokół praworządności dzieje się w Polsce, na Węgrzech, w Rumunii? Czy te doświadczenia z obszaru Europy Środkowo-Wschodniej nie spowolnią procesów powiększania UE?
– Nie sądzę, by istniał bezpośredni związek między doświadczeniami dotyczącymi rządów prawa i perspektywami poszerzenia Unii. Są przecież kraje, przyjęte do Unii wraz z Polską i Węgrami, wobec których nie ma żadnych wątpliwości, czy nie kontestują rządów prawa. Nie, nie dostrzegam tu hamulca, o którym Pan wspomniał. Każdy przypadek jest indywidualny. Polska i Węgry nie musiały wejść na ścieżkę kontestacji zasad europejskich; okoliczności sprawiły, że tak się stało.
DW: Jean-Claude Juncker stwierdził, że światu politycznemu grozi dominacja dwóch dróg, amerykańskiej – kapitalizmu monopolistycznego, i chińskiej – kapitalizmu autorytarnego. Europa powinna budować trzecią drogę. Jaka miałaby ona być?
– Pierwszym fundamentem powinna być ochrona praw, zwłaszcza prywatności, których nie respektują, w stopniu takim jak czyni to Unia, owe wiodące drogi. Drugi fundament to innowacyjność wysokiego poziomu, bo normy etyczne bez modeli biznesowych niewiele wnoszą. W ostatecznym rozrachunku dają satysfakcję moralną, ale nie zapewniają sukcesu gospodarczego. Tak więc, w moim przekonaniu, trzecia droga powiąże wysokie standardy jak ochrona danych, przejrzystość, awans technologiczny, możliwość audytu algorytmów.
DW: To znaczy…
– … zrozumienie, na jakich parametrach opierają się algorytmy, które stoją zwłaszcza za racjami, związanymi ze sztuczną inteligencją. Każdy algorytm, stosowany także w sektorze publicznym, jest bowiem oparty na określonych założeniach. Obywatele mają prawo wiedzieć, jakie to są założenia, co się za nimi kryje. Tego rodzaju transparencja będzie integralną częścią europejskiego podejścia. Ale to wszystko musi zaistnieć w powiązaniu ze skutecznością biznesową. Same dobre intencje i stabilny kręgosłup moralny nie wystarczą, by w tym wyścigu odgrywać znaczącą rolę.
DW: W związku z trzema drogami, nową misją Europy, rywalizacją w zglobalizowanym świecie polityki i gospodarki, jaki scenariusz naszkicowałby Pan na najbliższe lata?
– W grę wchodzi nie jeden, lecz pięć możliwych scenariuszy. Pierwszy: zachowany zostaje status quo. Prowadzi do rosnących napięć i erozji zaufania w systemie międzynarodowym. Przykładem jest podjęcie postępowania przeciw USA w Światowej Organizacji Handlu (WTO) na wniosek Unii Europejskiej i Kanady. Można zakładać, że nawet jeśli WTO podejmie decyzję zgodną z życzeniem wnioskodawców, to USA i tak nie zejdą z drogi dotychczasowego postępowania.
Scenariusz drugi: koalicje chętnych czyli multilateralizm. Możemy sobie wyobrazić, że UE podejmuje współpracę z gotowymi na to państwami, powiedzmy z Chinami, w dziedzinie ochrony klimatycznej. Innego przykładu dostarcza kooperacja handlowa z Japonią i innymi krajami.
Trzeci scenariusz to próba zbudowania przez Pekin nowego systemu z Chinami w centrum nowych instytucji wielostronnych. Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych jest tego doskonałą ilustracją.
Czwarty scenariusz: następny kryzys wyzwala dynamikę o sumie zerowej. Innymi słowy, napięcia – zwłaszcza między Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską – owocują silnym wzrostem protekcjonizmu.
Scenariusz piąty to odnowiony multilateralizm; instytucje wielostronne zyskują nową dynamikę. Do tego dąży Unia Europejska, a przykładem jest propozycja reformy Światowej Organizacji Handlu.
DW: Dziękuję Panu za rozmowę.
*Paweł Świeboda jest wicedyrektorem Europejskiego Centrum Strategii Politycznej. Ten think tank Komisji Europejskiej sporządza analizy strategiczne, zapewnia doradztwo oraz wspiera Przewodniczącego Komisji, Jean'a-Claude'a Junckera.
rozmawiał Michał Jaranowski