Pałki z NRD
12 grudnia 2011Po podpisaniu Porozumień Gdańskich władze enerdowskie nie miały wątpliwości, że nadciąga sromotna klęska PZPR i jej sojuszników. Solidarność stanowiła zagrożenie dla całego bloku komunistycznego – twierdził główny strażnik socjalizmu, Erich Mielke, szef enerdowskiej bezpieki. A kierował nią od 1957 roku aż do upadku muru. Günter Bohnsack, dawny współpracownik wschodnioniemieckiego wywiadu HVA, był świadkiem wybuchów złości Mielkego: "Mielke szalał. Krzyczał, że w Polsce nie działa partia, nie funkcjonuje rząd, że nie wiadomo, czego się spodziewać po Jaruzelskim. A na dokładkę w Rzymie był polski papież. Dla Mielkego to była kontrrewolucja w pełnym wydaniu".
Antypolska propaganda
Mielke chciał zapobiec "przeskoczeniu iskry rewolucyjnej" z Polski do NRD. "Polska stała się dla NRD tajnym frontem wschodnim" - twierdzi Günter Bohnsack.
Pod koniec października 1980 roku zniósł jednostronnie bezwizowy ruch na granicy polsko-enerdowskiej, co przerwało masowy napływ polskich turystów na berlińskie sklepy i przygraniczne bazary. Ruszyła też maszyneria antypolskiej propagandy. Ulegali jej nawet ci ludzie, którzy nigdy nie byli do Polski wrogo nastawieni. Straszono, że Solidarność zagraża ładowi społecznemu w NRD. Wygrzebywano stare antypolskie resentymenty: Polacy są leniwi, nie chcą pracować, tylko strajkują, kradną i wykupują NRD.
Propaganda enerdowska używała nawet terminologii i symboliki nazistowskiej. W sierpniu 1981 roku, przed drugą turą kongresu Solidarności, dziennik Neues Deutschland donosił o „kontrrewolucyjnych atakach przywódców Solidarności na polski naród i władzę socjalistyczną”, a także o bojówkach przypominających do złudzenia nazistowskie grupy szturmowe SA. Ale na tym nie koniec. Propaganda enerdowska przedstawiała Polskę także w roli ofiary. W wydaniu Neues Deutschland z września 1980 roku można było przeczytać w artykule pod tytułem "Antypolskie wilki w skórze owiec” o polskich robotnikach, „ofiarach ośrodków zachodnich, które podjudzają ich przeciwko Związkowi Radzieckiemu, innym bratnim krajom i realnemu socjalizmowi”. Z miesiąca na miesiąc ataki na Solidarność nasilały się. Przypisywano jej winę za „erozję socjalizmu”.
Enerdowscy szpicle w Polsce
Z dokumentów ze spotkań z bratnią PZPR wynika, że Erich Honecker już w latach 70-tych bez skrupułów rugał odwiedzające NRD polskie delegacje za politykę Gierka oraz tolerowanie niezależnych ruchów obywatelskich.
W grudniu 1980 roku wystąpił na zwołanej na jego wniosek w Moskwie naradzie Układu Warszawskiego z pomysłem interwencji wojskowej w Polsce. Miała ona na celu – jak to nazwał – „rozbicie sprzysiężenia kontrrewolucyjnego i umocnienie władzy ludowej”. Dlatego komuniści enerdowscy z zadowoleniem przyjęli rok później stan wojenny, który jak twierdzili, wyzwolił Polskę „z morderczego uścisku kontrrewolucji”.
Stasi Mielkego lubiła mieć wszystko pod kontrolą na własnym podwórku i u sojuszników. Do 1980 roku bezpieka enerdowska nie podejmowała na terytorium Polski samodzielnych akcji – twierdzi Monika Tantzscher, która w urzędzie ds. Akt Stasi zbadała pod tym kątem dokumenty i protokoły. Dopiero po podpisaniu porozumień Gdańskich, rząd Honeckera zlecił Stasi ratowanie wszystkimi dostępnymi środkami PRL, najsłabszego ogniwa w Układzie Warszawskim.
Drugiego września Mielke wystosował alarmujące pismo do wszystkich grup operacyjnych i wywiadowczych, które otrzymały zadanie inwigilowania środowisk opozycyjnych w Polsce oraz polskiej emigracji i sympatyków Solidarniości na Zachodzie.
Wpaść we własne sidła
We wrześniu 1980 roku rozpoczęła działalność w Warszawie specjalna grupa operacyjna Stasi. Rezydowała w ambasadzie NRD. Jej biura mieściły się także we Wrocławiu, Gdańsku, Katowicach i Szczecinie. W tym czasie węszył w Polsce wywiad enerdowskiej Armii Ludowej NVA. Dwudziestoosobowa grupa zbierała, bez wiedzy Polaków, informacje o polskim wojsku. Po zniesieniu ruchu bezwizowego zmobilizowano także siły regionalnych oddziałów Stasi wzdłuż polsko-enerdowskiej granicy. „Grupy robocze - Polska” współpracowały z władzami sąsiednich województw – opowiada Monika Tantzscher - porozumiewano się ukrytymi sygnałami przy kontroli paszportowej. W ten sposób wyławiano osoby do kontroli celnej. Zdarzyła się kiedyś wpadka. Kilku enerdowskich szpicli zatrzymała polska milicja, a szef wywiadu, Markus Wolf musiał interweniować o zwolnienie swoich ludzi".
O ogromnym wzroście zainteresowania enerdowskich służb specjalnych Polską świadczą także koszty działalności specjalnej grupy operacyjnej. Pierwotnie wnioskowana na działalność w 1981 roku suma w wysokości 80 tys marek enerdowskich wzrosła czterokrotnie. Na rok 1982 złożono wniosek o przyznanie na ten sam cel 400 tys. marek enerdowskich. W uzasadnieniu czytamy, że środki te przeznaczone są dla "polskich patriotów i osoby kontaktowe".
"Działania służb specjalnych w Polsce nie służyły wyłącznie pozyskiwaniu informacji" – zaznacza były podwładny Markusa Wolfa, Günter Bohnsack: "Były też dwie osoby od brudnej roboty. Wydział X stosował środki wojny psychologicznej, czyli oczernianie instytucji i ludzi, rozpowszechnianie plotek i pomówień. Robiliśmy to na Zachodzie i kazano nam to też robić w Polsce. Rozkaz brzmiał: opleść Solidarność siecią dezinformacji. Na przykład w środowisku dziennikarskim puszczaliśmy plotki, że Solidarność jest ruchem kierowanym z Zachodu i stamtąd finansowanym, albo że Wałęsa ma konto bankowe w Paryżu".
Enerdowskie pały dla polskiego ZOMO
Monika Tantzscher natknęła się w archiwum Stasi na ciekawy dokument, z którego wynika, że w listopadzie1981 roku polskie MSW poinformowało enerdowskich kolegów o zamiarze wprowadzenia stanu wojennego. 5 listopada 1981 roku, jak potwierdza protokół, w Berlinie wschodnim przebywał "wiceminister spraw wewnętrznych general brygady Zajączkowski , aby poinformować ministra spraw wewnętrznych Dickela i Mielkego o przygotowaniach do stanu wojennego i jego wprowadzenia". (Źródło: str. 231 "Die geheimdienstlichen Beziehungen der DDR zu Polen" w Deutschlandarchiv, Sonderdruck 2/2001) i w tym samym czasie pisemnie poprosiło o wsparcie w postaci dostaw narzędzi do pałowania i rozganiania demonstrantów - to wynika z protokołu ze spotkania w Berlinie z ówczesnym wiceszefen MSW z datą 5 listopada 1981 roku.
-"Pierwszą partię dostarczono już dzień po wprowadzeniu stanu wojennego. Na liście było 350 tysięcy granatów łzawiących - ostatnią partię zamówiono na 30 sierpnia 1982 roku, na drugą rocznicę Porozumień Gdańskich - 10 pojazdów opancerzonych. 17 grudnia dostarczono tysiąc tarcz i po dziesięć tysięcy pałek drewnianych i gumowych oraz aparaty fotograficzne”.
Całkowita wartość tych dostaw „solidarnościowych” dla polskich towarzyszy, wyniosła 6,6 milionów marek NRD. Pracownicy bezpieki enerdowskiej przekazali w tym czasie dodatkowo darowiznę wartości pół miliona marek wschodnich na konto akcji „Pomoc dla polskich dzieci”.
Autor: Barbara Cöllen
red. odp. Agata Kwiecińska