Powstanie ludowe w NRD 17.06.1953. Pierwszy zryw wolności [WYWIAD]
17 czerwca 2013Róża Romaniec: Określa Pan powstanie ludowe w NRD w 1953 roku „powstaniem wypartym”. Dlaczego?
Krzysztof Ruchniewicz: Tak je nazywam, bo wśród Polaków to powstanie w ogóle nie funkcjonuje. Przykładamy dużą wagę do tradycji powstań i walki o niepodległość – posłużę się wręcz sloganem „za waszą i naszą wolność” – ale powstanie w NRD w żaden sposób nie utkwiło w polskiej pamięci zbiorowej. Dlatego jest ono dla mnie wyparte.
RR: Dlaczego właściwie nie utkwiło w pamięci?
KR: To jest rzeczywiście ciekawe, zwłaszcza gdy uwzględnimy reakcje Polaków zaraz po powstaniu. Społeczeństwo polskie reagowało bowiem na nie bardzo przyjaźnie. Były to naturalnie reakcje zróżnicowane, ale biorąc pod uwagę, że minęło dopiero osiem lat od zakończenia II wojny światowej i możnaby się spodziewać wielu negatywnych wypowiedzi, działo się inaczej. Materiały źródłowe pokazują, że żywo się na ten temat dyskutowało, a społeczeństwo było dość dobrze poinformowane o przyczynach powstania.
RR: Skąd wtedy to dobre poinformowanie?
KR: W 1953 Polacy mieli dostęp do stacji radiowych, np. Wolnej Europy, a poza tym żyło wtedy jeszcze w Polsce wielu Niemców, którzy otrzymywali informacje od swoich rodzin. Polacy czytali też między wierszami w komunistycznej prasie, a ta sporo drukowała. Na tej podstawie wyciągano wnioski.
RR: Pan dotarł niedługo po 1989 do szeregu oryginalnych raportów z owego czasu. Opisują one przychylne reakcje społeczeństwa polskiego wobec powstania 1953 w NRD, ale też reakcje władz PRL. Jakie były te reakcje?
KR: Władze PRL szybko zareagowały i zleciły swoim służbom intensywne obserwowanie społeczeństwa. Obawiano się, że także w Polsce może dojść do podobnych sytuacji. Tym bardziej, że wcześniej też zapowiedziano podwyższenia norm i to nawet wiele większe, niż w NRD. Stąd obawa przed powtórzeniem wydarzeń. Oprócz obserwacji zalecano, by nie dopuszczać do spotkań i dyskusji w zakładach pracy. Kiedy okazało się, że powstanie ludowe w NRD trwało zaledwie kilka dni, władze PRL odetchnęły. Ale co ciekawe: wtedy włączyły się służby Berlina zachodniego, które zaraz po upadku powstania w NRD informowały, że do podobnych protestów dochodzi jakoby w Polsce. Niektóre media informują nawet bardzo szczegółowo o „wydarzeniach”, np. że z Krakowa, gdzie miały mieć miejsce podobne protesty oraz że wojska radzieckie miały wkroczyć do polskich miast.
RR: Czyli zachodnie służby chciały coś sprowokować?
KR: Można tak powiedzieć. Ciekawe jednak jest, że polska redakcja Wolnej Europy i gazety polskojęzyczne na emigracji postanowiły sprawdzić te „rewelacje”. Krótko potem donoszą, że takie wypadki nie miały miejsca w Polsce. Sprawdzano np. co nadaje polskie radio. Kiedy bowiem w NRD wybuchło powstanie, w radiu była jedynie muzyka klasyczna – to był sygnał, że coś się dzieje. W Polsce programy były normalnie nadawane, więc widocznie do niczego nie doszło.
RR: Ale Zachód liczył na kontynuację powstania w Polsce?
KR: Tak, i to by się nawet układałoby w pewną całość. Były przecież wcześniej zamieszki w Pilźnie w Czechosłowacji, potem w wielu innych miastach NRD i oczekiwano, że po śmierci Stalina cały blok wschodni będzie chciał zrzucić uzależnienie od Moskwy.
RR: Dlaczego więc Polacy nie poszli wtedy na barykady jak w NRD?
KR: W Polsce sytuacja była bardzo złożona i większy terror. W NRD po powstaniu terror nieco złagodniał, natomiast w Polsce po śmierci Stalina się wręcz wzmocnił (nie tylko procesy biskupów, ale też uwięzienie kardynała Wyszyńskiego). Nie było wtedy raczej gotowości i takiego wrzenia w społeczeństwie, aby wywołać powstanie. Dochodzi do tego dopiero trzy lata później. Trzeba więc podkreślić, że obywatele NRD byli pierwszymi, którzy wystąpili przeciwko władzom komunistycznym.
RR: Na ile wyparciu tego faktu ze świadomości społecznej w Polsce pomógł późniejszy stereotyp obywatela NRD - biernego i wierzącego w reformowalność socjalizmu?
KR: To słuszna uwaga. Ale trzeba zauważyć, że w samym NRD po powstaniu dochodzi do zmian personalnych i ludzie mają mimo wszystko wrażenie pewnej stabilizacji. Ci aktywniejsi uciekają do momentu budowy muru w 1961 na Zachód, a później mamy do czynienia z małą stabilizacją a lá NRD. Pomijając nieliczną opozycję enerdowską, obywatele skoncentrują się na życiu osobistym, czyli na jakimś hobby, ogródku itp. W latach 70-tych mogliśmy bez większych problemów tam pojechać i być świadkami tego typu sytuacji. Wszelkie rozmowy polityczne nie wchodziły wtedy w rachubę. To Polska była wówczas bardziej rozpolitykowana. Jest nawet stary dowcip o spotkaniu dwóch psów na polsko-niemieckiej granicy: ten enerdowski zazdrości polskiemu, że ten może sobie poszczekać jak chce, a polski odwrotnie, bo ten enerdowski "może się nażreć do syta". Tak się wtedy postrzegaliśmy i to miało wpływ na ocenę tego pierwszego powstania. Dopiero upadek komunizmu pozwolił właściwie poznać to powstanie. Wcześniej się mówiło o powstaniu robotniczym, dziś mówimy o ludowym. Wiemy dziś o wiele więcej niż wtedy, np. że miało miejsce w ponad 700 miejscowościach i brało w nim udział ok. miliona osób. Kilkanaście tysięcy osób aresztowano, a ostatnie zwolniono dopiero w latach 60-tych. To pokazuje, w jakiej traumie żyli ci ludzie i ich rodziny oraz że nie były zainteresowane obnoszeniem się na zewnątrz z powodami odsiadywania kary więzienia przez krewnych.
RR: Jaką rolę w historii przypisuje się powstaniu ludowemu w NRD dzisiaj, zwłaszcza w kontekcie europejskiej opowieści o rewolucjach wolnościowych?
KR: Na pewno powinniśmy na nie zwracać uwagę, bo było jednak próbą walki ludzi o prawa człowieka, wolność i dowód na dezaprobatę społeczną tego, co się stało. Za żądaniami ekonomicznymi poszły szybko polityczne, jak zjednoczenia Niemiec i wolne wybory. W kontekście polsko-niemieckim domagano się nawet rewizji granicy na Odrze i Nysie, zwłaszcza w miejscowościach wzdłuż granicy enerdowscy powstańcy wysuwali takie żądania. Pokazuje to, że mamy do czynienia z ogromnym powstaniem ogólnonarodowym, które wpisuje się w kontekst powstań, do jakich dochodziło w bloku wschodnim i jest częścią wspólnego doświadczenia tej części Europy. W przyszłym roku będziemy obchodzić 25-lecie roku 1989, czyli apogeum powstań. Możemy wtedy powiedzieć, że niektóre kraje powstawały tylko raz, a inne wielokrotnie. Bo elementem łączącym jest właśnie rok 1989 i wydarzenia, jak Okrągły Stół w Polsce, upadek muru berlińskiego i aksamitna rewolucja w Czechosłowacji – co ostateczne uniezależniło tę część Europy od Moskwy.
RR: Dziękuję za rozmowę.
*Krzysztof Ruchniewicz (ur. 1967) – polski historyk, specjalizujący się w historii najnowszej, historii Niemiec, integracji europejskiej, stosunkach polsko-niemieckich w XX w., dziejach Polaków w Niemczech, międzynarodowych badaniach podręcznikowych. Profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Wrocławskiego; dyrektor Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. W. Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego.