Prasa o dronach nad Kremlem: znak słabości reżimu
4 maja 2023Pytanie, co dokładnie przeleciało i wybuchło w nocy nad Kremlem, „zapewne na długo pozostanie jedną z nierozwiązanych zagadek związanych z rosyjską wojną napastniczą przeciwko Ukrainie” – pisze w czwartek (4.05.2023) niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ), komentując rosyjskie doniesienia o uderzeniu drona w kopułę rezydencji prezydenta Władimira Putina na Kremlu. Rosja oskarżyła w środę Ukrainę o próbę zamachu na Putina, zaś Kijów stanowczo zaprzeczył, jakoby miał cokolwiek wspólnego z tym zdarzeniem.
„Ale niezależnie od tego, kto wypuścił obiekt latający, który najwyraźniej spowodował pożar kopuły Pałacu Senackiego, to incydent ten jest znakiem słabości rosyjskiego reżimu” – ocenia autor komentarza Reinhard Veser.
Porażka rosyjskiego wojska i służb
Jak dodaje, ciężko jest sobie wyobrazić, by rosyjska obrona przeciwlotnicza była „tak źle rozlokowana, tak niekompetentna czy tak ospała, że dopiero w ostatniej sekundzie spostrzegła i udaremniła atak drona na symbol i centrum władzy rosyjskiego państwa”. „Tym bardziej, że Ukraińcom już kilka miesięcy temu udało się trafić w ważne obiekty wojskowe w głębi Rosji” – pisze Veser.
Ocenia, że jeżeli był to atak Ukraińców albo rosyjskich przeciwników reżimu, to jest to „porażka wojska i tajnych służb w Rosji”. „A jeśli – co jednak wydaje się mało prawdopodobne – był to atak zainscenizowany, aby usprawiedliwić przed Rosjanami i światem najnowszą eskalację wojny, to desperacja na Kremlu musiałaby być już bardzo wielka. Oznaczałoby to bowiem, że reżim uważa, iż poparcie Rosjan dla jego wojny jest tak chwiejne, że tylko płomień nad Kremlem może zewrzeć szeregi ludności za dzierżącymi władzę” – konkluduje Veser.
„Zachód musi szybko wyjaśnić incydent”
Z kolei gazeta „Sueddeutsche Zeitung” (SZ) podkreśla, że incydent wymaga pilnego wyjaśnienia przez Zachód. Autor komentarza Stefan Kornelius przypomina, że od początku rosyjskiej inwazji wspierające Ukrainę kraje Zachodu przestrzegają przed „niekontrolowaną eskalacją” i wspólnie z rządem prezydenta Wołodymyra Zełenskiego „sygnalizują, iż w wojnie obronnej chodzi o wyzwolenie ukraińskiego terytorium, a nie o wojnę lądową na ziemiach rosyjskich”.
„Dlatego prawie nie było ataków rakietowych na obszar Rosji, raz drony trafiły w lotnisko w głębi kraju, a raz po raz niszczone były miejsca o znaczeniu logistycznym. Ostatnio dochodziło do eksplozji na rosyjskich trasach kolejowych. Bliskość granicy i militarne znaczenie transportu towarowego pozwalają wyciągać wniosek, że mogły to być akty sabotażu” – pisze Kornelius.
Pretekst dla Putina?
I wskazuje, że ta powściągliwość ma istotny powód: „Rosja jako mocarstwo nuklearne ma ostateczną dominację w zakresie możliwości eskalacji i zawsze sygnalizowała, że jest gotowa do użycia taktycznej broni jądrowej, jeżeli rosyjskie terytorium zostanie zaatakowane” – zauważa komentator „SZ”. I dodaje, że Putin nigdy nie odrzucił tej opcji, chociaż w wielu rozmowach, ostatnio podczas spotkania z chińskim przywódcą Xi Jinpingiem, przestrzegano go, iż „w tej wojnie nie ma miejsca dla broni jądrowej”.
„Rzekomy incydent z dronami nad Kremlem nasuwa zatem dwa pytania: Dlaczego Ukraina akurat teraz miałaby zerwać z dogmatem wojny kontrolowanej? I czy incydent ten dostarczy Putinowi pretekstu do odpalenia najstraszniejszej broni? Dlatego – w miarę możliwości Zachodu – trzeba jak najszybciej wyjaśnić, czy nad Kremlem przechwycono drony z Ukrainy, czy też był to atak sfingowany, czy może atak wewnętrznego rosyjskiego przeciwnika” – pisze dziennikarz „Sueddeutsche Zeitung”. I dodaje, że zadziwiające byłoby już samo to, iż obiekt latający dotarł niezauważony do wież Kremla.