Prezydent Joe Biden. I co to oznacza dla Europy
20 stycznia 2021Dla francuskiego ministra ds. europejskich Clémenta Beaune'a jest jasne: - Europa powinna wziąć na siebie większą odpowiedzialność. Koncepcja strategicznej autonomii nie traci nic na znaczeniu w momencie przejęcia sterów władzy przez tandem Biden / Harris. - Europa powinna zdefiniować swoje wartości i interesy. Oczywiście nie przeciwko Stanom Zjednoczonym; trzeba współpracować – zaznacza francuski minister. W każdym razie ma on nadzieję, że współpraca w zakresie ochrony klimatu, bezpieczeństwa i polityki handlowej będzie znacznie lepsza – jak podkreślił Beaune, uważany za zaufanego francuskiego prezydenta. – Konieczny jest nowy start tego partnerstwa.
Strategiczna autonomia nie jest przekleństwem
Kiedy Emmanuel Macron lansował pojęcie „strategicznej autonomii” na określenie relacji między Europą a Stanami Zjednoczonymi, można było odnieść wrażenie, że chce w ten sposób odciąć się od Warszawy czy Berlina. Teraz jego europejski minister próbuje uściślić tę koncepcję: oczywiście, że nikt nie chce zaniedbywać partnerstwa ani NATO, ale „Stany Zjednoczone będą nadal wymagać od nas o większej autonomii. Będą prosić nas o wzięcie na siebie większej odpowiedzialności i, na przykład, zwiększenie wydatków na obronę – wyjaśnia Beaune.
W tym kontekście Beaune broni również bardzo krytykowanego nowego porozumienia UE-Chiny: - Dziwne byłoby przekonanie, że UE nie ma prawa sama podpisywać umów. Przecież nie jest ona skierowana przeciwko nowemu prezydentowi USA. Europa powinna jednak wiedzieć, czego chce i brać na siebie odpowiedzialność pod każdym względem – wyjaśnia francuski polityk.
Można odnieść wrażenie, że rząd w Paryżu chce trzymać się swojej strategii większej niezależności europejskiej, także wobec administracji Bidena, zgodnie z francuską tradycją traktowania sojuszu transatlantyckiego bardziej sceptycznie niż reszta Europy.
Europa musi być częścią rozwiązania
Europejczycy powinni bardzo szybko zasygnalizować rozbrat z administracją Trumpa w Waszyngtonie - uważa Jana Puglieri z ośrodka Council on Foreign Relations w Berlinie: - Mamy za sobą cztery trudne lata, teraz znow jest szansa na zbliżenie i powitanie nowego prezydenta z otwartymi ramionami - mówi. To przesłanie i gotowość do aktywnej współpracy byłyby ważne również dla Joe Bidena w jego kraju: - Nie jesteśmy żadnymi wasalami i nie można cofnąć czasu, ale należałoby pokazać nowemu rządowi, że Europa jest zaangażowana w multilateralizm i chce przejmować kolejne zadania – wyjaśnia politolożka.
Biden jest tak przytłoczony zadaniami w polityce wewnętrznej, że z zadowoleniem przyjmie to, jeśli Europa zajęłaby się określonymi tematami - na przykład sytuacją na Białorusi w swoim najbliższym sąsiedztwie.
- Powinniśmy być częścią rozwiązania, a nie częścią problemu - wyjaśnia Jana Pulgieri, zaznaczając, że popiera ona ideę pewnej strategicznej autonomii dla Europejczyków, aby mogli stać się lepszymi partnerami. - Paryż obawia się, że ambicje Europejczyków znowu usną. A w Berlinie jest niepewność wobec minimalnej przewagi Bidena i świadomość, że USA nie będą wiecznie wszędzie się angażować. To oznacza, że Europa musi zdecydowanie stać się silniejsza i powinna aktywniej starać się utrzymać USA jako partnera.
Po objęciu urzędu przez Joe Bidena Pulgieri doradzałaby Europejczykom skoncentrowanie się w pierwszej kolejności na „lżejszych kwestiach”, obiecujących szybkie rezultaty: polityce klimatycznej, negocjacjach z Iranem, roli NATO. - Wczesnym latem odbędzie się szczyt NATO, na którym europejscy partnerzy powinni zasygnalizować przypływ nowej energii i nową koncepcję strategiczną.
Z drugiej strony polityka handlowa pozostanie niezwykle trudna i trzeba będzie zacząć od małych kroków. A jeśli chodzi o porozumienie UE-Chiny, ekspertka jest krytyczna: - Absolutnie musimy naprawić zły start w polityce wobec Chin”.
Nowe rozdanie w partnerstwie transatlantyckim
Porozumienie z Chinami było niefortunne - uważa także Reinhard Bütikofer, poseł Zielonych w Parlamencie Europejskim. - Należało zupełnie inaczej się za to zabrać. Nie chodzi przy tym o zwrócenie się do Stanów Zjednoczonych o zgodę. Chodzi o współpracę obu stron w tej i wielu innych kwestiach. Ze strategicznego punktu widzenia takie solowe występy Europejczyków nie mają sensu, ale jest wystarczająco dużo czasu, aby usiąść do stołu i o tym porozmawiać. Umowa wejdzie bowiem w życie dopiero za zgodą Parlamentu Europejskiego, a do tego czasu jest wiele okazji do dyskusji.
Bütikofer uważa, że Europejczykom nie udało się wysłać ważnego sygnału do Waszyngtonu, Pekinu i reszty świata: - Jest nowe rozdanie i partnerstwo transatlantyckie będzie rewitalizowane - podkreśla. Poza tym uważa on, że priorytet należy przyznać polityce klimatycznej, a w dalszej kolejności polityce handlowej i bezpieczeństwa. Nie można pozwolić sobie na luksus koncentrowania się na tylko jednym temacie - przyznaje. - Musimy żuć gumę i biegać - mówi Bütikofer, posługując się amerykańskim określeniem wielozadaniowości.
Koniec koszmaru?
- Jedną ze zmian, które ekipa rządowa Bidena wprowadzi w odniesieniu do Europy, będzie koniec z pogardą wobec Europy, która manifestował Trump - mówi Judy Dempsey z Carnegie Europe. Ponadto Biden rozumie Europę i dobrze zna Angelę Merkel. Dempsey również dostrzega większe wyzwania dla Europejczyków, zwłaszcza w polityce bezpieczeństwa i obrony. I być może szansę na wznowienie negocjacji w sprawie kontroli broni jądrowej. Jednak stosunki transatlantyckie należy otworzyć poza oś Europa-USA, aby zacieśnić współpracę z innymi demokracjami. Od Kanady po Japonię powinno być możliwe uzgodnienie wspólnych strategii bezpieczeństwa, obrony i handlu z Chinami, Indiami i Ameryką Łacińską.
- Europa przeżyje lekki wstrząs - uważa Judy Demsey, ale dzięki ożywieniu umów handlowych, takich jak TTIP między Waszyngtonem i Brukselą, Zachód może wiele zrobić, aby ustanowić wspólne normy i wartości, a także zasady przejrzystości i inwestycji. Koszmar lat Trumpa można jednak przezwyciężyć tylko wtedy, gdy spróbuje się zrozumieć, co napędza ruch prawicowy i populistów oraz w jaki sposób można regulować media społecznościowe. Reżimy autorytarne chciały osłabić demokrację poprzez cyberataki lub finansowanie takich ruchów - podkreśla Judy Dempsey. - Administracja Trumpa obnażyła słabość instytucji demokratycznych, ale ukazała także ich siłę. Ale to, jakie jest ich dziedzictwo, pozostaje kwestią absolutnie otwartą.