Prof. Robert Traba: PiS gra w Niemca – wiecznego wroga
20 listopada 2021Deutsche Welle: W opublikowanym w najnowszym wydaniu „Kultury Liberalnej” tekście napisał pan, że rządząca w Polsce od 2015 roku prawica traktuje Niemcy jak „odwiecznego wroga”, grając antyniemieckim resentymentem zarówno w polityce zagranicznej, jak i wewnętrznej. Czy jest to element szerszej strategii, kontynuacja przedwojennych endeckich fobii, czy może cyniczna gra polityków Prawa i Sprawiedliwości (PiS) i jego sojuszników?
Prof. Robert Traba: Z jednej strony mamy do czynienia z przez lata skrywaną, a dziś jawną tradycją endeckiego myślenia o Niemcach jako wrogu Polski, a z drugiej strony ze strategią filozoficznie ugruntowaną w latach 30. przez Carla Schmitta (niemiecki prawnik, teoretyk państwa autorytarnego) budowania polityki na opozycji wróg-przyjaciel. Druga strona nie jest w tym przypadku przeciwnikiem, lecz wrogiem, którego należy zniszczyć, wypchnąć z debaty publicznej. Taka strategia jest preferowana i realizowana przez ten rząd.
Pisze Pan, że symbolicznym początkiem antyniemieckiej strategii PiS był użyty w kampanii prezydenckiej przez obóz Lecha Kaczyńskiego chwyt „na złego Niemca” – czyli hasło o „dziadku z Wehrmachtu” użyte przeciwko Donaldowi Tuskowi. Czy te propagandowe chwyty nie mają jednak dłuższej tradycji? Czy nie przypominają komunistycznej propagandy z czasów Władysława Gomułki?
- Tak, porównanie z latami 60. samo się nasuwa. Różnica polega na tym, że granie wrogiem - Niemcem i Żydem, bo nie wolno zapomnieć o kampanii antysemickiej z marca 1968 roku, miało miejsce w państwie autorytarnym i nie miało realnego znaczenia politycznego, chociaż pozostawiło do dziś ślady w myśleniu. Natomiast dziś mamy żywą walkę polityczną, w której chodzi o przeciągnięcie iluś tam procent głosów na swoją stronę. To ma praktyczny polityczny skutek, a równocześnie przynosi olbrzymie długofalowe szkody.
Opozycja wydaje się wobec tej propagandy całkowicie bezradna. Jest oskarżana przez prawicowe media o zdradę z powodu współpracy z niemieckimi instytucjami i fundacjami, tak jakby Niemcy nie były naszym partnerem w Unii Europejskiej, lecz śmiertelnym wrogiem, z którym jesteśmy w stanie wojny.
- Lekarstwem na prawicową propagandę nie może być zwalczanie tej propagandy. Takim panaceum powinna być alternatywna opowieść o relacjach polsko-niemieckich jako historii sukcesu, pozytywnego symbolu. Musimy pokazać pozytywne skutki porozumienia i współpracy z Niemcami.
Dlaczego ten głos jest tak słaby? Dlaczego opozycja sprawia wrażenie, jakby bała się zarzutów o zdradę, jakby wstydziła się dobrych relacji z Niemcami?
- Coś w tym jest. Myśleliśmy w końcu lat 90., a mam na myśli formację liberalno-lewicową w Polsce, że wiele spraw zostało pozytywnie przepracowanych w zbiorowej mentalności Polaków. Okazało się, że było to złudzenie. Silniejsze okazały się resentymenty drzemiące podskórnie w naszej mentalności, które łatwo było pobudzić.
Przykładem niemocy jest fiasko stworzenia liberalno-lewicowego imaginarium politycznego, które byłoby mitem fundacyjnym dla konsolidacji Polaków. Myślę o fiasku zabiegów o ustanowienie dnia 4 czerwca (1989) świętem narodowym Polaków. To byłby czytelny symboliczny punkt odniesienia. Niestety, nie udało się, nie byliśmy wystarczająco konsekwentni.
Dużo uwagi poświęca pan rozkręceniu przez PiS w 2017 roku kwestii reparacji wojennych od Niemiec.
- To mnie najbardziej boli, ponieważ jest to gra na bardzo wrażliwej tkance polskiego doświadczenia historycznego. W kręgu rodziny każdy znajdzie kogoś, kto był ofiarą niemieckiej okupacji. Trzeba o tym mówić, nie można w imię przyjaźni zapomnieć o tym.
Grając na tych uczuciach, rzucono hasło, które na początku sierpnia 2017 roku rozgrzało Polskę. Wcześniej był kongres PiS, na którym Jarosław Kaczyński zapowiedział walkę o reparacje. Od tego czasu minęło cztery i pół roku i nic się nie dzieje. Tylko wtedy, gdy jest potrzebna antyniemiecka czy anty-unijna mobilizacja, odgrzewa się ten temat. Polskie władze nie prowadzą rozmów dyplomatycznych z Niemcami, nie działają za kulisami, a tylko rozgrywają ten temat jak spektakl do pobudzania ludzkich emocji. To nakręca roszczenia.
Przytacza pan wyniki badań, z których wynika, że najbardziej roszczeniową grupą są młodzi ludzie w wieku 25-34 lat, czyli wnuki ofiar, a nie ofiary wojny i ich dzieci.
- W pokoleniu wnuków rozbudzono emocje. Pokoleniu, które wyrosło w czasach idei współpracy polsko-niemieckiej.
Czy to znaczy, że zwolennicy pojednania i porozumienia z Niemcami ponieśli porażkę? Czy budowany od lat 60. dorobek został zaprzepaszczony?
- Mamy do czynienia z wahnięciem, wynikającym z chwilowego sukcesu polityki grania wrogiem. Myślę, że jest to sukces przejściowy. Cały dorobek współpracy nie zginie. Liczę na ciągle intensywną współpracę samorządów, choćby między Warszawą a Berlinem. Przejściowa koniunktura przechyliła szalę na drugą stronę, ale nie możemy się poddać.
W prowadzonej przez PiS „grze na wroga” chodzi w gruncie rzeczy o agitację i eskalowanie emocji wśród własnych zwolenników, czyli około 25-30% społeczeństwa polskiego.
Kto jest podatny na takie chwyty?
- Z ostatnich badań opinii publicznej wynika, że 36% Polaków neguje teorię ewolucji; 28% uważa, że ludzie żyli razem z dinozaurami, a ponad 25% nie rozumie wpływu inflacji na wartość nabywczą naszych domowych portfeli. Taka mniej więcej część społeczeństwa jest też najbardziej podatna na teorie spiskowe odwołujące się do „strachu” czy „wroga”. I to głównie do tej części społeczeństwa adresowana jest agitacja partii rządzącej.
A ponieważ ten sposób myślenia dominuje w opanowanych przez prawicę mediach publicznych, możemy ulec łatwo złudzeniu, że tak myśli większość Polaków. To błąd. Mamy niezaprzeczalny kapitał pozytywnego myślenia, tyle, że musi on dostać jasne wsparcie w alternatywnych programach i publicznych narracjach opozycji.
Kiedy wojna i okupacja przestaną mieć decydujący wpływ na relacje polsko-niemieckie? W „Krytyce Liberalnej” pisze pan, że dopiero po odejściu pokolenia wnuków ofiar, strategia grania na niemieckiego wroga straci rację bytu.
- To prawda. Świadków wojny jest coraz mniej, ale pokolenia następne też muszą sobie z doświadczeniami rodziców i dziadków poradzić. Traumę się dziedziczy. Trzeba doprowadzić do umiejętności racjonalnego opowiedzenia o niej. Wtedy historia przestanie straszyć, przestanie być elementem żywej polityki.
Rozmawiał Jacek Lepiarz
*Robert Traba – profesor nauk społecznych i historyk; pracuje w Instytucie Studiów Politycznych PAN w Warszawie. Do grudnia 2020 roku był współprzewodniczącym Wspólnej Polsko-Niemieckiej Komisji Podręcznikowej. W latach 2006 – 2018 kierował Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie.
Tekst „Gra w ”Niemca – wiecznego wroga”. Trzy strategie polityczne” ukazał się w numerze 671 „Kultury Liberalnej” z 16.11.2021