Putin i NATO. Kolejny poziom eskalacji OPINIA
20 października 2021W prześmiewczym tonie, który stał się znakiem firmowym rosyjskiego ministra spraw zagranicznych, Siergiej Ławrow zasugerował, że „w pilnych sprawach” Sojusz powinien zwrócić się do ambasady Moskwy w Brukseli, która jest wyłącznie odpowiedzialna za stosunki dwustronne między Rosją a Belgią.
Gdyby rzeczywiście istniało coś takiego jak normalne stosunki między NATO a Rosją, byłyby jakieś „pilne sprawy” do rozwiązania: chociażby Afganistan, napięcia w regionie Indo-Pacyfiku, terroryzm, globalne problemy migracyjne.
Akt Założycielski NATO-Rosja z 1997 roku nigdy nie został oficjalnie unieważniony, jednak od początku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego w 2014 roku stosunki między Moskwą a Sojuszem są bardziej niż chłodne.
Dla prezydenta Rosji Władimira Putina ten rozłam jest logiczny. Nie tylko dlatego, że boi się, jak zawsze, wyjść na „słabeusza”. W referendum w 2020 roku, powszechnie postrzeganym jako sfałszowane, Putin zapewnił sobie możliwość pozostania na Kremlu do 2036 roku, co w praktyce czyni go dożywotnim prezydentem.
Kolejny punkt krytyczny
Od tego czasu rozpoczął nową fazę swojej nowej zimnej wojny z Zachodem, której ostatecznym symbolem jest NATO. W podważaniu, a nawet niszczeniu jedności wspólnoty transatlantyckiej widzi on nie tylko gwarancję bezpieczeństwa dla swojego reżimu, ale także dla swojego historycznego dziedzictwa.
Zamknięcie stałego przedstawicielstwa przy NATO daje Kremlowi pretekst − choć tylko formalny − do stopniowej eskalacji napięć z sąsiadami Rosji. Przede wszystkim z Ukrainą, ale także z Polską i krajami bałtyckimi. Dla Putina takie napięcia są ważnym narzędziem. W ten sposób może podzielić Zachód i sprowokować podziały w NATO.
Jak mogłaby wyglądać dalsza eskalacja? Możliwe byłyby działania militarne, takie jak blokada Cieśniny Kerczeńskiej na Morzu Czarnym, a być może nawet portów ukraińskich. Jeśli chodzi o wschodnią flankę NATO, Moskwa pomaga zaostrzyć kryzys migracyjny na granicy litewskiej i polskiej, wspierając białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenkę. Istotną częścią taktyki Kremla jest testowanie bezpieczeństwa granic NATO.
As w rękawie Putina
Kreml jest przekonany, że taka polityka pomoże przeciwstawić "dobrych" Francuzów, Niemców, Włochów i Belgów "złym" Polakom, Czechom, Litwinom, Łotyszom i Rumunom i wbić między nich klin.
Kilka tygodni temu rosyjski ambasador w Belgii, Aleksander Tokowinin, dał kolejny przykład tej taktyki. W rozmowie z belgijskimi dziennikarzami dyplomata zachwalał Belgię jako kraj, który − w przeciwieństwie do niewymienionych z nazwy innych państw europejskich − „nie stwarza problemów” w relacjach z Rosją.
„Jesteście rozsądnym krajem” − powiedział protekcjonalnym tonem kolonialnego zarządcy. I natychmiast przeszedł do innego ważnego tematu: jak użyteczne i opłacalne jest dla każdego europejskiego kraju bycie klientem rosyjskiego giganta energetycznego Gazpromu.
To również jest symptomatyczne. Obecny kryzys energetyczny, który Moskwa wykorzystuje na swoją korzyść, jest kulminacją wyjątkowo udanego dla Putina roku: genewskiego szczytu z Joe Bidenem, który zakończył jego międzynarodową izolację, zwycięstwa wyborczego SPD (postrzeganej jako partia przyjazna Moskwie) oraz wizyty w Moskwie najwyższej dyplomatki Departamentu Stanu USA Victorii Nuland w celu omówienia rozbrojenia i ewentualnej roli Rosji w rozwiązaniu problemu afgańskiego.
Jest to dobry czas dla rosyjskiego reżimu na promocję strategicznego gazociągu Nord Stream 2. Jego podstawowa broń jest gotowa do działania. Zerwawszy z NATO, Kreml będzie jeszcze aktywniej korzystał z tej i innych opcji, którymi dysponuje.